6. 3. Wieczór wigilijny. KolędyPlik pdf:Format 2xA5, do druku na broszurę. Drukowanie dwustronne, krótsza krawędź.
24 grudnia
Początkowo święta Narodzenia Pańskiego (Bożego Narodzenia), a więc i wigilię, obchodzono w różnym czasie: w styczniu, a nawet maju. Władze kościelne, kładąc kres sporom dotyczącym czasu obchodzenia świąt Bożego Narodzenia, ustaliły datę świąt na 25 grudnia.
Wigilia Bożego Narodzenia jest w polskiej kulturze cudownym momentem, w którym "niebo styka się z ziemią". Poprzedza ją długie oczekiwanie, które trwa przez okres Adwentu, a kończy się wieczerzą wigilijną, do której można zasiąść dopiero po zapadnięciu zmroku i pojawienia się pierwszej gwiazdki. Wszystkie zwyczaje i tradycyjne wigilijne przypominają nam o tej niezwykłej prawdzie, że Jezus zamieszkał wśród nas, że Bóg stał się człowiekiem, ażeby wyprowadzić swój lud z niedoli grzechu. Czas Narodzenia Pańskiego jest rzeczywiście świętem odnowy tego wszystkiego, co zostało zrujnowane poprzez grzech.
W polskiej tradycji Wigilia Bożego Narodzenia ma szczególne znaczenie. Już sam poranek był bardzo ważny w przeżywaniu Wigilii. Chodziło przede wszystkim o wczesne wstanie oraz o staranne wykonanie wszystkich czynności, co miało pozytywnie wpływać na przeżycie całego przyszłego roku. To przekonanie w prostych słowach oddaje przysłowie: "jakiś we Wiliją, takiś cały rok". Oprócz tego w Wigilię obowiązywał i wciąż obowiązuje post, który nie tylko podkreśla religijny charakter tego dnia, ale pomaga nam w głębokim przeżywaniu Narodzenia Pańskiego. W wigilijny poranek tradycyjnie ubiera się choinkę i dekoruje nasze mieszkanie w świąteczne znaki. Z Wigilią łączą się jeszcze inne zwyczaje, a raczej przesądy takie jak unikanie pożyczania różnych rzeczy, czy poranne odwiedziny w domach.
Najwspanialsza jednak w przeżywaniu tego całego dnia jest przedświąteczna krzątanina, przyrządzanie potraw, zapachy roznoszące się po całym domu, przygotowanie stołu, ponieważ to wszystko uświadamia nam, że będzie miało miejsce coś niezwykłego.
Kulminacyjny moment tego dnia to wieczerza wigilijna zwana również pośnikiem, która jest skrzętnie przygotowywana w taki sposób, aby dochować wszelkich tradycji.
W naszym kościele, tak jak w poprzednich latach, w dniu 24 grudnia, o godz. 8.00 zgromadzimy się na Mszy św. sprawowanej w intencji naszych bliskich zmarłych. Wtedy od ołtarza będzie można zapalić Betlejemskie Światło Pokoju, aby potem je zanieść na groby naszych zmarłych i do domów na wigilijny stół.
Symboliczny ogień (Betlejemskie Światło Pokoju) zapalony w Grocie Narodzenia Chrystusa w Betlejem przekazują nam harcerze z Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Józefowie nad Wisłą, którzy biorą udział w corocznej skautowej i harcerskiej akcji przekazywania przed świętami Bożego Narodzenia Betlejemskiego Światła Pokoju.
Nazwa wigilia pochodzi od łacińskiego słowa "vigilia" i oznacza czuwanie połączone z oczekiwaniem na jakieś konkretne wydarzenie.
W Kościele słowem wigilia określa się dni poprzedzające wszystkie ważniejsze święta religijne. W przypadku Bożego Narodzenia - wigilia obchodzona jest od VI wieku. Natomiast w Polsce tradycja wigilii przyjęła się w XVIII wieku i stała się powszechną tradycją w wieku XX. Wigilia kojarzy się przede wszystkim z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie, a w nim z uroczystą wieczerzą, tradycjami i zwyczajami rodzinnymi. Jeszcze dziś wigilię polską, połączoną z postem i modlitwą, cechuje szczególna atmosfera wyczekiwania na niepowtarzalną uroczystość domową oraz na wielkie i cudowne wydarzenie, jakim są święta Bożego Narodzenia.
Dzień 24 grudnia w Polsce jest dniem wyjątkowym i ma swoje własne zwyczaje, obrzędy i bogate tradycje. Od najdawniejszych czasów wigilia Bożego Narodzenia otwierała rok słoneczny, wegetacyjny i tradycyjny ludowy rok obrzędowy.
W wiejskiej tradycji Wigilia to powtórzenie sytuacji z raju, gdzie nie ma różnicy między biednymi a bogatymi, między ludźmi a zwierzętami.
W wierzeniach ludowych w przebiegu całego wigilijnego dnia dopatrywano się tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Przepowiadano zwłaszcza pogodę. Przez cały dzień obowiązywał post ścisły. Również w czasie wieczerzy wigilijnej nie spożywano mięsa.
W dniu Wigilii do wieczerzy zasiada się wtedy, gdy zabłyśnie pierwsza gwiazda. Dobrze, jeśli liczba biesiadników jest parzysta. Zawsze stawia się dodatkowe nakrycie dla osoby nieobecnej, która może pojawić się na wieczerzy. W kącie izby musiał się znaleźć snopek słomy, a pod obrusem - siano. Mają one przypominać o ubóstwie świętej rodziny i betlejemskim żłobku. I oczywiście choinka z całą swoją symboliką zawieszonych na niej ozdób.
Pismo Święte, świeca i opłatek. Na wigilijnym stole w centralnym miejscu spoczywało Pismo św. z zaznaczoną Ewangelią opisującą narodzenie Jezusa (Łk 2, 1-14). Obok stała świeca, której ogień symbolizował światło Chrystusa. I oczywiście opłatek, obowiązkowo poświęcony w kościele.
Wieczerza wigilijna. Gospodarz domu lub najstarszy domownik rozpoczyna wieczerzę modlitwą. Potem jest odczytywany opis narodzenia Pańskiego z Ewangelii św. Łukasza (Łk 2, 1-14). Następnie po krótkim przemówieniu każdy z domowników bierze opłatek do ręki i łamiąc się nim ze wszystkimi obecnymi składa życzenia. Z tej okazji także przepraszano się wzajemnie i darowywano sobie urazy.
Po przełamaniu się opłatkiem wszyscy zasiadają do wieczerzy wigilijnej. Podawane są tylko potrawy postne, w liczbie nieparzystej, ale tak różnorodne, by były wszystkie potrawy, jakie się zwykło dawać w ciągu roku. Najczęściej mówi się o dwunastu daniach. Trzeba spróbować każdego, gdyż "ile potraw się opuści, tyle w przyszłym roku ominie nas przyjemności".
W Kościele prawosławnym kolęda, kolada, czyli prawosławna wigilia przypada 6 stycznia. W tym czasie wyznawcy prawosławia witają się słowami "z prazdnikom", a pozdrawiani odpowiadają "wami zdarowymi". W wigilię od rana obowiązuje ścisły post. W każdym prawosławnym domu w kącie pokoju wisi ikona. W wigilię otula się ją haftowanym ręcznikiem i ustawia pod nią wysoki snop zboża z pełnymi kłosami, zwany kwiatem zbożowym. Stoi on aż do Trzech Króli.
Liturgia Wigilii Wieczór wigilijny w katolickiej rodzinie
Panie Jezu, czekamy z ufnością na Twoje przyjście powtórne. Przyjdź rychło i nie zwlekaj, umocnij w sercach naszych nadzieję, miłość i wiarę, i niech radość z Twego przybycia podniesie nas wszystkich na duchu. O Panie, który raczyłeś zamieszkać w łonie Dziewicy, niech cała ziemia Cię wielbi w tej wieczornej godzinie, dzisiaj i zawsze.
Wieczerza wigilijna jest wydarzeniem religijnym. Nad jej uroczystym przebiegiem winna czuwać głowa rodziny. Zazwyczaj jest nią ojciec lub matka. Skróty:
P. – prowadzący modlitwę, głowa rodziny.
W. – wierni, wszyscy uczestniczący w modlitwie.
Pożegnanie Adwentu
Gdy wszyscy są już zgromadzeni przy stole wigilijnym odświętnie nakrytym, odmawia lub śpiewa "Anioł Pański". Przez tę modlitwę najlepiej uczcimy tajemnicę Wcielenia i Narodzenia Pańskiego. Na czas modlitwy można przygasić wszystkie światła w domu. Modlitwę wieczerzy wigilijnej otwiera znak krzyża św.
P. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
W. Amen.
P. Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi.
W. I poczęła z Ducha Świętego. Zdrowaś Maryjo…
P. Oto ja służebnica Pańska.
W. Niech mi się stanie według słowa Twego.
Zdrowaś Maryjo…
P. A Słowo ciałem się stało.
W. I mieszkało między nami. Zdrowaś Maryjo…
P. Módl się za nami, święta Boża Rodzicielko.
W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.
P. Módlmy się. Łaskę Twoją, prosimy Cię, Panie racz wlać w serca nasze, abyśmy, którzy za zwiastowaniem anielskim wcielenie Chrystusa, Syna Twego poznali, przez mękę Jego i krzyż do chwały zmartwychwstania byli doprowadzeni. Przez Chrystusa Pana naszego.
Przygaszone światło w domu sprawiające atmosferę mroku przypomina świat pogrążony w grzechu i śmierci. Światło świecy, które rozprasza ciemności, to Jezus Chrystus, nasza nadzieja. Prowadzący modlitwę bierze w dłonie przyniesione z kościoła Betlejemskie Światło Pokoju, albo (jeżeli go nie ma) zapala świecę na stole i podnosząc ją lekko do góry mówi:
P. Światło Chrystusa!
albo
P. Narodził się Jezus Chrystus, nasza światłość i nadzieja.
W. Bogu niech będą dzięki.
Teraz najstarsze dziecko zapala światło na choince. Włącza się pozostałe światło.
P. Blisko dwa tysiące lat temu przyszedł na świat Jezus Chrystus, Syn Boży, oczekiwany Zbawiciel. Opowiada nam o tym Ewangelia św. Łukasza. Stojąc posłuchajmy jej z wiarą tak, jak to czynili nasi przodkowie.
✠ Z Ewangelii według św. Łukasza(Łk 2,1-14)
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz.
Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.
W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie.
I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania.
1. Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi: ✴ wstańcie, pasterze, Bóg się wam rodzi! ✴ Czym prędzej się wybierajcie, ✴ do Betlejem pospieszajcie ✴ przywitać Pana.
2. Poszli, znaleźli Dzieciątko w żłobie ✴ z wszystkimi znaki, danymi sobie. ✴ Jako Bogu cześć Mu dali, ✴ a witając zawołali ✴ z wielkiej radości:
3. "Ach witaj, Zbawco z dawna żądany, ✴ tyle tysięcy lat wyglądany! ✴ Na Ciebie króle, prorocy ✴ czekali, a Tyś tej nocy ✴ nam się objawił."
4. I my czekamy na Ciebie, Pana, ✴ a skoro przyjdziesz na głos kapłana, ✴ padniemy na twarz przed Tobą, ✴ wierząc, żeś jest pod osłoną ✴ chleba i wina.
Prowadzący modlitwę odczytuje niżej podane prośby, wszyscy zaś odpowiadają: Wysłuchaj nas, Panie! Wezwania mogą też wypowiadać pozostałe osoby uczestniczące w modlitwie.
P. Boże, nasz Ojcze, w tej uroczystej godzinie wychwalamy Cię i dziękujemy Ci za tę świętą noc, w której Twój Syn, Jezus Chrystus, narodził się z Maryi Dziewicy dla naszego zbawienia. Prosimy Cię:
1. Udziel naszej rodzinie daru miłości, zgody i pokoju. Ciebie prosimy…
W. Wysłuchaj nas, Panie.
2. Obdarz także naszych sąsiadów, przyjaciół i znajomych pokojem tej nocy. Ciebie prosimy…
3. Wszystkich opuszczonych, samotnych, chorych, biednych, głodnych na całym świecie pociesz i umocnij Dobrą Nowiną tej świętej nocy. Ciebie prosimy…
4. Wszystkich wierzących, a szczególnie papieża, biskupów, kapłanów i osoby Tobie poświęcone umacniaj w wierze i miłości. Spraw, aby Kościół był na ziemi widzialnym znakiem Twojej dobroci i miłosierdzia. Ciebie prosimy…
5. Zachowaj nas, Boże, od wszelkiego nieszczęścia: głodu, wojny, klęsk żywiołowych, niesprawiedliwości społecznej, abyśmy mogli, ku Twojej chwale, wieść życie ciche i spokojne. Ciebie prosimy…
P. Jezus Chrystus, rodząc się z Maryi, stał się naszym Bratem. Módlmy się za nas do naszego Ojca w niebie, tak jak nas nauczył Jezus Chrystus.
W. Ojcze nasz…
P. Prośmy Matkę Najświętszą o opiekę nad nami i wstawiennictwo u Syna Bożego.
W. Zdrowaś Maryjo…
P. Wspólnie wyznajmy naszą wiarę.
W. Wierzę w Boga…
P. Oddajmy chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu.
W. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu…
P. Módlmy się. (następuje chwila ciszy). Panie Boże, Ty sprawiłeś, że ta święta noc zajaśniała blaskiem prawdziwej światłości Jednorodzonego Syna Twojego; spraw, abyśmy jaśnieli blaskiem Twego światła w naszym codziennym postępowaniu. Przez Chrystusa Pana naszego.
P. Zanim w wigilijny wieczór połamiemy się opłatkiem, który przypomina nam dobroć powszedniego chleba oraz Chrystusa, który narodził się w mieście chleba - Betlejem, wybaczamy sobie wyrządzone wzajemnie przykrości i postanówmy być dobrzy jak chleb, który leży na stole. Niech nasze szczere życzenia oparte będą na wybaczeniu i wzajemnej miłości. Zanim będziemy życzyć sobie Bożego błogosławieństwa, bogatych przeżyć religijnych, zdrowia i radosnych obchodów świątecznych, podziękujmy Bogu za dary chleba, za inne dary i za możliwość naszego spotkania w rodzinie.
Modlitwa nad opłatkiem. Zazwyczaj opłatek posiadamy już poświęcony przez kapłana w kościele, ale wskazane jest, aby prowadzący odmówił poniższą modlitwę nad opłatkiem. W ten sposób wobec wszystkich zgromadzonych podkreśla wagę i znaczenie domowej liturgii Wigilii Bożego Narodzenia. Jeżeli zdarzyło się, że nie posiadamy poświęconego opłatka, należy odmówić podaną niżej modlitwę.
P. Dziękujemy Ci, Boże i Ojcze, za ten biały chleb - opłatek, owoc ziemi i ludzkiej pracy, który zgromadził nas dzisiaj w jedno przy tym stole, podobnie jak wówczas, kiedy mocą Twego Słowa staje się Twoim Ciałem i gromadzi nas we wspólnocie ołtarza.
Pobłogosław nas i ten opłatek, ✢ (prowadzący kreśli nad opłatkami znak krzyża) którym będziemy się łamać i zwyczajem ojców naszych składać sobie wzajemne życzenia świąteczne.
Panie, Ty sam nauczyłeś nas tego, aby w znaku przełamania się chlebem dzielić się z innymi - a zwłaszcza potrzebującymi - miłością, życzliwością i pokojem. Obdarz więc nas wszystkich Twoim pokojem, abyśmy sławili ojcowską Twą dobroć, przez Chrystusa Pana naszego.
W. Amen.
Teraz głowa rodziny (zazwyczaj ojciec) składa wszystkim życzenia i przełamuje się opłatkiem najpierw ze współmałżonkiem, a potem z pozostałymi członkami rodziny. To samo czynią następnie wszyscy obecni.
Po przełamaniu się opłatkiem i złożeniu życzeń można, według uznania, odmówić jeszcze modlitwę przed posiłkiem:
P. Pobłogosław, Panie Boże, nas, pobłogosław ten świąteczny posiłek, który chcemy spożywać z radością i wdzięcznością. Spraw, abyśmy umocnieni na ciele, wytrwale zabiegali o dobra duchowe. Przez Chrystusa Pana naszego.
W. Amen.
Teraz w atmosferze wzajemnego braterstwa i życzliwości spożywa się wieczerzę wigilijną. W czasie wieczerzy należy wyłączyć telewizor. Po wieczerzy świąteczny nastrój podtrzymujemy śpiewem kolęd i wzajemnym obdarowywaniem się upominkami. Przy choince, w nastroju świątecznym oczekujemy na Pasterkę, Ucztę świąteczną całej parafii.
Maria Valtorta (ur. 14.03.1897 w Casercie, zm. 12.10.1961 w Viareggio) – włoska pisarka, mistyczka i wizjonerka. Jej najsłynniejszym dziełem jest "Poemat Boga-Człowieka". Więcej o jej życiu i twórczości jest na wikipedia i na stronie jej poświęconej.
O dziele "Poemat Boga-Człowieka" wypowiedział się papież Pius XII w dniu 26 lutego 1948 r.: „Opublikujcie to dzieło takie jakie jest. Nie ma potrzeby wydawać opinii o jego pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie.”
Dykasteria ds. Nauki Wiary - 22.02.2025: "Domniemane wizje i objawienia zawarte w pismach Marii Valtorty nie mogą być uznawane za nadprzyrodzone. Powinny być widziane jako formy literackie użyte przez autorkę, aby na swój sposób opowiedzieć życie Jezusa Chrystusa."
Księga 1. Przygotowanie
44. Zarządzenie spisu ludności. (por. Łk 2, 1-5)
Napisane 4 czerwca 1944. A, 2716-2724
Znów widzę domek w Nazarecie, małe pomieszczenie, w którym Maryja spożywa zazwyczaj posiłki. Szyje coś z białego płótna. Odkłada robotę i wstaje, żeby zapalić lampę. Zapada bowiem noc, a zielonkawe światło wpadające przez drzwi, szeroko otwarte na ogród, już nie wystarcza. Maryja zamyka drzwi. Widzę, że Jej błogosławiony stan jest bardzo widoczny. Jest jednak wciąż bardzo piękna. Krok ma nadal swobodny, a każdy ruch jest wdzięczny. Nie ma w Niej ociężałości, jaka zazwyczaj towarzyszy kobietom zbliżającym się do rozwiązania. Tylko twarz Jej się zmieniła. Teraz jest “niewiastą”. Wcześniej, w czasie Zwiastowania, była młodziutką dziewczynką o pogodnej i nieświadomej twarzy. Miała oblicze niewinnego dziecka. Potem, w domu Elżbiety, gdy urodził się Chrzciciel, twarz Jej wysubtelniała dojrzałym wdziękiem. Obecnie ma oblicze pogodne, lecz z wyrazem słodkiego dostojeństwa niewiasty, która osiągnęła pełną doskonałość w macierzyństwie.
Teraz, ojcze, Maryja nie przypomina już drogiego nam wizerunku z kościoła Zwiastowania we Florencji. Odnajdywałam w Maryi podobieństwo z tamtego obrazu, gdy była dziewczynką. Teraz ma twarz bardziej pociągłą i szczupłą, a oczy bardziej zamyślone i większe. Wygląda tak obecnie w Niebie, jak Ją widziałam. Ma wygląd i wiek z czasu, w którym zrodziła Zbawiciela. Posiada wieczną młodość Tej, która nie zaznała zniszczenia śmierci ani upływu lat. Czas nie tknął naszej Królowej i Matki Pana, który stworzył czas. Chociaż w cierpieniu czasu Męki, która się dla Niej zaczęła o wiele, wiele wcześniej – można rzec, że zaczęła się od chwili, gdy Jezus rozpoczął ewangelizację – postarzała się tylko przez wyraz bólu. On jakby zakrył Jej niezniszczalną osobę jakąś zasłoną. Kiedy ujrzała zmartwychwstałego Jezusa, znów stała się młoda i doskonale piękna, jak przed czasem tego strasznego cierpienia. Wydaje się, że – całując Najświętsze Rany – piła z nich balsam młodości, niweczący dzieło czasu. Więcej niż tylko czasu – bólu.
Zaledwie przed ośmioma dniami miałam widzenie Zesłania Ducha Świętego: dzień Pięćdziesiątnicy. Widziałam wówczas Maryję “piękną, piękną, piękną i nagle odmłodzoną” – jak napisałam. Napisałam już, że “wydaje się aniołem z błękitów”. Aniołowie nie starzeją się. Są zawsze piękni, wieczną młodością, wieczną obecnością Boga, która się w nich odzwierciedla. Młodość Maryi jest anielska: to doskonały Anioł z błękitów. Maryja – kiedy Duch zaślubia Ją jako Swą Oblubienicę i koronuje na oczach wszystkich zbawionych – osiąga doskonały wiek, jaki ma w Niebie. Zachowuje go w Swym świętym, uwielbionym ciele na wieczność. Teraz nie jest to już tajemnicą jak wtedy, kiedy dokonało się to w ukryciu, w miejscu nie znanym światu, w obecności archanioła jako jedynego świadka.
Chciałam zrobić tę dygresję, bo wydaje mi się potrzebna. Teraz powracam do opisywania.
Teraz Maryja stała się “niewiastą”, pełną godności i wdzięku. Nawet Jej uśmiech nabrał wyrazu słodyczy i majestatu. Jakaż jest piękna!
Wchodzi Józef. Zapewne wraca z osady, gdyż nie wchodzi od strony warsztatu. Maryja unosi głowę i uśmiecha się. Józef też się do Niej uśmiecha. Wydaje się jednak, że czyni to z trudem, jak ktoś zaniepokojony. Maryja patrzy na niego pytająco. Potem wstaje, bierze płaszcz zdjęty przez Józefa i kładzie go na skrzyniławie. Józef siada za stołem. Opiera łokcie i podpiera głowę ręką, a drugą to gładzi, to targa brodę w zamyśleniu.
«Zawsze mnie pocieszasz, Maryjo. Jednak teraz to wielkie zmartwienie... Dla Ciebie.»
«Dla Mnie, Józefie? Jak to?»
«Na drzwiach synagogi powieszono edykt. Nakazuje spisanie wszystkich Palestyńczyków. Trzeba iść się zapisać w miejscu pochodzenia. Dla nas oznacza to drogę do Betlejem...»
«O!» – przerywa mu Maryja kładąc dłoń na łonie.
«Przejęłaś się, prawda? To przykre. Wiem o tym.»
«Nie, Józefie. Nie. Myślę... myślę o Świętych Pismach: o Racheli, matce Beniamina i małżonce Jakuba, z którego narodzi się Gwiazda: Zbawiciel. Rachela jest pochowana w Betlejem, o którym powiedziano: “A ty, Betlejem Efrata, jesteś najmniejsze spośród miast Judei, lecz z ciebie wyjdzie Władca”. Obiecany władca z rodu Dawida tam się narodzi...»
«Myślisz... myślisz, że nadszedł już czas? O! Co zrobimy?» – Józef jest bardzo przerażony. Patrzy na Maryję ze współczuciem.
Ona spostrzega to. Uśmiecha się. Uśmiecha się bardziej do Siebie niż do niego, jakby chciała powiedzieć: “To człowiek sprawiedliwy, ale tylko człowiek. Patrzy po ludzku. Myśli po ludzku. Okaż mu litość, Moja duszo, i doprowadź go do patrzenia duchem”. Dobroć skłania Ją do uspokojenia Józefa. Nie kłamie, lecz usiłuje rozproszyć jego niepokój:
«Nie wiem, Józefie. Czas jest bardzo bliski, ale czyż Pan nie potrafi opóźnić czasu, żeby pozbawić cię tej troski? On wszystko może. Nie obawiaj się.»
«Ale podróż!... Kto wie, co za tłumy! Czy znajdziemy odpowiednie schronienie? Zdążymy wrócić na czas? A jeśli... jeśli zostaniesz tam Matką? Co zrobimy?... Nie mamy tam domu i nikogo już nie znamy...»
«Nie obawiaj się. Wszystko będzie dobrze. Bóg pozwala znaleźć schronienie zwierzęciu, gdy rodzi. Myślisz, że nie zrobi tego dla Swego Mesjasza? Ufamy Mu. Prawda? Zawsze Mu ufamy. Im większe jest doświadczenie, tym bardziej ufajmy. Jak dwoje dzieci włóżmy ręce w dłoń Ojca. On nas poprowadzi. Jesteśmy Mu zupełnie oddani. Zobacz, jak nas do tej pory prowadził z miłością. Żaden ojciec, nawet najlepszy, nie okazałby nam więcej troskliwości. Jesteśmy Jego dziećmi i sługami. Wypełniamy Jego wolę. Nic złego nie może się wydarzyć. Nawet ten edykt jest Jego wolą. Bo kimże jest Cezar? Narzędziem Boga. Od kiedy Bóg postanowił przebaczyć człowiekowi, tak ustalił wydarzenia, żeby Jego Chrystus narodził się w Betlejem. To najmniejsze miasto Judy jeszcze nie istniało, a już została określona Jego chwała. Trzeba, by ta chwała się urzeczywistniła, a Słowo Boga nie zostało uznane za kłamstwo. Tak mogłoby się stać, gdyby Mesjasz narodził się gdzie indziej. I dlatego właśnie bardzo daleko stąd powstał mocarz, który zapanował nad nami. Teraz chce on poznać swoich poddanych, właśnie teraz, kiedy na świecie panuje pokój... O, czymże jest nasz mały trud w porównaniu z pięknem tego okresu bez wojny! Pomyśl, Józefie. Czas bez nienawiści na świecie! Czy może być szczęśliwsza godzina dla wzejścia “Gwiazdy”, której światło jest Boże, a wpływ odkupieńczy? O, nie bój się, Józefie! Jeśli drogi będą niepewne, jeśli tłum utrudni nam podróż, aniołowie staną się obroną i oparciem. Nie dla nas, lecz dla ich Króla. Jeśli nie znajdziemy schronienia, osłonią nas skrzydłami. Nic złego nas nie spotka. Nic nie może się wydarzyć: Bóg jest z nami.»
Józef patrzy na Nią i słucha, uszczęśliwiony. Zmarszczki wygładzają się na jego czole. Powraca uśmiech. Wstaje bez zmęczenia i troski. Uśmiecha się:
«Błogosławiona, jesteś Słońcem dla mojego ducha! Błogosławiona, bo umiesz zobaczyć wszystko w świetle Łaski, której jesteś pełna! Nie traćmy więc czasu. Trzeba jak najszybciej jechać i jak najszybciej wracać, bo tu mamy już wszystko przygotowane na... dla...»
«Dla naszego Syna, Józefie. Za takiego ma uchodzić w oczach świata, pamiętaj. Ojciec Niebieski otoczył tajemnicą Jego przyjście i nie do nas należy uchylać jej rąbka. Zrobi to Jezus, gdy nadejdzie pora...»
Nie można opisać piękna twarzy Maryi, Jej spojrzenia, wyrazu i głosu, kiedy mówi: “Jezus”. To już ekstaza.
Widzę główny trakt. Jest wielki tłok. Idą osły obładowane sprzętami i ludźmi. Inne wracają.
Ludzie poganiają zwierzęta. Kto jest pieszo, idzie szybko z powodu zimna.
Powietrze jest czyste i suche, niebo – pogodne. Wszystko widać z ostrością właściwą dniom w pełni zimy. Opustoszałe pola zdają się bardziej rozległe. Trawa pastwisk jest krótka, wysuszona zimowymi wiatrami. Na pastwiskach owce szukają odrobiny pożywienia. Szukają też słońca, które wschodzi bardzo powoli. Beczą, unosząc pyszczki. Patrzą ku słońcu, jakby chciały powiedzieć: “Przyjdź prędko, bo jest zimno!” Teren staje się coraz bardziej nierówny. To prawdziwe wzgórza. Są tam kotliny pełne trawy a także stoki, doliny i górskie grzbiety. Pomiędzy nimi wije się droga w kierunku południowo-wschodnim.
Maryja jedzie na szarym osiołku, dobrze owinięta ciepłym płaszczem. Przed siodłem ma coś w rodzaju bagażnika, który widziałam już w czasie podróży do Hebronu, a na nim – kuferek z najpotrzebniejszymi rzeczami. Józef idzie obok, trzymając wodze:
«Jesteś zmęczona?» – pyta od czasu do czasu.
Maryja patrzy z uśmiechem i odpowiada: “Nie”. Za trzecim razem dodaje: «Ty możesz być zmęczony, bo idziesz pieszo».
«O! Ja? Dla mnie to nic. Myślę tylko, że gdybym znalazł drugiego osła, byłoby Ci wygodniej i jechalibyśmy prędzej. Ale go nie znalazłem. Teraz każdy potrzebuje jakiegoś zwierzęcia. Ale odwagi! Wkrótce będziemy w Betlejem. Za tą górą znajduje się Efrata.».
Milkną. Kiedy Dziewica milczy, zdaje się skupiać w wewnętrznej modlitwie. Uśmiecha się lekko, gdy nasuwa się Jej jakaś myśl. Kiedy patrzy na tłum, zdaje się nie rozróżniać w nim męża, niewiasty, starca, pasterza, zamożnego czy ubogiego. Widzi w nim to, co tylko Ona sama może zobaczyć.
«Jest Ci zimno?». – pyta Józef, bo zrywa się wiatr.
«Nie». – odpowiada Maryja.
Józef nie wierzy. Dotyka Jej stóp, które, odziane w sandały, zwisają po bokach osła, ledwie widoczne spod długiego płaszcza. Uznaje chyba, że są zimne, bo potrząsa głową. Zdejmuje z ramienia derkę i otula nią nogi Maryi. Rozciąga ją także na łono, dzięki czemu ręce będą w cieple, pod płaszczem i pod kocem.
Spotykają pasterza, przechodzącego ze swym stadem przez drogę. Idzie on z pastwiska, które znajduje się po prawej stronie, na inne, po lewej stronie. Józef pochyla się, by mu coś powiedzieć. Pasterz potakuje. Józef prowadzi więc osła za stadem, na pastwisko. Pasterz wydobywa z sakwy prostą miseczkę i doi bardzo tłustą i mleczną owcę. Daje naczynie Józefowi, który podaje je Maryi.
«Niech was obu Bóg błogosławi – mówi Maryja – ciebie: za miłość, a ciebie: za dobroć. Będę się za ciebie modliła.»
«Przybywacie z daleka?»
«Z Nazaretu» – odpowiada Józef.
«A dokąd jedziecie?»
«Do Betlejem.»
«Ciężka podróż dla niewiasty w jej stanie. To twoja małżonka?»
«Tak, to moja małżonka.»
«Macie się gdzie zatrzymać?»
«Nie.»
«Niedobrze! Betlejem jest pełne ludzi, przybyłych zewsząd, żeby się tam dać zapisać, albo jadących po to gdzie indziej. Nie wiem, czy znajdziecie mieszkanie. Znacie to miejsce?»
«Niezbyt dobrze.»
«Wobec tego... pokażę ci... z powodu Niej (wskazuje na Maryję). Szukajcie gospody. Będzie pełna. Mówię o niej jako o miejscu odniesienia. Jest na placu... tym największym. Główna droga was tam zaprowadzi. Nie możecie zabłądzić. Najpierw jest źródło, potem gospoda: wielka i niska, z dużą bramą. Będzie pełna. Jeżeli niczego nie znajdziecie w niej ani w innych domach, idźcie na tyły gospody, w stronę pól. Tam, na zboczu, są stajnie. Służą nieraz zdążającym do Jerozolimy kupcom do umieszczania tam zwierząt, dla których nie ma miejsca w gospodzie. To stajnie w zboczu... wilgotne, zimne i bez drzwi. Ale zawsze jest to schronienie, bo niewiasta... nie może pozostać na drodze. Może tam znajdziecie miejsce, siano do spania i dla osła. I niech Bóg wam towarzyszy.»
«Niech Bóg da ci radość» – odpowiada Maryja.
Józef zaś mówi: «Pokój niech będzie z tobą.»
Wznawiają podróż. Dość szeroka kotlina ukazuje się zza skarpy, którą właśnie minęli. W kotlinie, w dole i na otaczających ją łagodnych zboczach, znajduje się wiele domów. To Betlejem. «Jesteśmy na ziemi Dawida, Maryjo. Teraz odpoczniesz. Wydajesz mi się taka zmęczona!...»
«Nie. Rozmyślałam... i sądzę... – Maryja bierze Józefa za rękę i mówi z uśmiechem szczęścia: – Myślę, że właśnie czas się zbliża.»
«Boże Miłosierny! Co zrobimy?»
«Nie bój się, Józefie. Wytrwaj. Widzisz, że Ja jestem spokojna?»
«Ale bardzo cierpisz.»
«O, nie! Przepełnia Mnie radość. Radość tak wielka, tak silna, tak piękna i niepohamowana, że serce bije Mi bardzo mocno i mówi Mi: “On się rodzi! On się rodzi!” Mówi to za każdym uderzeniem. To Mój Maleńki puka do Mego serca i mówi: “Mamo, jestem tu, żeby Ci dać pocałunek Boga.” O, co to za radość, Mój Józefie!»
Józef jednak nie jest radosny. Myśli o naglącej potrzebie znalezienia schronienia i przyspiesza kroku. Od drzwi do drzwi prosi o schronienie. Daremnie. Wszystko zajęte. Docierają do gospody. Jest pełna. Nawet pod prymitywnymi krużgankami, które otaczają duże wewnętrzne podwórze, znajdują się ludzie.
Józef zostawia siedzącą na ośle Maryję na dziedzińcu i odchodzi, żeby szukać w innych domach. Wraca przygnębiony. Nigdzie niczego nie ma. Zapada wczesny zimowy zmierzch, który ogarnia wszystko swą zasłoną. Józef błaga właściciela zajazdu. Prosi podróżnych. To mężczyźni... zdrowi... a niewiasta ma wydać na świat dziecko. Błaga o litość. Nic. Jakiś bogaty faryzeusz patrzy nawet z widoczną odrazą, a gdy Maryja się zbliża, odsuwa się, jakby podchodziła trędowata. Józef patrzy i rumieniec gniewu zalewa mu oblicze. Maryja kładzie mu rękę na przegubie dłoni i mówi ze spokojem:
«Nie nalegaj. Chodźmy. Bóg temu zaradzi.»
Odchodzą. Idą wzdłuż muru gospody. Skręcają w małą uliczkę, znajdującą się między nią a ubogimi domami. Okrążają zajazd. Szukają. Znajdują coś w rodzaju grot lub piwnic raczej niż stajni, tak są niskie i wilgotne. Najlepsze są już zajęte. Józef jest załamany.
«Hej, Galilejczyku! – woła za nim jakiś starzec – Tam w głębi, za tą ruiną, jest jeszcze jedna nora. Może tam nie ma nikogo.»
Zbliżają się do tej “nory”. To rzeczywiście nora. Między gruzami ruin budowli znajduje się wąskie przejście, a za nim – grota. To raczej wydrążenie w skale niż grota. To jakby fundamenty jakiejś starej budowli, pokrytej jak dachem warstwą z gruzów i podpartych lekko ociosanymi pniami drzew.
Żeby widzieć lepiej, bo słabnie światło dnia, Józef wyjmuje z zawieszonej na pasku sakwy hubkę i krzesiwo. Zapala wydobytą z torby lampkę. Wchodzi. Wita go ryczenie wołu.
«Wejdź, Maryjo, grota jest wolna i nie ma tu nikogo prócz wołu» – Józef uśmiecha się – lepsze to niż nic.»
Maryja zsiada z osła i wchodzi do środka. Józef zawiesza lampkę na jednym z pni, służących za filary. Widać pokryte pajęczynami sklepienie oraz klepisko. To ubite i zniszczone klepisko, pełne dziur, kamieni, odchodów. Jest zarzucone źdźbłami słomy. W głębi znajduje się wół, który odwraca się i patrzy spokojnymi ślepiami. Z pyska zwisa mu siano. Znajduje się tu prymitywny stołek do siedzenia i dwa kamienie w kącie przy szczelinie. Czerń tego kąta wskazuje, że tam rozpala się ogień.
Maryja zbliża się do wołu. Jest Jej zimno. Kładzie mu ręce na karku, żeby się ogrzać. Wół porykuje, ale pozwala się dotknąć. Zdaje się rozumieć i nawet gdy Józef odpycha go na bok – żeby wziąć z jaseł nad żłobem siano na posłanie dla Maryi – pozwala na to. Jasła są podwójne. Z jednych karmi się wół, a wyższe to jakby półka z zapasowym sianem. Stąd właśnie bierze siano Józef. Robi też miejsce dla osła, który – zmęczony i wygłodzony – natychmiast zabiera się do jedzenia. Józef znajduje jakieś przewrócone, całe obtłuczone naczynie. Wychodzi do strumyka, który płynie w pobliżu, i wraca z wodą dla osła. Potem znajduje w kącie wiązkę gałęzi i usiłuje pozamiatać klepisko. Rozściela siano i robi posłanie koło wołu, w najbardziej suchym i osłoniętym kącie. Czuje jednak, że to biedne siano jest wilgotne, więc wzdycha. Rozpala ogień. Z benedyktyńską cierpliwością suszy nad ogniem garść po garści.
Maryja siedzi na stołku. Patrzy, zmęczona, i uśmiecha się. Gotowe. Maryja siada wygodnie na miękkim sianie, opierając się plecami o drewniany filar. Józef kończy... urządzanie wnętrza, zawieszając swój płaszcz jako osłonę na wejściowym otworze. Zabezpieczenie dosyć wątpliwe. Potem podaje Dziewicy chleb z serem i wodę z manierki.
«Śpij teraz – mówi – a ja przypilnuję, żeby ogień nie zgasł. Na szczęście jest drewno. Miejmy nadzieję, że się będzie długo paliło. Oszczędzę oliwy w lampie.»
Maryja kładzie się posłusznie. Józef przykrywa Ją Jej płaszczem i derką, którą w czasie drogi miała na nogach.
«Ale ty... będzie ci zimno!».
«Nie, Maryjo. Siedzę przy ogniu. Postaraj się wypocząć. Jutro będzie lepiej.»
Maryja bez sprzeciwu zamyka oczy. Józef zaszywa się w swoim kącie, na stołku przy kupce chrustu. Jest go mało. Nie sądzę, żeby starczyło go na długo.
A oto ich rozmieszczenie w grocie: Maryja na prawo, plecami do wejścia, w połowie zasłonięta pniem drzewa i ciałem wołu, który położył się na ściółce. Józef znajduje się z lewej strony. Jest zwrócony bokiem do wejścia, twarzą do ognia, a plecami – do Maryi. Od czasu do czasu odwraca się i widzi, że leży Ona spokojnie, jakby spała. Łamie po cichu suche gałęzie i rzuca po trochu na ogień, żeby nie wygasł i dawał światło. Pilnuje, żeby go wystarczyło. Widać tylko blask – czasem nikły, czasem żywszy, czasem niknący zupełnie, bo lampa dogasa. W półmroku odznacza się tylko biel wołu, twarzy i rąk Józefa. Wszystko inne ginie w szarym półcieniu.
«Nie komentujemy niczego – mówi Maryja. – Wizja sama przemawia. Macie zrozumieć pouczenie o miłości, pokorze i czystości, jakie z niej wypływa. Odpoczywaj. Odpoczywając czuwaj, tak jak Ja czuwałam czekając na Jezusa. Przyjdzie i przyniesie ci pokój!»
Nadal widzę wnętrze tej nędznej kamiennej groty, w której – dzieląc los ze zwierzętami – znaleźli schronienie Maryja i Józef.
Mały ogień drzemie, podobnie jak jego stróż. Maryja powoli unosi głowę z posłania i patrzy.
Widząc, że Józef ma głowę zwieszoną na piersi, jakby rozmyślał, sądzi, że zmęczenie wzięło górę nad chęcią czuwania. Uśmiecha się dobrotliwie i – czyniąc mniej szelestu niż mógłby to zrobić motyl sfruwający na różę – siada, a potem klęka. Z promiennym uśmiechem na twarzy modli się. Ramiona ma otwarte, prawie rozkrzyżowane, wyciągnięte w przód, a dłonie – odwrócone ku górze. Trwa tak, bez żadnych oznak zmęczenia uciążliwą pozycją. Potem chyli się w ukłonie, dotykając twarzą siana. Pozostaje w tej postawie, zatopiona w żarliwej modlitwie. Modli się długo.
Józef się budzi. Widzi dogasające ognisko i pogrążoną prawie w ciemnościach stajnię. Rzuca garść chrustu i ogień rozbłyska. Dorzuca grubszych gałązek, potem wybiera jeszcze większe, bo ziąb jest dotkliwy. Chłód pogodnej grudniowej nocy wnika zewsząd w ruiny. Biedny Józef siedzi tak blisko drzwi – jeśli można tak nazwać zatkaną jego płaszczem dziurę – że musi być zlodowaciały. Przybliża ręce do ognia, potem rozwiązuje sandały i zbliża do niego również stopy. Rozgrzewa się. Gdy płomień się wznieca i rozjaśnia otoczenie, odwraca się, ale nic nie widzi. Nie dostrzega już nawet jasnego pasma, utworzonego przez biały welon, który przedtem znaczył jasną linię na ciemnym sianie. Wstaje więc i ostrożnie zbliża się do posłania.
«Nie śpisz, Maryjo?» pyta.
Musi zapytać trzy razy, zanim Maryja uświadamia to sobie i odpowiada: «Modlę się.»
«Czy Ci czegoś potrzeba?»
«Nie, Józefie.»
«Spróbuj zasnąć na chwilę... wypocząć przynajmniej.»
«Spróbuję. Ale modlitwa Mnie nie męczy.»
«Żegnaj, Maryjo.»
«Żegnaj, Józefie.»
Maryja wraca do poprzedniej pozycji. Józef zaś, by nie ulec znów pokusie snu, klęka koło ognia i też modli się, zakrywając twarz rękoma. Odejmuje je tylko po to, by podsycać ogień, i znów wraca do żarliwej modlitwy. Poza trzaskaniem palącego się drewna i tupaniem osła, który od czasu do czasu wali kopytem w klepisko, nic nie słychać.
Odrobina księżycowego światła wciska się przez otwór w powale. Wygląda jak ostrze z niematerialnego srebra, które zbliża się, szukając Maryi. W miarę jak księżyc wschodzi wyżej na niebie, promień stopniowo się wydłuża, aż wreszcie dosięga Jej. Oto pada na głowę Modlącej się. Otacza Ją aureolą bieli.
Maryja unosi głowę, jakby wezwana wołaniem z wysoka, i znowu klęka. O, jak tu jest pięknie! Podnosi głowę, która wydaje się jaśnieć białym księżycowym światłem. Przemienia Ją nieziemski uśmiech. Co widzi? Co słyszy? Czego doświadcza? Tylko Ona sama mogłaby odpowiedzieć na pytanie, co widzi, co słyszy i odczuwa w jaśniejącej godzinie Swego Macierzyństwa. Ja zauważam tylko to, że otaczający Ją blask ciągle wzrasta, wzrasta i wzrasta. Sprawia wrażenie, że zstępuje z Nieba, wydaje się wypływać z nędznego otoczenia, ale nade wszystko zdaje się wydobywać z Niej samej.
Jej ciemnolazurowa suknia wydaje się teraz łagodnym błękitem niezapominajek, a dłonie i twarz zdają się niebieskawe, jakby były umieszczone w świetle olbrzymiego, bladego szafiru. Ta barwa – aczkolwiek mniej intensywna – przypomina mi kolor, jaki widuję w widzeniach przedstawiających święty Raj. Zauważałam ją w widzeniu związanym z przybyciem Magów. Teraz światło to rozlewa się coraz bardziej na przedmioty i suknię, oczyszcza je i sprawia, że błyszczą.
Poświata coraz bardziej wydobywa się z ciała Maryi, wchłaniającego promienie księżyca. Wydaje się, że to Ona przyciąga ku Sobie to światło, mogące pochodzić tylko z Nieba. Teraz Maryja jest Tą, która posiada Światłość; jest Tą, która ma dać światu Światło. To uszczęśliwiające, nieogarnione, niezmierzone, wieczne, boskie Światło, które właśnie ma być dane, zapowiada się brzaskiem, jutrzenką, chórem atomów światła. I światło to wzrasta, wzmaga się jak przypływ, wznosi się coraz bardziej jak kadzidło i spływa jak fala, ściele się niczym welon...
Sklepienie pełne pęknięć, pajęczyn i wystających gruzów, które tylko dzięki jakiemuś cudowi statyki nie ulegają zawaleniu, to sklepienie dotychczas czarne, zakopcone i odrażające wydaje się sufitem królewskiej komnaty. Każdy kamień to bryła srebra. Każda szczelina jest błyskiem opalu. Każda pajęczyna wygląda jak drogocenny baldachim tkany srebrem i diamentami. Wielka jaszczurka śpiąca między dwoma głazami wygląda jak zapomniany tam przez królową szmaragdowy naszyjnik. Grono śpiących nietoperzy to cenny kandelabr z onyksu. Zwisające z wyższych jaseł siano to już nie trawa, lecz nici z czystego srebra, drżące w powietrzu z wdziękiem rozwianych włosów.
Stojący niżej żłób z ciemnego drewna, wygląda jak bryła oksydowanego srebra. Ściany pokrywa brokat, na którym jasność jedwabiu znika pod haftem ozdobionym wystającymi perłami. A czymże jest teraz klepisko? To oświetlony białym światłem kryształ. Występy zdają się różami ze światła, rzuconymi na znak hołdu na ziemię. A dziury to kryształowe puchary, z których wydobywają się wonności i zapachy.
Światło coraz bardziej wzrasta. Staje się nie do zniesienia dla oka. W tym świetle, jakby wchłonięta za rozżarzoną zasłoną, znika Dziewica... i ukazuje się Matka.
Tak. Kiedy moje oczy znów mogą znieść jasność światła, widzę Maryję ze Swym nowo narodzonym Synem w ramionach. Małe, różowe i pulchniutkie Dzieciątko porusza się i macha rączkami małymi jak pączki róży i nóżkami, które zmieściłyby się w jej kielichu. Kwili drżącym głosem nowo narodzonego jagnięcia, otwierając buzię jak poziomka i ukazując drgający przy różowawym podniebieniu języczek. Porusza główką tak jasną, że wygląda jakby była bez włosów. Tę okrągłą główką Mama podtrzymuje w zagłębieniu jednej dłoni i patrzy na Swoje Dzieciątko i uwielbia Je ze łzami i z uśmiechem. Pochyla się, żeby Je pocałować, ale nie w niewinną główkę, lecz w pierś, gdzie jest maleńkie serduszko, które bije, bije dla nas... to serduszko, w którym pewnego dnia będzie Rana... Mama już teraz opatruje tę ranę Swym nieskalanym pocałunkiem.
Zbudzony blaskiem wół podnosi się z rykiem i hałasem kopyt, a osiołek odwraca łeb i też ryczy. Zwierzęta zbudziło światło, lecz wolę myśleć, że chcą powitać swego Stwórcę w imieniu swoim i wszystkich zwierząt.
Także Józef – który pogrążył się w modlitwie tak intensywnej, że był oderwany od wszystkiego, co go otaczało – otrząsa się i widzi, że dziwne światło prześwituje mu przez palce dłoni, w których ukrył twarz. Odejmuje więc dłonie od twarzy, podnosi głowę, odwraca się. Stojący wół zasłania Maryję, która woła:
«Chodź tu, Józefie!»
Józef zrywa się. Widząc Dziecko zatrzymuje się porażony szacunkiem i tam, gdzie stoi, chce paść na kolana.
Maryja jednak nalega: «Podejdź, Józefie!»
Opiera lewą rękę na sianie, prawą zaś trzyma Dzieciątko, tuląc Je do serca. Wstaje i podchodzi do wahającego się Józefa, który idzie onieśmielony. Pragnie podejść, lecz powstrzymuje go lęk, żeby nie okazać braku szacunku. Małżonkowie spotykają się przy posłaniu, patrzą na siebie płacząc ze szczęścia.
«Chodź – mówi Maryja. – Ofiarujemy Jezusa Ojcu.»
Józef klęka, Ona zaś, stojąc pomiędzy dwoma podpierającymi pułap słupami, unosi Swe Dziecko w ramionach mówiąc:
«Oto jestem... W Jego Imieniu, o Boże, mówię Ci te słowa. Oto jestem, żeby pełnić Twoją wolę. A wraz z Nim – Ja, Maryja, i Józef, Mój małżonek. Oto Twoi słudzy, Panie. Spraw, żebyśmy w każdej godzinie i w każdym zdarzeniu pełnili Twoją wolę – dla Twojej chwały i z miłości do Ciebie.»
Potem Maryja schyla się i podaje Dzieciątko Józefowi, mówiąc:
«Weź, Józefie.»
«Ja? Mnie Je dajesz? O, nie! Nie jestem godzien!»
Józef jest wprost przerażony i sparaliżowany myślą, że ma dotknąć Boga. Maryja nalega jednak z uśmiechem:
«Jesteś bardzo godny i nie ma godniejszego od ciebie. Dlatego właśnie ciebie wybrał Najwyższy. Weź Go i potrzymaj, Józefie, Ja zaś poszukam ubranka.»
Józef, czerwony jak purpura, wyciąga ramiona i bierze to maleńkie ciałko krzyczące z zimna.
Kiedy ma Dziecię w swoich ramionach, nie upiera się już, żeby Je trzymać z szacunkiem z dala od siebie. Tuli Jezusa do serca, wybuchając głośnym płaczem:
«O! Panie! Boże mój!»
Schyla się, żeby ucałować nóżki. Czuje, że są zziębnięte, więc siada na ziemi, tuli je do siebie, zakrywa swą brązową szatą, stara się rękami osłonić przed zimnem nocy i ogrzać. Chciałby przybliżyć się do ognia, lecz tam wieje od wejścia. Lepiej tu zostać. A jeszcze lepiej będzie wejść między oba zwierzęta, które mogą osłonić przed przeciągiem i wydzielają ciepło. Idzie więc między woła i osła, ustawia się tyłem do wejścia, pochyla nad Nowonarodzonym, żeby zrobić wnękę z własnej piersi. Jej boczne ściany stanowi z jednej strony szara głowa z długimi uszami, a z drugiej – wielki biały pysk, z parującymi chrapami i dobrymi wilgotnymi oczyma.
Maryja otworzyła już kuferek i wyciąga płótno oraz pieluszki. Podchodzi do ognia i ogrzewa je. Idzie do Józefa i owija Dziecię w lekko ogrzane płótna. Główkę osłania własnym welonem.
«Gdzie Go teraz położymy?» – pyta.
Józef rozgląda się wokół siebie, zastanawia się...
«Poczekaj – mówi – odsuniemy zwierzęta i ich siano. Ściągniemy tamto siano i położymy je tutaj, w żłobie. Jego wystający brzeg będzie osłoną od wiatru, a z siana zrobimy poduszkę. Wół ogrzeje Dzieciątko swoim oddechem. Lepszy będzie wół, bo jest bardziej cierpliwy i spokojniejszy.»
Józef zabiera się do roboty, a Maryja kołysze Swe Maleństwo, tuląc Je do serca. Przybliża policzek do główki Jezusa, żeby ją choć trochę ogrzać. Józef, nie szczędząc gałęzi, podsyca ogień, by płonął wysoko. Ogrzewa siano, susząc je po trochu. Potem wkłada je w zanadrze, żeby nie ostygło. Gdy ma go już dosyć na posłanie dla Dzieciątka, idzie do żłobu i wyściela go jak kołyskę.
«Gotowe – mówi. – Teraz potrzeba tylko przykrycia, żeby siano nie kłuło i żeby Go okryć...»
«Weź Mój płaszcz.» – mówi Maryja.
«Będzie Ci zimno.»
«O, nie szkodzi! Derka jest zbyt szorstka! A płaszcz jest miękki i ciepły. Wcale nie jest Mi zimno. Niech tylko On już nie cierpi!»
Józef bierze duży płaszcz Maryi, wykonany z delikatnej ciemnoniebieskiej wełny, i kładzie go w żłobie złożony podwójnie w taki sposób, by jedna część zwisała poza wystającą krawędź żłobu. Pierwsze łóżeczko Zbawiciela jest gotowe. Matka, stąpając pełnym wdzięku, delikatnym krokiem, niesie Je i kładzie. Połą płaszcza zakrywa Dziecko. Otula też gołą, pogrążoną w sianie główkę, oddzieloną od niego jedynie Jej delikatnym welonem. Odkryta pozostaje tylko twarzyczka, wielkości ludzkiej pięści. Oboje, schyleni nad żłobem, patrzą szczęśliwi na pierwszy sen Dzieciątka. Ciepło pieluszek i siana koi płacz i przynosi sen słodkiemu Jezusowi.
Napisane 7 czerwca 1944, w wigilię Bożego Ciała. A, 2760-2784
Widzę rozległy wiejski krajobraz. Księżyc jest w zenicie i żegluje spokojnie po niebie usianym gwiazdami. Wyglądają one jak diamentowe szpilki, wbite w ogromny baldachim z ciemnoniebieskiego aksamitu. Pośrodku śmieje się swą bielusieńką twarzą księżyc. Rozlewa potoki mlecznego światła, bielącego ziemię. Ogołocone drzewa wydają się wyższe i ciemniejsze wśród tej bieli. Wynurzające się gdzieniegdzie murki wyglądają jak z mleka, a domek w oddali – jak blok karraryjskiego marmuru.
Po prawej stronie widzę obszar otoczony z dwóch stron ciernistym żywopłotem. Dwie pozostałe otacza niski, prosty mur. Podtrzymuje on dach, tworząc rodzaj szopy, przestronnej i niskiej. Wewnętrzna część tego ogrodzenia jest częściowo murowana, a częściowo zbudowana z luźnych desek. W lecie można zdjąć deski i wtedy szopa zamienia się w krużganek. Od czasu do czasu dochodzi stamtąd krótkie, przerywane pobekiwanie. Chyba są tam owce, które albo śnią, albo – z powodu blasku księżycowej poświaty – myślą, że zbliża się świt. Jest to jakaś bardzo intensywna, nadzwyczajna jasność. Wzrasta ona, jakby jakieś ciało niebieskie zbliżało się ku ziemi lub ogarnęła ją zagadkowa pożoga.
Na progu ukazuje się pasterz. Wznosi ręce do czoła, by przysłonić oczy, i patrzy w górę. Wydaje się czymś niemożliwym, żeby trzeba było zasłaniać oczy przed blaskiem księżyca. A jednak jego światłość jest tak intensywna, że oślepia – zwłaszcza tego, kto wychodzi z zamkniętego i ciemnego pomieszczenia. Wszędzie panuje cisza, lecz ta jasność zadziwia. Pasterz woła towarzyszy. Zjawiają się wszyscy przed wejściem. Jest ich wielu. To zarośnięci mężczyźni, w różnym wieku. Są wśród nich zarówno chłopcy, jak i starcy. Rozmawiają o tym dziwnym zjawisku. Najmłodsi boją się. Jeden chłopiec, może dwunastoletni, zaczyna płakać, ściągając na siebie kpiny starszych.
«Czego się boisz, głuptasie? – mówi najstarszy. – Nie widzisz, że powietrze jest spokojne? Czyś nigdy nie widział blasku księżyca? Czyżbyś zawsze był pod spódnicą matki, jak kurczak pod kwoką? Zobaczysz jeszcze inne rzeczy! Pewnego razu poszedłem w góry Libanu i dalej jeszcze... wyżej... Byłem wtedy młody i chodzenie nie męczyło mnie tak jak teraz. Byłem wtedy nawet bogaty... Pewnej nocy ujrzałem takie światło, że pomyślałem, iż to Eliasz powraca w ognistym zaprzęgu. Całe Niebo płonęło! Pewien starzec... wtedy on był starcem powiedział mi: “Coś wielkiego dzieje się na świecie.” Było to dla nas zapowiedzią nieszczęścia, bo przyszli żołnierze Rzymu. O, pożyjesz jeszcze, a zobaczysz...»
Pastuszek nie słucha już. Wydaje się, że lęk ustał. Opuszcza próg, wychyla się zza pleców muskularnego pasterza, za którym się schronił, i opuszcza zagrodę, zadaszoną i porośniętą trawą. Idzie, patrząc w górę jak lunatyk lub jak ktoś zahipnotyzowany czymś, co go całkowicie przyciąga. Po pewnej chwili krzyczy:
«Och!» – i staje jak skamieniały z nieco rozpostartymi rękoma.
Inni patrzą na siebie, zdumieni.
«Cóż jest temu głuptasowi?» – pyta któryś.
«Jutro odprowadzę do matki. Nie chcę wariata do pilnowania owiec» – mówi inny.
Starszy, który przedtem się odzywał, znowu mówi: «Chodźmy sprawdzić, zanim osądzimy.
Zawołajcie resztę śpiących i weźcie kije. Może tam jest niebezpieczne zwierzę albo zbójcy...»
Wracają, wołają innych pasterzy. Wychodzą z pochodniami i grubymi kijami. Dochodzą do chłopca.
«Tam! Tam! – szepce mały z uśmiechem. – Nad tamtym drzewem... Zobaczcie, jakie światło się zbliża... Jakby schodziło po księżycowym promieniu. Zbliża się. Jakie piękne!»
«Ja widzę tylko nieco silniejszy blask.»
«Ja także.»
«Ja też» – mówią inni.
«Nie. Ja widzę jakby postać» – mówi inny pasterz. Rozpoznaję w nim tego, który dał Maryi mleko.
«To... to anioł! – krzyczy chłopiec. – Zobaczcie, jak zstępuje i zbliża się... Na ziemię! Na kolana przed Aniołem Pańskim!»
Ogólne “Och!..” – długie i pełne najwyższego szacunku rozlega się w grupie padających na twarz pasterzy. Im są starsi, tym bardziej zdają się przejęci świetlistym zjawiskiem. Młodsi klęczą przyglądając się aniołowi. On coraz bardziej się zbliża. Wreszcie nieruchomieje w powietrzu, ponad murem ogrodzenia. Pozostaje tak z rozwiniętymi wielkimi skrzydłami, jaśniejącymi perłową bielą w księżycowym blasku. Mówi:
«Nie lękajcie się. Nie zwiastuję nieszczęścia. Ogłaszam wam radosną nowinę dla ludu izraelskiego i dla wszystkich narodów ziemi.» – Anielski głos łączy się jak brzmienie harfy ze śpiewem słowików – «Dzisiaj, w mieście Dawida, narodził się Zbawiciel...».
Przy tych słowach anioł mocniej rozkłada skrzydła, poruszając nimi jakby w radosnym drżeniu. Wydaje się, że spada z nich deszcz złotych iskier, błyszczących jak klejnoty. To prawdziwa tęcza, która rysuje się tryumfalnym łukiem nad biedną zagrodą.
«...Zbawiciel, który jest Chrystusem.» – anioł lśni mocniejszym światłem. Skrzydła – teraz nieruchome i skierowane ku niebu – wydają się dwoma żaglami, które stoją nieruchomo na szafirowym morzu, niczym dwa płomienie ognia wznoszące się ku górze.
«...Chrystusem, Panem!» – anioł składa pełne blasku skrzydła. Zakrywa się nimi, jakby diamentowym płaszczem zarzuconym na swój perłowy strój. Pochyla się w pełnym uwielbienia pokłonie, przyciskając ręce do serca i chyląc głowę bardzo nisko. Okrywają go szczyty złożonych skrzydeł. Widać go jako wydłużoną, świetlaną postać, nieruchomą podczas jednego “Gloria”. Ale teraz znów się porusza. Rozwiera skrzydła, unosi oblicze, na którym światło stapia się z niebiańskim uśmiechem, i mówi:
«Poznacie Go po takich znakach: w biednej stajni, za Betlejem, znajdziecie owinięte w pieluszki Dziecię, położone w żłobie dla zwierząt. W mieście Dawida bowiem nie było schronienia dla Mesjasza». Mówiąc to, anioł staje się bardzo poważny, wręcz smutny.
Tymczasem z Niebios nadciąga cały tłum – o, jaki tłum! – mnóstwo podobnych do niego aniołów. To prawdziwa drabina zstępujących z radością na ziemię aniołów, którzy zaćmiewają niebiańskim blaskiem światło księżyca. Gromadzą się wokół anioła zwiastującego dobrą nowinę. Poruszają skrzydłami, rozsiewają wonie, czemu towarzyszy niezwykła harmonia dźwięków. Są w niej wszelkie najpiękniejsze głosy stworzeń, jakie można znaleźć lub sobie przypomnieć, lecz doprowadzone do pełnej doskonałości brzmienia. Malarstwo to wysiłek, by materia stała się światłem, tu zaś melodia i dźwięk pragnie olśnić ludzi pięknem Boga. Słyszeć tę melodię to poznać Raj. Tam wszystko jest harmonią miłości. Ona wydobywa się z Boga dla radości błogosławionych i wraca od nich ku Niemu, żeby Mu rzec: “Miłujemy Ciebie!”
Anielskie “Gloria” rozchodzi się falami coraz dalej nad spokojnymi polami, a z nimi – światło. Zbudzone światłem ptaki przyłączają się do śpiewu, witając przedwczesny brzask, a owce pozdrawiają beczeniem słońce, które pojawia się przed czasem. Ja jednak wolę sądzić, że zwierzęta pozdrawiają w ten sposób Stworzyciela, który do nich przybył, by miłować je także jako Człowiek, a nie tylko jako Bóg. Tak samo myślałam przedtem w betlejemskiej grocie o przebudzonym wole i ośle.
Śpiew i światło powoli słabną, aniołowie wracają do Nieba... a Pasterze ocknęli się.
«Czyś słyszał?»
«Pójdziemy zobaczyć?»
«A zwierzęta?»
«O, nic im się nie stanie! Chodźmy, żeby okazać posłuszeństwo słowu Bożemu!...»
«Ale gdzie mamy iść?»
«Czy nie powiedział, że się dziś narodził?... i nie znalazł schronienia w Betlejem? – mówi to pasterz, który dał mleko Maryi. – Chodźcie, ja wiem. Widziałem pewną niewiastę i żal mi się Jej zrobiło. Wskazałem Jej schronienie, bo czułem, że nie znajdą nigdzie lepszego, a mężowi dałem dla Niej mleka. Jest taka młodziutka i taka śliczna. Jest też pewnie dobra jak anioł, który do nas przemawiał. Chodźcie, chodźcie! Weźmiemy mleka, sery, owieczki i wyprawione skórki. Muszą być bardzo biedni... i... kto wie, jak zimno musi być Temu, którego nie śmiem nazwać! I pomyślcie tylko, że rozmawiałem z Jego Matką, jak z jakąś biedną mężatką!....»
Wracają do szopy i niebawem z niej wychodzą. Jedni niosą naczynie z mlekiem, inni – okrągłe serki zawinięte w plecione z trawy siatki, beczące jagnię w koszyku i wyprawione owcze skórki.
«Zabieram owcę, która miała młode przed miesiącem. Daje dobre mleko! Może się przydać, gdyby niewiasta nie karmiła. Wydawała się prawie dzieckiem i była tak bledziutka!... W świetle księżyca miała jaśminową cerę» – mówi pasterz, który dał mleko. To on ich prowadzi.
Po zamknięciu szopy i zagrody wychodzą, w świetle księżyca i pochodni. Idą polnymi ścieżkami, przecinając cierniste żywopłoty, pozbawione zimą liści. Okrążają Betlejem i docierają do stajni nie od tej strony, z której przyszła Maryja, lecz od przeciwnej. W ten sposób nie przechodzą obok innych, lepszych grot, lecz od razu znajdują właściwą. Zbliżają się do otworu.
«Wchodź.»
«Ja nie śmiem.»
«To wejdź ty!»
«Nie.»
«To przynajmniej popatrz.»
«Idź ty, Lewi. Jako pierwszy zobaczyłeś anioła. Oznacza to, że jesteś od nas lepszy. Zajrzyj!» Przedtem traktowali go jak wariata... Teraz posługują się nim, żeby zrobił to, czego sami nie mają odwagi uczynić. Chłopiec waha się, potem jednak podejmuje decyzję. Podchodzi do wejścia, odsłania nieco płaszcz... i staje, zachwycony.
«Co widzisz?» – pytają niespokojnie i cicho.
«Widzę bardzo młodą i piękną Niewiastę i męża. Są pochyleni nad żłobem. I słyszę... słyszę płaczące Dziecko, a Niewiasta mówi do Niego głosem... o, jakim głosem!»
«Ale co mówi?»
«Mówi:“Jezu, malusieńki! Jezu, miłości Twojej Mamy! Nie płacz, Syneczku.” Teraz mówi: “Och, gdybym tak mogła Ci powiedzieć: Napij się mleka, maleńki! Jednak nie mam go jeszcze!”A teraz mówi: "Tak Ci zimno, kochanie Moje! Kłuje Cię siano. Jaki to smutek dla Twojej Mamy, która słyszy, jak płaczesz, a nie potrafi Cię pocieszyć.”Mówi:“Śpij, Moja duszyczko! Serce Mi się rozdziera, gdy słyszę Twój płacz i widzę Twoje łzy.”Teraz całuje Go i ogrzewa nóżki rękami. Jest pochylona i trzyma ręce w żłobie.»
«Odezwij się! Niech cię zauważą!»
«Nie ja... ty... boś nas tu przyprowadził i znasz ich.»
Pasterz otwiera usta, ale wydaje tylko pomruk.
Józef odwraca się i zbliża do wejścia.
«Kim jesteście?» – pyta.
«Pasterzami. Przynieśliśmy jedzenie i wełnę. Chcemy uwielbić Zbawiciela.»
«Wejdźcie.»
Wchodzą do stajni, oświetlając ją pochodniami. Starsi wypychają młodszych do przodu.
Maryja odwraca się i uśmiecha:
«Chodźcie! Chodźcie!» – zaprasza ich ruchem dłoni i uśmiechem.
Bierze za rękę chłopca, który pierwszy ujrzał anioła, i przyciąga go do żłobu. Chłopiec patrzy, uszczęśliwiony. Pozostali, zaproszeni przez Józefa, zbliżają się z darami i składają wszystko u stóp Maryi, wypowiadając tylko kilka wzruszających słów. Potem przyglądają się płaczącemu cicho Dzieciątku i uśmiechają się, wzruszeni i szczęśliwi. Jeden z nich, nieco śmielszy, mówi:
«Weź, o Matko! Jest giętka i czysta. Przygotowałem ją dla dziecka, które niebawem u nas się urodzi, ale daję Tobie. Połóż Syna na wełnie, będzie Mu ciepło i miękko.»
Daje owcze runo, prześliczną skórę z obfitą, białą i długą wełną. Maryja podnosi Jezusa i owija Go. Pokazuje Dziecię pasterzom, klęczącym na słomie rozrzuconej po klepisku. Przyglądają się, zachwyceni. Stają się śmielsi i jeden z nich proponuje:
«Trzeba by Mu dać łyk mleka albo lepiej wody z miodem. Nie mamy jednak miodu. Tak się robi z noworodkami. Mam siedmioro dzieci, więc wiem...»
«Tu jest mleko. Weź, o Pani» – mówi jeden z pasterzy.
«Ale jest zimne – odzywa się inny. – Musi być ciepłe. Gdzie Eliasz? On ma owcę...»
Eliasz to zapewne ten pasterz od mleka, lecz nie ma go. Zatrzymał się przed wejściem i zagląda przez szparę. Ukrył się w ciemnościach nocy.
«Kto was tu przyprowadził?»
«Anioł kazał nam tu przyjść, a Eliasz nas poprowadził. Gdzie się teraz podział?»
Beczenie owcy zdradza miejsce jego ukrycia.
«Wejdź, jesteś potrzebny» – mówią do Eliasza.
Eliasz wchodzi z owcą, speszony, bo zwracają na niego większą uwagę. Józef rozpoznaje go i mówi: «To ty?»
Maryja uśmiecha się do niego ze słowami: «Jesteś dobry.»
Doją owcę. Maryja, narożnikiem lnianego płótna, przesiąkniętym ciepłym spienionym mlekiem, zwilża wargi Dzieciątka, które ssie śmietankową słodycz. Wszyscy uśmiechają się. Jeszcze większy uśmiech pojawia się na ich twarzach, gdy Jezus usypia w cieple wełny, trzymając jeszcze rożek tkaniny w usteczkach.
«Nie możecie tutaj pozostać. Tu jest zimno i wilgotno. A w dodatku... w tym zwierzęcym odorze! To niedobre... i... nie jest godne Zbawiciela...»
«Wiem – mówi Maryja z ciężkim westchnieniem. – Ale nie ma dla nas miejsca w Betlejem!»
«Odwagi, Niewiasto! Znajdziemy Ci dom.»
«Porozmawiam z moją panią – mówi Eliasz, pasterz od mleka. – Jest dobra. Przygarnie was, nawet gdyby miała oddać własną izbę. Jak tylko zaświta, porozmawiam z nią. Ma dom pełen ludzi, ale na pewno znajdzie dla was miejsce.»
«Przynajmniej dla Mojego Dziecka... Ja i Józef możemy spać na ziemi, ale Maleńki...»
«Nie martw się, Niewiasto. Pomyślę o tym. Opowiem wielu o tym, co nam rzekł anioł.
Niczego wam nie zabraknie. Tymczasem przyjmijcie od nas to, co w naszym ubóstwie możemy wam dać. Jesteśmy pasterzami..»
«My też jesteśmy ubodzy – mówi Józef – nie możemy wam się odpłacić.»
«Och! Nie chcemy! Nawet gdybyście mogli, nie przyjęlibyśmy. Pan nas już wynagrodził.
Przecież obiecał wszystkim pokój. Aniołowie powiedzieli: “Pokój ludziom dobrej woli.” Nam już został dany, bo anioł powiedział, że to Dziecię jest Zbawicielem i Chrystusem, Panem. Jesteśmy nieuczonymi biedakami, lecz wiemy, że Prorocy przepowiedzieli Zbawiciela, który będzie Księciem Pokoju. A nam polecono przyjść Go uwielbić... Otrzymaliśmy więc Jego pokój. Chwała Bogu na wysokości Niebios i chwała Jego Chrystusowi! A Ty, Niewiasto, któraś Go urodziła, bądź błogosławiona. Jesteś Święta, skoro zasłużyłaś, żeby Go nosić! Rozkazuj nam jak Królowa, a będziemy szczęśliwi, że możemy Ci służyć. Co możemy zrobić dla Ciebie?»
«Kochać Mojego Syna i mieć zawsze w sercach wasze obecne myśli.»
«A dla Siebie? Nie pragniesz niczego? Nie masz krewnych, których chciałabyś powiadomić, że On się narodził?»
«Tak. Mam krewnych, ale są daleko. Mieszkają w Hebronie.»
«Ja pójdę – mówi Eliasz. – Kim są?»
«Kapłan Zachariasz i moja kuzynka Elżbieta.»
«Zachariasz? O! Znam go dobrze. Chodzę latem w te góry z moimi owcami, bo tam są dobre i obfite pastwiska. Jestem przyjacielem jego pasterza. Kiedy już gdzieś zamieszkasz, pójdę do Zachariasza.»
«Dziękuję, Eliaszu!»
«Nie dziękuj. To dla mnie, biednego pasterza, wielki zaszczyt iść i powiedzieć kapłanowi: “Narodził się Zbawiciel”.»
«Nie. Powiesz mu tak: “Maryja z Nazaretu, twoja kuzynka, powiedziała, że narodził się Jezus. Przyjedź do Betlejem.”»
«Tak powiem.»
«Niech ci to Bóg wynagrodzi. Będę pamiętać o tobie, o was wszystkich.»
«Opowiesz o nas Swemu Dzieciątku?»
«Opowiem» – zapewnia Maryja.
«Jestem Eliasz.»
«Ja jestem Lewi.»
«A ja, Samuel.»
«Ja, Jonasz.»
«Ja, Izaak.»
«Ja, Tobiasz.»
«Ja, Jonatan.»
«Ja, Daniel.»
«Symeon to ja.»
«A mnie nazywają Jan.»
«Ja jestem Józef, a mój brat – Beniamin. Jesteśmy bliźniakami.»
«Zapamiętam wasze imiona.»
«Musimy odejść... lecz wrócimy. Przyprowadzimy innych, żeby też oddali chwałę!...»
«Ale jak tu zostawić Dziecię i powrócić do szopy?»
«Chwała Bogu, że Je nam pokazał!»
«Pozwól nam ucałować Jego szatki» – prosi Lewi z anielskim uśmiechem.
Maryja ostrożnie unosi Jezusa. Siada na sianie i podaje do ucałowania owinięte pieluszkami nóżki. Pasterze, chyląc się do ziemi, całują maleńkie, osłonięte płótnem stópki. Kto ma brodę, najpierw ją ociera, a prawie wszyscy płaczą. Kiedy muszą już odejść, wycofują się bez odwracania, tyłem, zostawiając tam serce...
Wizja kończy się dla mnie w taki sposób: widzę Maryję, siedzącą na sianie z Dzieciątkiem na kolanach, a Józef, stojąc oparty łokciem o brzeg żłobu, patrzy i uwielbia.
Hymn z Godziny czytań. Brewiarz t. I, Narodzenie Pańskie 2.
Uroczystość Objawienia Pańskiego obchodzona 6 stycznia, zwana u nas potocznie Świętem Trzech Króli, należy do pierwszych, które śwęcił Kościół. Na Wschodzie pierwsze jej ślady spotykamy już w III wieku. Na zachodzie uroczystość Objawienia Pańskiego datuje się od końca IV wieku (oddzielnie od Bożego Narodzenia).
Pierwszy polski Orszak Trzech Króli powstał jako kontynuacja jasełek organizowanych od 2004 r. w Szkole „Żagle” Stowarzyszenia „Sternik”. W 2009 orszak wyruszył na ulice Warszawy, by w kolejnych latach zagościć w kolejnych już miastach i miejscowościach Polski, a dziś także innych państw. Orszak Trzech Króli w Lublinie zainaugurowano w 2012 roku. Pomysłodawcą lubelskich obchodów był abp Stanisław Budzik. Orszak jest formą wspólnego, radosnego przeżywania tego najstarszego chrześcijańskiego święta – Objawienia Pańskiego.
W 2015 roku w Polsce w Orszakach Trzech Króli wzięło udział około miliona ludzi w ponad 330 miastach i miejscowościach w całej Polsce i kilkadziesiąt tysięcy w 15 miastach za granicą.
W 2018 roku uczestnicy Orszaku wyszli na ulice w co najmniej 752 miejscowościach na pięciu kontynentach. Orszak Trzech Króli odbył się między innymi w Kibeho w Rwandzie, Chicago, w Żytomierzu (Ukraina) i po raz pierwszy w Betlejem.
W 2025 roku pod hasłem „Kłaniajcie się, Królowie” w 905 miastach w Polsce przeszły 6 stycznia Orszaki Trzech Króli. Barwne korowody organizowane były także w licznych państwach europejskich (m.in. na Ukrainie, w Anglii, Austrii, we Francji, w Niemczech i we Włoszech), ale także w Afryce (Czadzie, Kamerunie i Rwandzie) oraz w obu Amerykach (m.in. w Stanach Zjednoczonych, na Kubie i Ekwadorze).
2025. W tym roku, po raz pierwszy w naszej Gminie, odbył się Orszak Trzech Króli. Rozpoczął się Mszą Świętą w kościele w Józefowie nad Wisłą o godz. 11.00, której przewodniczył ks. Andrzej Walencik oraz ks. Mirosław Bielecki. Po Mszy Świętej Orszak wraz z przedstawianymi inscenizacjami biblijnymi i śpiewem kolęd przeszedł ulicami miasteczka do Szkoły Podstawowej. Tam w świątecznej atmosferze dzieci i młodzież przedstawili program artystyczny. Były też kolędy i przygotowany przez Koła Gospodyń poczęstunek dla wszystkich uczestników Orszaku.
Na temat Trzech Mędrców ze Wschodu mówi Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu oraz komentarze sporządzone przez chrześcijańskich teologów.
Pismo Święte. Najwięcej o przybyciu Mędrców mówi św. Mateusz: "A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę"(Mt 2, 9-11).
W Starym Testamencie zaś znajdują się zapowiedzi narodzin Mesjasza zwiastowanych pojawianiem się gwiazdy: "Wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło"(Lb 24, 17), oraz hołdów złożonych Dziecięciu przez wschodnich królów. "I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu"(Iz 60, 3) - mówił prorok Izajasz, a w Psalmie 72 znajdujemy słowa: "Królowie Tarszisz i wysp przyniosą dary, Królowie Szeby i Saby złożą daninę. I oddadzą mu pokłon wszyscy królowie."(Ps 72, 10-11).
Tradycja Kościoła. Sformułowania biblijne pozwoliły już w III wieku utożsamić Mędrców z władcami starożytnego świata. Tekst biblijny nie podaje, ilu było Mędrców. Do IV wieku uważano, że było ich więcej niż trzech. W Syrii i Armenii przyjęła się wówczas tradycja, że przybyło ich dwunastu, co miało symbolizować dwunastu Apostołów i dwanaście plemion Izraela.
Kościół koptyjski w Egipcie zaś uznał, że było ich aż sześćdziesięciu. W pierwszej ćwierci III wieku chrześcijański filozof i teolog Orygenes (185-254) stwierdził, że Mędrców musiało być trzech, ponieważ złożyli trojakie dary. Pogląd ten przyjął się stopniowo w całym Kościele. Około 520 roku na mozaikach w bazylice San Apolinare Nuovo w Rawennie pojawiły się po raz pierwszy w historii imiona mędrców: Balthassar, Melchior, Gaspar. Przyjęte zostały ostatecznie za wybitnym angielskim teologiem Bedą Czcigodnym (675-735), który na początku VIII wieku pisał, że Melchior był siwobrodym starcem, Baltazar posiadał śniadą cerę i czarne włosy, zaś Kacper był bezbrodym młodzieńcem.
W XV stuleciu - między innymi za sprawą Petrusa Natalibusa, autora "Żywotów świętych" - ustalił się pogląd, że Melchior miał 60 lat, Baltazar 40, a Kacper 20. Takich Mędrców przedstawiają artyści, akcentując symboliczne znaczenie tego, że pokłon Chrystusowi oddaje człowiek na każdym etapie swego życia.
Zapowiadane przez proroków Starego Testamentu Królestwo Boże wypełnia się w osobie Chrystusa. Możliwość zbawienia dana została wszystkim ludom. Pogańscy mędrcy-królowie, którzy uwierzyli, że na świat przyszedł Zbawiciel i uznali w Nim swego władcę, stają się symbolem wszystkich chrześcijan powołanych, by podążać za Chrystusem, symbolem wszystkich narodów zamieszkujących ziemię.
Odkrycia geograficzne. W XIII wieku Marko Polo, najsłynniejszy ówczesny podróżnik, zwiedził Persję i po powrocie opowiedział tak fantastyczne rzeczy, że mieszkańcy jego rodzinnej Wenecji nazwali go kłamcą, chociaż mówił prawdę, jak potwierdziły późniejsze badania. Między innymi Marko Polo opowiadał, że w pewnym mieście perskim, noszącym nazwę Saba, oglądał wielkie wspaniałe sarkofagi–grobowce Trzech Mędrców. Mieszkańcy Saby podali nawet imiona: Kasper, Melchior i Baltazar. Wiedzieli jeszcze, że byli królami. I to wszystko. Dopiero w innej miejscowości, trzy dni drogi dalej od Saby, Marko Polo spotkał ludzi, którzy opowiedzieli mu coś więcej o Trzech Królach - że odbyli daleką podróż, aby jakiemuś nowonarodzonemu Prorokowi złożyć w ofierze złoto, kadzidło i mirrę.
Około połowy XV wieku w Europie głośne stały się geograficzne odkrycia Portugalczyków, którzy w 1456 r., docierając do Wysp Zielonego Przylądka, zetknęli się z ich czarnoskórymi mieszkańcami. W roku 1470 Hans Memling namalował po raz pierwszy jednego z mędrców przybyłych do Betlejem jako ciemnoskórego murzyńskiego władcę. Podkreślił w ten sposób, że cały świat oddaje hołd Jezusowi.
Ideę przedstawiania Trzech Mędrców jako przedstawicieli trzech części znanego wówczas Europejczykom świata wsparły wcześniejsze koncepcje chrześcijańskich teologów, wśród których wspomnieć wypada Sicarda z Cremony. Teolog ten już w 2. połowie XII w. uznał, że Chrystus pragnął odebrać hołd od potomków trzech synów Noego: Jafeta, Sema i Chama, będących przedstawicielami Europy, Azji i Afryki. Na obrazie Joosa van Cleve z 1526-1528 r. przed Chrystusem klęczy Melchior - najstarszy z królów, przedstawiciel Starego Kontynentu. Swój dar - mirrę, złożył u stóp Dzieciątka. Poniżej znajdują się berło i nakrycie głowy Melchiora - odłożone na ziemię przed Jezusem symbolizują uznanie Go za najwyższego z królów. Jako drugi hołd odda Azjata - Kacper, on przyniósł złoto. Ostatni - bo Afryka najpóźniej poznała Dobrą Nowinę - pokłoni się Baltazar, który ofiaruje kadzidło.
W uroczystość Objawienia Pańskiego (Trzech Króli) już od XV w. dokonywano błogosławieństwa złota, kadzidła i mirry – biblijnych darów przyniesionych do betlejemskiego żłóbka przez mędrców ze Wschodu. Od dawien dawna w różnoraki sposób tłumaczono te trzy dary.
Jedno z tłumaczeń mówi że dary, jakie królowie składają Dzieciątku, wiążą się z trojakim rozumieniem Jego roli i misji:
Złoto, to symbol władzy i potęgi królewskiej, wskazuje na wszystko, co jest godne chwały, co piękne i doskonałe. Jest to dowód uznania i szacunku dla króla. Otrzymuje je Chrystus, który jest Królem, którego królestwo nigdy się nie skończy.
Kadzidło będące mieszaniną żywic różnych drzew z domieszką aromatycznych ziół – jest symbolem boskości, cnót i moralności. Palone w świątyniach było przeznaczone dla prawdziwego Boga. Dym z kadzidła unoszący się ku górze symbolizował wznoszenie się modlitw do Boga. Ofiarowane Jezusowi kadzidło, wskazuje na Jego boską naturę.
Mirra, jest to wonna gumożywica z kory balsamowców: drzew rosnących w Arabii i wschodniej Afryce. W starożytności używana była do balsamowania zwłok podczas ceremonii pogrzebowych, symbolizuje wieczność i poświęcenie oraz ludzką naturę Chrystusa. Jest też zapowiedzią Jego męki, śmierci i pogrzebu. Wspomina o tym Ewangelia św. Marka, mówiąc że podczas drogi na Golgotę podawano Jezusowi "wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął". (Mk 15, 23).
W drugim stuleciu święty Ireneusz z Lyonu widział w złocie znak królewskiej godności Dzieciątka, w kadzidle jego Boskość, a mirra miała według niego symbolizować śmierć na krzyżu.
Kardynał Kari Rahner twierdzi, że złoto wskazuje na naszą miłość, kadzidło na naszą tęsknotę, a mirra na nasze bóle. W darach nie widzi więc obrazów symbolizujących tajemnicę Bożego Dzieciątka, lecz znaki naszego oddania, naszych ludzkich postaw właściwych w stosunku do Wcielonego Boga.
Od przeszło 900 lat w uroczystość Objawienia Pańskiego błogosławi się również kredę. Litery nakreślone pobłogosławioną kredą na drzwiach domu:C+M+B wraz z bieżącą liczbą roku 2025 oznaczają, że przyjęliśmy Wcielonego Syna Bożego. Czynność ta ma zatem także wymiar wyznania wiary.
Napis C+M+B (może też być K+M+B) na drzwiach od IX wieku powszechnie kojarzy się z imionami trzech mędrców ze Wschodu, którzy przybyli złożyć hołd Dzieciątku. W tradycji przyjmuje się, że imiona mędrców to: Casper (tłumaczenie polskie to: Kacper), Melchior i Baltazar.
Napis na drzwiach oznacza także początek słów krótkiej modlitwy: Christus mansionem benedicat, co się tłumaczy: Niech Chrystus pobłogosławi to mieszkanie.
Św. Augustyn zaś w tych znakach odczytywał duszpasterską myśl: Christus multorum benefactor (Chrystus dla wielu jest dobroczyńcą).
Zwyczaj oznaczania błogosławioną kredą drzwi mieszkań zasługuje na podtrzymanie. Ta prosta symbolika nie informuje, że za tymi drzwiami zamieszkują chrześcijanie, którzy wyrażają radość z faktu, że Bóg narodził się dla nas w osobie Jezusa Chrystusa i jest z nami.
Data, dopisywana po znaku krzyża, określa rok, w którym błogosławieństwo spływa na domostwo jako noworoczne życzenie Kościoła dla każdej rodziny.
Mój wewnętrzny informator mówi: «To rozważanie, które otrzymasz i które ci skomentuję, nazwij “Ewangelią Wiary”. Zostanie ono bowiem przedstawione tobie i innym po to, aby ukazać wam potęgę Wiary i jej owoce, ażeby utwierdzić was w wierze w Boga.»
Widzę małe i białe domki Betlejem, zgromadzone jak pisklęta pod światłem gwiazd.
Przecinają je na krzyż dwie główne drogi. Jedna z nich przebiega miejscowość od jednego krańca do drugiego, ale nie dalej. Druga biegnie z daleka przez całą okolicę i ciągnie się ku innej osadzie. Małą miejscowość przecinają inne wąskie i kręte uliczki. Nie ma najmniejszej prawidłowości w rozplanowaniu ulic, tak jak to występuje u nas. Dostosowują się one raczej do terenu i jego różnych poziomów oraz do położenia domów wybudowanych to tu, to tam, w zależności od kaprysu gruntu i jego właściciela. Jedne dróżki zwrócone są w lewo, inne – w prawo, a jeszcze inne biegną ukośnie w stosunku do drogi głównej. Wygląda ona jak wstęga, która – zamiast biec prosto od jednego punktu do drugiego, bez skręcania – rozwija się i pełna jest zawijasów. Od czasu do czasu widać albo mały placyk służący za targowisko, albo jest tu studnia, albo to reszta gruntu po budowach bez planu, tak krzywa, że już nic nie można na niej zbudować.
W miejscu, w którym – jak sądzę – mam się koniecznie zatrzymać, jest właśnie jeden z takich niekształtnych placyków. Powinien być kwadratowy lub chociaż mniej więcej prostokątny. Tymczasem stał się trapezem tak dziwacznym, że wydaje się trójkątem ostrokątnym o ściętym wierzchołku. U najdłuższego boku, u podstawy tego trójkąta, stoi szeroka i niska budowla. Jest największa w okolicy. Od zewnątrz znajduje się gładka i naga ściana, w której znajdują się zaledwie dwie, teraz całkiem zamknięte bramy. Na pierwszym piętrze natomiast, od środka, w jej obszernym kwadracie, są liczne okna, a pod nimi ciągną się – zarzucone słomą i odpadkami – krużganki. Otaczają one podwórze, zaopatrzone w kadzie do pojenia koni i innych zwierząt. Proste kolumny krużganków mają kółka służące do przywiązywania zwierząt. Po jednej stronie dziedzińca mieści się obszerna wiata do przetrzymywania trzody i koni. Domyślam się, że to gospoda w Betlejem.
Po obu stronach placu, jednakowej długości, stoją domy i domki. Przed jednymi są niewielkie ogrody, przed innymi ich nie ma. Jedne z nich bowiem stoją zwrócone fasadami w stronę placu, a inne są odwrócone tyłem. Po drugiej, znacznie krótszej stronie – naprzeciw gospody będącej miejscem postoju karawan – znajduje się jedyny domek z zewnętrznymi schodkami. Kończą się one w połowie fasady i prowadzą do izb mieszkalnych, które znajdują się na piętrze. Wszystkie okna są zamknięte, bo jest noc. Z powodu późnej pory nie widać także nikogo na ulicy.
Dostrzegam wzrastającą nocną poświatę. Napływa ona z nieba pełnego gwiazd. Na orientalnym niebie są one piękne, tak jasne i ogromne, że zdają się tak bliskie, iż z łatwością można dosięgnąć i dotknąć te kwiaty błyszczące na aksamitnym nieboskłonie. Podnoszę oczy, żeby dostrzec źródło tego wzrastającego światła. Gwiazda o tak niebywałej wielkości, jakby mały księżyc, przesuwa się naprzód po niebie nad Betlejem. Inne wydają się gasnąć, żeby zrobić jej miejsce, jak dwórki na przejście królowej. Jej blask góruje nad nimi i sprawia, że znikają w jej świetle. Z tej kuli – zdającej się olbrzymim jasnym szafirem, rozpalonym od wewnątrz przez słońce – wypływa smuga, a w jej dominującą barwę jasnego szafiru, wtapiają się żółcie topazów i zielenie szmaragdów, opalizujący blask opali, krwawa czerwień rubinów i łagodne błyski ametystów. Wszystkie drogocenne kamienie ziemi są w tej smudze, która zamiata niebo szybkim, falującym ruchem, jakby była żywa. Jednak najintensywniejszym kolorem, wydobywającym się z kuli gwiazdy, jest rajski odcień bladego szafiru. Zstępuje on, zdobiąc lazurowym srebrem domy, drogę, ziemię Betlejem – kolebkę Zbawiciela.
Nie jest to już ubogie miasteczko, które dla nas byłoby mniejsze od wieśniaczej osady. To jakby zaczarowane miasto z bajki, w którym wszystko jest ze srebra. Nawet woda w studniach i zbiornikach wygląda jak płynny diament.
Gwiazda, rozbłyskując żywszym blaskiem, zatrzymuje się nad małym domem, który znajduje się przy najkrótszym boku placyku. Ani jego mieszkańcy, ani inni Betlejemici nie widzą jej, gdyż śpią w pozamykanych domach. Gwiazda zaś wzmaga swe pulsowanie światłem również przez swój ogon, który drży i faluje mocniej, znacząc niemal półkola na niebie. Całe niebo goreje od mnóstwa iskier, które za sobą ciągnie, jakby w sieci pełnej klejnotów. Błyszczą one, malując najrozmaitszymi kolorami inne gwiazdy, jakby dla przekazania im radosnej wieści.
Mały domek cały jest skąpany w tym płynnym ogniu klejnotów. Dach niewielkiego tarasu, stopnie z ciemnego kamienia, małe drzwi, wszystko jest jakby blokiem czystego srebra, pokrytym diamentowym pyłem i perłami. Żaden królewski pałac na ziemi nie miał i nie będzie miał nigdy schodów takich jak te, po których stąpali aniołowie i których używała ta Matka, która jest Matką Boga. Drobne stopy Niepokalanej Dziewicy mogą spoczywać na tej pięknej bieli – te Jej małe stopy, które są przeznaczone do wstępowania po stopniach Bożego tronu. Dziewica jednak nic o tym nie wie. Czuwa nad kołyską Syna i modli się. W Jej duszy jest większy blask niż ten, którym gwiazda ozdabia przedmioty.
Główną drogą zbliża się orszak: konie w uprzęży, inne – prowadzone za uzdę. Dromadery i konie z jeźdźcami bądź z ładunkiem. Tętent kopyt to jakby odgłos wody spadającej na kamienie potoku. Po dotarciu do placu, wszyscy zatrzymują się. W promiennym świetle gwiazdy orszak nabiera nadzwyczajnego piękna. Przebogate ozdoby wierzchowców, ubiory jeźdźców, twarze, wyposażenie, wszystko to jaśnieje nadzwyczajnie. Blaskiem ożywia się też metal, skóra, jedwab, klejnoty i sierść. Świecą się oczy, śmieją usta, bo jeszcze inne piękno wstąpiło w serca: piękno nadprzyrodzonej radości.
Podczas gdy słudzy ze zwierzętami udają się do miejsca postoju karawan, trzy dostojne osoby zsiadają z wierzchowców, które sługa zaraz odprowadza gdzie indziej. Oni zaś podchodzą pieszo do domu. Tam klękają, uderzają czołem o ziemię i całują proch. To trzej możni. Świadczą o tym ich przebogate stroje. Jeden, o bardzo ciemnej skórze, gdy tylko zsiadł z wielbłąda, owija się cały błyszczącym szalem z jasnego jedwabiu. Czoło i talię ściskają mu kosztowne obręcze. U boku ma sztylet lub miecz z gardą bogato zdobioną drogimi kamieniami. Drugi z tych, którzy zsiedli ze wspaniałych rumaków, ubrany jest w przepiękny prążkowany strój, w którym przeważa barwa żółta. Jego szata uszyta jest jak długie domino, przystrojone kapturem i sznurem, utkanym złotym haftem, wyglądającym jak misterna praca złotnika. Trzeci nosi jedwabną bufiastą koszulę oraz długie i szerokie, zmarszczone przy stopach spodnie. Owija się bardzo delikatną chustą, która wygląda jak kwitnący ogród, tak żywe są zdobiące ją kwiaty. Na głowie ma turban, przytrzymany łańcuszkiem ozdobionym diamentami.
Po uczczeniu domu, w którym przebywa Zbawiciel, wstają i idą do zajazdu dla karawan. Tam słudzy już kołatali i otwarto im.
Tu widzenie urywa się. W trzy godziny później rozpoczyna się sceną hołdu składanego Jezusowi przez Magów.
Teraz jest dzień. Słońce świeci pięknie na popołudniowym niebie. Jeden ze sług trzech Magów przechodzi przez plac i wchodzi na schody małego domku. Wchodzi, potem wychodzi.
Wraca do gospody. Wychodzą trzej Mędrcy, a za każdym z nich kroczy jego sługa. Przechodzą przez plac. Nieliczni przechodnie oglądają się, żeby spojrzeć na pełne dostojeństwa osobistości, kroczące wolno i uroczyście. Pomiędzy przybyciem sługi a nadejściem tych trzech mija dobry kwadrans, co dało mieszkańcom domu możność przygotowania się na przybycie gości.
Przybysze są dziś jeszcze bardziej bogato odziani niż wczorajszego wieczora. Błyszczą jedwabie, połyskują klejnoty, a na głowie tego, który nosi turban, skrzy się i migoce olbrzymi pióropusz, składający się z drogocennych piór, usianych jeszcze cenniejszymi łuskami.
Jeden ze sług niesie całkowicie pokrytą intarsją szkatułę, której metalowe wzmocnienia są wykonane ze złota. Drugi ma ze sobą misternej roboty kielich, zakryty rzeźbionym wieczkiem, cały ze złota. Trzeci niesie rodzaj szerokiej i niskiej amfory, także ze złota, zakorkowanej zamknięciem w kształcie piramidki, z osadzonym na wierzchołku brylantem. Przedmioty te zdają się ciężkie, słudzy bowiem niosą je z wysiłkiem, zwłaszcza – szkatułę.
Wszyscy trzej idą po schodach. Wchodzą do izby prowadzącej od drogi na tyły domu. Przez okno otwarte na słońce widać ogródek. W bocznych ścianach znajdują się drzwi, przez które zagląda rodzina gospodarzy: mężczyzna, niewiasta i troje lub czworo dzieci w różnym wieku.
Maryja siedzi z Dzieciątkiem na kolanach, a Józef stoi z boku. Na widok wchodzących trzech Magów Maryja wstaje i kłania się. Ubrana jest całkiem na biało. Jakaż jest śliczna w skromnej sukni, zakrywającej Ją od szyi do stóp, od ramion do delikatnych nadgarstków. Jakże piękną ma głowę otoczoną koroną jasnych warkoczy, z mocniej zarumienioną ze wzruszenia twarzą. Oczy uśmiechają się ze słodyczą, usta zaś wypowiadają słowa pozdrowienia:
«Niech Bóg będzie z wami.»
Trzej zatrzymują się na chwilę, zaskoczeni. Potem podchodzą i upadają do stóp Maryi.
Proszą, żeby usiadła. Sami nie chcą usiąść, chociaż Maryja o to prosi. Pozostają na kolanach, opuszczając się na pięty. Za nimi klęczą także trzej słudzy, którzy znajdują się tuż za progiem. Postawili przed sobą trzy przyniesione przedmioty i czekają.
Trzej Mędrcy wpatrują się w Dzieciątko, które wydaje się mieć dziewięć miesięcy, może rok, takie jest silne i mocne. Siedzi teraz na kolanach Mamy i śmieje się, szczebiocząc jak ptaszek. Ubrane jest na biało, tak samo jak Mama, a na maleńkich stópkach ma sandałki. Szatka jest bardzo prosta. To koszulka, spod której wystają ruchliwe nóżki i pulchniutkie rączki, które chciałyby wszystkiego dotknąć. Nade wszystko śliczna jest Jego twarzyczka. Błyszczą ciemnoszafirowe oczy i śmieją się usteczka z dołeczkami, odsłaniając pierwsze, małe ząbki. Loczki zdają się złotym pyłem, tak są błyszczące i puszyste.
Najstarszy z Mędrców odzywa się w imieniu wszystkich. Tłumaczy Maryi, jak to pewnej grudniowej nocy minionego roku zapłonęła na niebie nowa gwiazda o wyjątkowym blasku. Żadne mapy nieba nie pokazywały takiej gwiazdy ani nic o niej nie wspominały. Imię jej było nieznane, nie miała bowiem nazwy. Narodziła się więc z łona Boga i rozkwitła, ażeby oznajmić ludziom błogosławioną prawdę – Boży sekret. Ludzie jednak nie zwrócili na nią uwagi, gdyż w ich duszach było zepsucie. Nie wznosili oczu ku Bogu i nie umieli czytać słów, które On – niech będzie błogosławiony na wieki – kreśli ognistymi gwiazdami na sklepieniu nieba.
Oni jednak ujrzeli ją i starali się pojąć jej wymowę. Wyrzekając się dobrowolnie odrobiny snu koniecznego dla ciała, zapominając o jedzeniu, zagłębiali się w badaniach Zodiaku. Układy gwiezdne, czas, pora roku, dawne obliczenia i astronomiczne kombinacje pozwoliły im znaleźć imię i ujawnić tajemnicę tej gwiazdy. Jej imię: "Mesjasz”. Jej sekret: “Żyje Mesjasz, który przyszedł na świat”. Wyruszyli więc w drogę, aby Go uczcić. Nic nie wiedzieli o sobie nawzajem. Podróżując nocą przez góry i pustynie, doliny i rzeki, dążyli ku Palestynie, bo gwiazda posuwała się w tym kierunku. Dla każdego z nich, wyruszającego z trzech odrębnych punktów ziemi, w taki sam sposób przesuwała się. Spotkali się nad Morzem Martwym. Wola Boża tam ich połączyła. Wyruszyli więc razem dalej, rozumiejąc się nawzajem, chociaż każdy z nich mówił swoim odmiennym językiem. Nie tylko mogli się nawzajem zrozumieć, lecz także – dzięki cudowi Wiecznego – mogli w tym kraju mówić jego językiem.
Doszli razem do Jerozolimy. Wiedzieli bowiem, że Mesjasz miał być Królem Jerozolimy, Królem Żydów. Gwiazda jednak ukryła się na niebie ponad tym miastem. Oni więc, ze złamanymi bólem sercami, zaczęli badać siebie, żeby pojąć, w czym mogli Bogu uchybić. Uspokoiwszy się jednak w swoich sumieniach, zwrócili się do króla Heroda z zapytaniem, w jakim pałacu narodził się Król Żydów, któremu właśnie przybyli się pokłonić.
Król Herod zwołał więc przedniejszych kapłanów i uczonych w Piśmie i zapytał ich o to, gdzie mógł narodzić się Mesjasz. Oni zaś odpowiedzieli: “W Betlejem judzkim”.
Udali się więc w kierunku Betlejem, a gdy tylko opuścili Święte Miasto, gwiazda znowu ukazała się ich oczom. Poprzedniego wieczora wzmogła blask i całe niebo zapłonęło. Kiedy zaś zatrzymała się nad tym domem, połączyła w swoim płomieniu całe światło pozostałych gwiazd. Zrozumieli więc, że znajdują się tu, gdzie jest Boski Syn. Oddają Mu teraz chwałę i przynoszą skromne dary. Przede wszystkim zaś ofiarowują serca, które nigdy nie ustały w błogosławieniu Boga za otrzymaną łaskę i miłują Jego Syna, którego Święte Człowieczeństwo oglądali. Potem mają powrócić, żeby zdać sprawę królowi Herodowi. On bowiem także pragnie się Jemu pokłonić.
«A oto tutaj jest złoto należne królowi; oto kadzidło, jakie należy się Bogu; a tu, o Matko, tutaj jest mirra. Twój Syn bowiem jest Człowiekiem, a nie tylko Bogiem. Pozna więc gorycz ciała i ludzkiego życia oraz nieuniknione prawo śmierci. Przez wzgląd na naszą miłość wolałbym tych słów nie wypowiadać. Wolałbym sądzić, że także w ciele jest wieczny, jak wieczny jest Jego Duch. Jednak, o Niewiasto – jeżeli nasze pisma, a zwłaszcza jeżeli nasze dusze się nie mylą – to On, Twój Syn, jest Zbawicielem, Bożym Chrystusem. Dlatego właśnie będzie musiał – dla zbawienia świata – przyjąć na Siebie zło tego świata... A jedną z kar za nie jest śmierć. Żywica ta przeznaczona jest właśnie na tę godzinę, aby Jego święte ciało nie zaznało zgnilizny rozkładu i zachowało doskonałość aż do zmartwychwstania. Niech przez wzgląd na ten dar pamięta o nas i niech zbawi Swoje sługi, dając im Swe Królestwo. Ty, Matko, powiedz Swemu Dziecku o naszej miłości, abyśmy zostali uświęceni. Obyśmy, całując Jego stopy, sprowadzili na siebie niebiańskie błogosławieństwo.»
Maryja – przezwyciężając przerażenie spowodowane słowami Mędrca, pokrywając uśmiechem smutek powstały na myśl o pogrzebie – podaje Dziecię. Kładzie Je w ramiona najstarszemu, który Je całuje. Jezus go głaszcze. Potem podaje Dziecię innym. Jezus z uśmiechem bawi się łańcuszkami i frędzlami. Przygląda się z zaciekawieniem otwartej szkatule, pełnej czegoś żółtego i błyszczącego. Śmieje się widząc, jak słońce tworzy tęczę, padając na brylant pokrywy naczynia z mirrą.
Później Mędrcy oddają Dziecię Matce i powstają. Maryja też wstaje. Najmłodszy nakazuje sługom wyjść i wszyscy kłaniają się po kolei. Trzej Magowie rozmawiają jeszcze przez chwilę. Nie potrafią opuścić tego domu. W oczach mają łzy wzruszenia. Zbliżają się w końcu do wyjścia, odprowadzani przez Maryję i Józefa, Dziecko chciało zejść na ziemię i podaje małą dłoń najstarszemu z trzech. Idzie, trzymane za rękę przez Maryję i jednego Mędrca, pochylonego, żeby Go podtrzymywać. Jezus stawia niepewne dziecięce kroczki. Śmieje się, dotykając nóżką smugi, rzucanej na posadzkę przez słońce.
Dochodząc do progu – trzeba pamiętać, że izba ciągnie się przez całą długość domu – trzej żegnają się, klękając raz jeszcze, żeby ucałować stopy Jezusa. Maryja, pochylona nad Dzieciątkiem, ujmuje Jego rączkę i prowadzi ją, czyniąc znak błogosławieństwa nad głową każdego Maga. Jest to już znak krzyża, który kreślą prowadzone przez Maryję paluszki Jezusa.
Trzej schodzą potem ze schodów. Na placu czeka karawana, gotowa do wymarszu. W zachodzącym słońcu lśnią ozdobne guzy przy wędzidłach koni. Na placyku tłoczą się ludzie, żeby zobaczyć niezwykłe widowisko.
Jezus śmieje się, klaszcząc w rączki. Mama podniosła Go i oparła o szeroki parapet, ograniczający podest schodów. Obejmuje Jezusa ramieniem na wysokości Jego piersi, żeby nie spadł. Józef schodzi wraz z trzema, a gdy wsiadają na konie i wielbłąda, przytrzymuje każdemu strzemię.
Teraz słudzy i panowie są już w siodłach. Dają hasło do wymarszu. Trzej Mędrcy chylą się w ostatnim ukłonie aż do karków wierzchowców. Józef kłania się, Maryja także i ponownie prowadzi rączkę Jezusa w geście pożegnania i błogosławieństwa.
Jest noc. Józef śpi na posłaniu w swej małej izbie. To spokojny sen tego, który wypoczywa po pracy ciężkiej, uczciwej i dobrze wykonanej.
Widzę go w panującej w pomieszczeniu ciemności, rozpraszanej zaledwie przez smużkę księżycowego światła. Przedostaje się ona przez szparę w okiennicy przymkniętej, ale nie całkiem domkniętej. Być może Józefowi było za gorąco w małej izbie. A może chciał mieć odrobinę światła, żeby zobaczyć, czy już świta, i wstać jak najszybciej. Odwrócił głowę i uśmiecha się przez sen, być może do jakiejś sennej wizji. Nagle uśmiech zmienia się w wyraz trwogi.
Józef wzdycha głęboko jak ktoś przygnieciony koszmarem i budzi się. Siada na łóżku, przeciera oczy i rozgląda się wokół siebie. Patrzy w stronę okienka, przez które wchodzi smuga światła. Chociaż noc jest głęboka, chwyta rozłożoną u stóp posłania szatę i – wciąż siedząc na łóżku – wkłada ją na białą koszulę z krótkimi rękawami, którą ma na sobie. Odgarnia przykrycia, zsuwa stopy na podłogę i szuka sandałów. Zakłada je i zawiązuje. Wstaje i podchodzi do drzwi, które znajdują się naprzeciw jego posłania, a nie do tych z boku, które prowadzą do długiej izby, w której przyjęto Magów. Końcami palców cicho puka. To delikatne: puk, puk...
Musiał usłyszeć zaproszenie do wejścia, bo ostrożnie otwiera drzwi i potem cicho je zamyka. Zanim jeszcze podszedł do drzwi, zapalił małą lampę oliwną o jednym płomieniu i nią oświetla pokój. Wchodzi. Izba jest niewiele większa niż jego własna. Znajduje się tam niskie łóżeczko, które stoi przy kołysce. W narożniku pali się kaganek. Jego drżący płomyk zdaje się gwiazdką o nikłym, złotawym blasku. Pozwala on widzieć, a równocześnie nie przeszkadza śpiącemu.
Maryja jednak nie śpi. Klęczy przy kołysce w jasnej sukni i modli się, czuwając nad spokojnie śpiącym Dzieckiem.
Jezus jest w tym samym wieku jak wtedy, gdy widziałam Go z Magami. Jest to śliczne, złotowłose i rumiane, niemal roczne Dziecko. Śpi z zagłębioną w poduszce kędzierzawą główką, trzymając pod brodą zaciśniętą w pięść rączkę.
«Nie śpisz? – pyta cicho zdziwiony Józef. – Dlaczego? Czy Jezus źle się czuje?»
«O, nie! Czuje się dobrze. Modlę się. Na pewno później się wyśpię. Dlaczego przyszedłeś, Józefie?» – Maryja mówi to ciągle klęcząc.
Józef odpowiada jak najciszej, żeby nie zbudzić Dziecka. Jest jednak wzburzony. Mówi:
«Musimy stąd wyjechać jak najprędzej. Natychmiast. Przygotuj kufer i torbę ze wszystkim, co uda Ci się zabrać ze sobą. Ja przygotuję resztę... Zabierzemy ze sobą wszystko, co możliwe. Uciekamy o świcie. Zrobiłbym to wcześniej, ale muszę porozmawiać z właścicielką domu...»
«Ale dlaczego mamy uciekać?»
«Później Ci to dokładniej wyjaśnię. Z powodu Jezusa. Anioł powiedział mi:“Weź Chłopca i Matkę i uciekaj do Egiptu”. Nie trać czasu. Idę przygotować, co będę mógł.»
Maryi nie trzeba mówić, że nie ma tracić czasu. Jak tylko słyszy o aniele, o Jezusie i o ucieczce, domyśla się, że Jej Dziecku grozi jakieś niebezpieczeństwo. Zrywa się na równe nogi z bledszą niż wosk twarzą i, udręczona, przyciska dłoń do serca. Zaczyna zaraz się krzątać. Szybko i zręcznie umieszcza odzież w kufrze i w dużym worku, który rozkłada na swoim jeszcze nietkniętym łóżku. Jest udręczona, panuje jednak nad Sobą. Robi wszystko w pośpiechu, ale dokładnie. Co pewien czas, przechodząc koło kołyski, spogląda na śpiące, nieświadome niczego Dziecię.
«Potrzebujesz pomocy?» – pyta raz po raz Józef, zaglądając do środka przez uchylone drzwi.
«Nie, dziękuję» – odpowiada Maryja. Dopiero gdy worek jest już napełniony i z pewnością jest ciężki, woła Józefa, by pomógł Jej go zawiązać i zdjąć z łóżka. Józef nie chce, żeby Maryja mu pomagała. Sam bierze długi pakunek i zanosi go do swej izdebki.
«Mam zabrać też wełniane przykrycia?» – pyta Maryja.
«Bierz wszystko, co tylko potrafisz. Resztę stracimy. Zabierz, ile zdołasz... Przyda się, bo... bo będziemy długo w drodze, Maryjo!»
Józef mówi to z wielkim smutkiem. Można sobie wyobrazić, co przeżywa Maryja.
Wzdychając, składa przykrycie zdjęte z łóżka Józefa i z łóżka swojego. Zawiązuje je sznurem.
«Musimy zostawić kołdry i maty – mówi Józef, zwijając przykrycia. – Nawet jeśli weźmiemy trzy osły, to nie będę mógł ich zbytnio przeciążać. Musimy odbyć długą i męczącą drogę, częściowo przez góry, a po części przez pustynię. Okryj dobrze Jezusa. Zarówno w górach jak i na pustyni noce będą chłodne. Zabrałem dary Magów, bo się tam przydadzą. Wszystko, co mam, wydam na zakup dwóch osiołków. Nie będziemy przecież mogli odesłać ich z powrotem, więc muszę je kupić. Idę. Nie czekam świtu. Wiem, gdzie ich szukać. Ty kończ przygotowywanie wszystkiego.»
Wychodzi. Maryja bierze jeszcze kilka przedmiotów. Następnie patrzy na Jezusa i też wychodzi. Powraca z jeszcze nieco wilgotnymi szatkami, zapewne wypranymi poprzedniego dnia. Składa je, zawija w płótno i dołącza do pozostałych rzeczy. Nie ma już niczego więcej. Rozgląda się dookoła i widzi w kącie zabawkę Jezusa: owieczkę wyrzeźbioną z drewna. Podnosi ją z łkaniem i całuje. Całe bowiem drewno nosi ślady ząbków Jezusa, a uszy owieczki są zupełnie obgryzione. Maryja głaszcze ten bezwartościowy dla innych przedmiot ze zwykłego jasnego drewna. Dla Niej jest on bardzo cenny, bo świadczy o miłości Józefa do Jezusa i przypomina Jej Dziecko. Kładzie więc także zabawkę przy innych leżących na zamkniętej skrzyni rzeczach. Teraz nie ma już zupełnie nic.
Jest tylko Jezus w kołysce. Maryja sądzi, że dobrze będzie przygotować też Dziecko. Zbliża się więc do kołyski i porusza nią lekko, żeby obudzić Małego. On jednak wydaje ciche westchnienie, odwraca się i śpi dalej. Maryja głaszcze delikatnie Jego loczki. Jezus otwiera buzię i ziewa. Maryja schyla się i całuje Go w policzek. Jezus w końcu się budzi. Otwiera oczy. Widzi Mamę i uśmiecha się, wyciągając rączki do Jej piersi.
«Tak, Moja Ty miłości, tak, mleka. Przed zwykłą porą. Zawsze jesteś gotów ssać Mamę, Moje święte Jagniątko!»
Jezus śmieje się i baraszkuje. Przebiera nóżkami na przykryciach i macha radośnie rączkami z właściwą dzieciom, tak miłą dla oka wesołością. Potem opiera nóżki o żołądek Mamy, wygina się łukiem i kładzie złotą główkę na Jej piersi. Następnie z uśmiechem rzuca się w tył. Chwyta rączkami tasiemki, ściągające pod szyją suknię Maryi, i usiłuje je rozwiązać. W lnianej koszulce wygląda prześlicznie: pulchny i różowy jak kwiatek.
Maryja pochyla się i pozostaje w tej postawie, jakby ochrona przy kołysce. Płacze i uśmiecha się równocześnie. Dziecko tymczasem szczebioce i wypowiada jakieś słowa, które stanowią część języka wszystkich dzieci. Najczęściej powtarzanym jest słowo: “mama”. Jezus patrzy na Maryję zdziwiony, widzi bowiem, że płacze. Wyciąga rączkę w kierunku błyszczących śladów łez i moczy ją sobie, głaszcząc Mamę. Opiera ponownie z wdziękiem główkę o matczyną pierś, garnie się do Niej, głaszcząc rączką.
Maryja całuje włosy Jezusa, bierze Go na ręce, siada i ubiera. Zakłada wełniane ubranko, a teraz – maleńkie sandałki. Potem karmi. Spragniony Jezus ssie dobre mleko Swej Mamy. Kiedy Mu się wydaje, że z prawej strony jest za mało, szuka z lewej. Czyniąc to, śmieje się i patrzy z dołu na Mamę. Potem usypia, oparłszy główkę na Jej piersi: krągły i rumiany policzek przy białej i krągłej piersi.
Maryja wstaje bardzo ostrożnie i kładzie Go na łóżku, na kołdrze, i przykrywa Swym płaszczem. Wraca do kołyski i składa maleńkie przykrycia. Zastanawia się, czy nie wziąć także materacyka. Jest taki maleńki! Można go także zabrać. Kładzie go razem z poduszeczką, obok innych przygotowanych już na kufrze rzeczy. Biedna Mama, prześladowana z powodu Swojego Dziecka, płacze nad pustą kołyską. Powraca Józef i pyta:
«Jesteś gotowa? A Jezus jest gotowy? Wzięłaś Jego pościel i posłanko? Nie możemy zabrać kołyski, ale niech biedne Maleństwo, które usiłują zabić, ma przynajmniej materacyk.»
«Józefie!» – wykrzykuje Maryja, schwyciwszy go za ramię.
«Tak, Maryjo, zabić. Herod pragnie Jego śmierci... bo drży o swe ludzkie królestwo. To nieczyste zwierzę boi się Niewinnego. Co zrobi – kiedy się dowie, że uciekł – tego nie wiem. Będziemy już daleko. Nie przypuszczam, żeby się mścił, szukając Go aż w Galilei... Chyba nie domyśla się, że jesteśmy Galilejczykami... z Nazaretu... nie może wiedzieć, kim właściwie jesteśmy... Chyba że szatan udzieli mu pomocy w podzięce za to, że jest jego oddanym sługą. Ale... jeżeli... to się wydarzy... sam Bóg nam dopomoże. Nie płacz, Maryjo! Patrzenie na Twoje łzy jest dla mnie większym cierpieniem niż konieczność udania się na wygnanie!»
«Wybacz Mi, Józefie! Nie płaczę ze względu na Siebie ani z powodu tych niewielkich, traconych dóbr. Płaczę z twego powodu... Musiałeś tak bardzo się dla Nas poświęcać! A teraz znowu nie będziesz miał ani klientów, ani domu. Ile ciebie kosztuję, Józefie!»
«Ile? Nic, Maryjo. Wcale nie jesteś powodem moich cierpień. Pocieszasz mnie. Zawsze. Nie myśl o jutrze. Mamy dary otrzymane od Magów. Pomogą nam w pierwszym okresie. Potem znajdę pracę. Uczciwy i dobry rzemieślnik zawsze sobie poradzi. Widziałaś to i tutaj. Nie starczało mi czasu na zrobienie wszystkiego.»
«Wiem. Ale kto cię ukoi w tęsknocie?»
«A Tobie kto przyniesie ulgę w tęsknocie za opuszczonym, tak drogim Ci domem?»
«Jezus. Mając Go, posiadam to, co tam otrzymałam.»
«I ja także, mając Jezusa, mam ojczyznę... za którą tak bardzo tęskniłem jeszcze przed paroma miesiącami. Posiadam mego Boga. Widzisz, że nie tracę niczego, co jest mi szczególnie drogie. Wystarczy uratować Jezusa, a wtedy pozostanie nam wszystko. Nawet gdybyśmy nie mogli już nigdy więcej zobaczyć tego nieba, tych pól... ani tamtych jeszcze droższych nam w Galilei... Mając Jego, będziemy zawsze mieli wszystko. Chodź, Maryjo, już świta. Pora pożegnać się z gospodynią i załadować nasz dobytek. Wszystko będzie dobrze.»
Maryja wstaje posłusznie. Otula się płaszczem. Józef robi tymczasem ostatni pakunek i wychodzi z nim. Maryja unosi ostrożnie Dziecię, owija Je chustą i tuli do serca. Patrzy na ściany, które gościły ich przez miesiące, i delikatnie dotyka ich dłonią. Szczęśliwy to dom, bo zasłużył na miłość i błogosławieństwo Maryi!
Wychodzi. Idzie przez izbę, która należała do Józefa, i wchodzi do podłużnego pokoju. Gospodyni, we łzach, całuje Ją i żegna. Unosi brzeg chusty i całuje w czoło spokojnie śpiące Dzieciątko. Schodzą po zewnętrznych schodach.
To pierwszy brzask świtu. Niewiele widać. W tym nikłym świetle można ujrzeć trzy osły. Najsilniejszy jest objuczony dobytkiem. Pozostałe są tylko osiodłane. Józef zabiera się do przymocowania skrzyni i tobołków przy obładowanym siodle pierwszego zwierzęcia. Widzę ułożone na szczycie worka, zawiązane w wiązkę, narzędzia stolarskie. Znów pożegnania i łzy... Potem Maryja wsiada na osiołka. Gospodyni trzyma Jezusa w ramionach, całując Go raz jeszcze, po czym oddaje Maryi. Józef także wsiada. Związał swego osła z drugim zwierzęciem, objuczonym bagażami, żeby móc swobodnie trzymać wodze osiołka Maryi.
Rozpoczyna się ucieczka. Betlejem zaś, śniąc jeszcze o czarownej scenie z Magami, śpi spokojnie, nieświadome tego, co je czeka.
Nowennę do Dzieciątka Jezus odmawia się w dniach 16-24 grudnia lub w okresie Bożego Narodzenia
1. Modlitwa wstępna na każdy dzień nowenny. Wszechmogący wiekuisty Boże, Panie nieba i ziemi, który objawiasz się maluczkim; spraw, prosimy, abyśmy z należną czcią uwielbiając święte tajemnice Dzieciątka Jezus, Twojego Syna, i wiernie wstępując w Jego ślady mogli dojść do królestwa niebieskiego obiecanego maluczkim. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
2. Intencja. Uwielbiajmy Serce Dzieciątka Jezus i oddajmy cześć tej miłości, którą Ono płonęło ku Ojcu Przedwiecznemu i ku nam, biednym grzesznikom. Ofiarujmy nasze serca Boskiemu Dziecięciu, aby Ono je oczyściło i nauczyło świętej prostoty, by ofiara naszych serc była Mu przyjemna.
3. Modlitwa. Najsłodsze Dziecię Jezu, wielbimy Twe Boskie Serce, od pierwszej chwili Twego Wcielenia gorejące miłością i oddające najwyższą cześć Bogu Ojcu. Ty ofiarowałeś się na cierpienie i mękę dla naszego zbawienia. Bądź za to uwielbiony na wieki.
Oddajemy Ci nasze biedne serca prosząc, abyś je raczył przyjąć i uczynić swoją własnością. Oczyść je ze wszystkich przewinień i zapal Twoją miłością. Naucz nas prostoty, pokory i cichości. Króluj w nas niepodzielnie i nie pozwól nam przywiązywać się do rzeczy doczesnych i zgubnych przyjemności. Niech nasze serca będą dla Ciebie miłym mieszkaniem tu na ziemi, a potem w niebie niech się Tobą radują na wieki. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Patrząc na nóżki Bożego Dzieciątka zastanówmy się, ile kroków będą musiały uczynić dla naszego zbawienia. One nam wyznaczą drogę sprawiedliwości i prawdy, a wyznaczą ją krwawym śladem. Prośmy gorąco Boże Dzieciątko, abyśmy umieli chodzić Jego śladami.
3. Modlitwa. O maleńki Jezu, drżący z zimna na twardym sianie, jakże wielkie umęczenie Cię czeka! Jakże się utrudzisz, szukając po drogach tego świata zbłąkanej owieczki – biednej duszy grzesznika. Niech Twoje trudy nie będą dla nas daremne. Pozwól, o słodki Jezu, przytulić się całym sercem do Twoich świętych stóp. Daj, abyśmy, oblewając je łzami skruchy, wyprosili sobie łaskę naśladowania Ciebie, a idąc Twymi śladami doszli tam, gdzie Ty królujesz ze świętymi Twymi na wieki. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Uczcijmy święte rączki Boskiego Dzieciątka, które tak bardzo będą musiały się natrudzić dla naszego zbawienia i przez to oddadzą wielką chwałę Ojcu Niebieskiemu. Z rączek Dzieciątka Jezus spływają potoki łask dla ubogacenia naszych dusz i umocnienia nas w dobrym. Oddajmy się całkowicie w te Boskie rączki, tak maleńkie, a tak wszechmocne. Prośmy Dzieciątko Jezus, by raczyło pobłogosławić nasze ręce, aby wszystkie nasze czyny były zawsze święte i miłe Bogu.
3. Modlitwa. Boskie Dziecię, z najwyższą czcią całujemy Twe wszechmocne rączki, które skruszyły więzy naszej niewoli i otworzyły nam bramy niebios. One podtrzymują cały świat, a tak drżące i bezsilne wydają się być w żłóbku. O najsłodsze Dziecię, w Twe rączki składamy ofiarę naszych serc. Przyjmij nas, oddajemy Ci się zupełnie. Podnieś swoje rączki nad nami i błogosław nam. Błogosław nasze myśli, uczucia i sprawy, błogosław krzyże i cierpienia, którymi nas nawiedzasz, abyśmy żyjąc, pracując i cierpiąc jedynie dla Ciebie, z Twoich rąk mogli kiedyś otrzymać koronę wiecznej chwały. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Boskie usta Dzieciątka Jezus zamykają w sobie słowa życia, prawdy i mądrości przedwiecznej, oddają doskonałą chwałę Bogu Ojcu i miłosiernie ogłaszają przebaczenie grzesznikom. One mają kiedyś ogłosić błogosławieństwo wybranym, a wieczne potępienie odrzuconym. Boże Dziecię zwiastuje przez aniołów “pokój ludziom dobrej woli”, a naszym ustom jakże nieraz trudno wymówić słowa przebaczenia, jakże często sieją one niepokój, a może powodują ból.
3. Modlitwa. O Najświętsze Dzieciątko, oczyść nasze usta ogniem Twej miłości. Naucz je mówić tylko na Twoją chwałę i pożytek bliźnich. Nie pozwól, aby kiedykolwiek miały się splamić grzesznymi słowami. Spraw, niech z naszych ust nieustannie wznoszą się ku Tobie uwielbienia i prośby, abyśmy zasłużyli usłyszeć kiedyś z Twoich Boskich ust wezwanie do wiecznego wesela z Tobą. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Z jak wielką miłością spoglądają na nas oczy Dzieciątka Jezus. One cieszą się wszystkim, co dobrego widzą w naszym życiu, a rzewnie płaczą nad naszymi grzechami. Oddajmy Dzieciątku nasze oczy, byśmy już nigdy nie obrażali Go wzrokiem, lecz jak najczęściej spoglądali na to, co nasze serce podnosi do Boga.
3. Modlitwa. O Boskie Dziecię, spojrzyj na nas. Niech miłosierne wejrzenie Twoich oczu rozpali w nas miłość ku Tobie. Ofiarujemy Ci, Jezu, nasze oczy. Udziel nam łaski, abyśmy we wszystkim, co stworzyłeś, widzieli Twoje dzieło, dziękowali Ci za to, co nam dałeś i używali tego zgodnie z Twoją wolą, dla dobra naszej duszy. Obyśmy często spoglądali na Ciebie i rozważali Twoją miłość ku nam. Spraw, abyśmy odrzucali to, co prowadzi do złego i opłakiwali swoje grzechy. Daj nam zasłużyć na twoje łaskawe spojrzenie w ostatniej chwili naszego życia i oglądanie Twej Boskiej chwały w niebie. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Uszy Boskiego Dzieciątka łaskawie wysłuchują modlitw ludzi pokornych i ubogich w duchu. Ofiarujmy Mu nasze uszy, a szczególnie wewnętrzny słuch naszego serca, abyśmy odwracając się od zdradliwych podszeptów świata, ciała i złego ducha, tym łatwiej mogli usłyszeć natchnienia łaski. Szanujmy ten Boży głos w naszych sercach i wypełniajmy jego nakazy.
3. Modlitwa. O Boskie Dzieciątko, nakłoń Twe uszy ku naszym prośbom i błaganiom. Przyjmij łaskawie nasze uwielbienia i dziękczynienia, nie zważając na naszą nędzę. Ofiarujemy Ci nasz słuch i prosimy, uczyń nas pilnymi w słuchaniu Twego słowa, abyśmy przyjmując je ochotnym sercem i wypełniając z miłością, zasłużyli na wsłuchiwanie się w niebiańskie melodie, których ludzkie ucho nie słyszało. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Główka Dzieciątka Bożego spoczywa na sianie, a przecież jest to Głowa Ciała Mistycznego – Kościoła, którego jesteśmy członkami. Z tej Najświętszej Głowy spływa na nasze dusze rosa Bożej łaski dająca nam życie. Starajmy się żyć w ścisłym zjednoczeniu z tą Boską Głową, naśladujmy Pana Jezusa ze wszystkich sił, abyśmy jak najbardziej upodobnili się do Niego.
3. Modlitwa. Jezu, Boskie Dziecię, ty jesteś dla nas najjaśniejszym słońcem oświecającym drogi naszego życia, tak często pełne niebezpieczeństw. Prowadź nas i chroń od wszelkiego zła, a zwłaszcza od wiecznej zguby. Pomóż nam żyć święcie, a przez to pomnażać świętość Kościoła – Ciała Mistycznego, którego jesteś Głową. Spraw, abyśmy wiernie naśladując Ciebie, wypełnili Twój nakaz: “Świętymi bądźcie, bo Ja jestem Święty” i doszli do szczęśliwej wieczności. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Uwielbiajmy Najświętszą Duszę Dzieciątka Jezus, jaśniejącą niepokalaną czystością i bogactwem wszelkich łask i cnót. Oddaje ona doskonałą cześć i uwielbienie Bogu Ojcu. Poświęćmy Boskiemu Dzieciątku naszą duszę ze wszystkimi jej władzami i prośmy, aby ją oczyścił, ubogacił swymi łaskami i przyozdobił cnotami, byśmy mogli stać się godnym Jego mieszkaniem.
3. Modlitwa. O Dziecię Jezu, z najgłębszą pokorą wielbimy i błogosławimy Trójcę Przenajświętszą, która w Twej duszy złożyła wszystkie skarby doskonałości i łaski, i zjednoczyła ją ze Słowem Przedwiecznym tak, że stanowi najdoskonalszą jedność z samym Bogiem. Najsłodsze Dziecię Jezu, błagamy, abyś przyjął naszą grzeszną duszę, oczyścił ją i ubogacił nadprzyrodzonymi darami. Niech jej władze, odnowione Twą łaską, napełnią się Twoim życiem, abyśmy mogli wołać z Apostołem: “Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”. O Jezu, Życie nasze na ziemi, stań się naszym życiem wiekuistym w niebie. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
2. Intencja. Trójca Święta dała Dzieciątku Jezus najwyższą królewską władzę, lecz Ono chce królować nad nami swoją niewinnością, pokorą, cichością i miłością. W ten sposób ogłasza wszelkiemu stworzeniu najwyższą wolę Ojca. Przygotujmy się na przyjęcie naszego Króla. Poddajmy się Jego panowaniu i starajmy się we wszystkim spełniać Jego wolę, aby Dziecię Jezus mogło uczynić z nas czystą i przyjemną ofiarę Trójcy Przenajświętszej.
3. Modlitwa. Królu wiecznej chwały, który władasz niebem i ziemią, przyjdź do swego ludu. Chociaż żłóbek jest twoim tronem, stajenka – pałacem, pieluszki – płaszczem królewskim, a dworzanami – pastuszkowie, to jednak w tym uniżeniu wyznajemy, że jesteś naszym Królem. Tobie, nasz Królu, oddajemy serca, dusze i ciała, wszystko, co mamy i mieć możemy. Króluj w naszych sercach pokorą, cichością i miłością. Naucz nas pełnić wolę Ojca, jak Ty ją pełniłeś. Pragniemy służyć Ci wiernie i kochać ze wszystkich sił na ziemi, a w bramie wieczności powitać Ciebie jako naszego Króla i z Tobą wejść do Twego królestwa. Amen.
4. Modlitwa końcowa. O Boże Dziecię, prosimy Cię, spraw, abyśmy coraz doskonalej należeli do Ciebie i służyli Ci coraz lepiej. Chcemy Cię miłować w naszych bliźnich i szerzyć Twoje Królestwo wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Amen.
Boskie Dzieciątko, prawdziwy Synu Boga, zmiłuj się nad nami.
Boskie Dzieciątko, Synu Maryi Panny,
Boskie Dzieciątko, Słowo, któreś stało się ciałem,
Boskie Dzieciątko, Mądrości Ojca Przedwiecznego,
Boskie Dzieciątko, w którym Ojciec upodobał sobie,
Boskie Dzieciątko, oczekiwanie sprawiedliwych,
Boskie Dzieciątko, upragnione od wszystkich,
Boskie Dzieciątko, Królu aniołów,
Boskie Dzieciątko, Zbawicielu nasz,
Boskie Dzieciątko, któreś sobie obrało za mieszkanie ubożuchną stajenkę, żłóbek za kolebkę, prostych pastuszków za swych wielbicieli,
Boskie Dzieciątko, które królowie uznali światłością i zbawieniem wszystkich narodów,
Boskie Dzieciątko, Skarbniku łask Boskich,
Boskie Dzieciątko, Źródło świętej miłości,
Bądź nam miłościw, przepuść nam, Boskie Dzieciątko.
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Boskie Dzieciątko.
Od niewoli grzechu, wybaw nas, Boskie Dzieciątko.
Od złości światowej,
Od pożądliwości ciała,
Od pychy żywota,
Przez pokorne narodzenie Twoje,
Przez chwalebne Objawienie się Twoje,
Przez ofiarowanie się Twoje,
Przez niewinność Twoją,
Przez prostotę Twoją,
Przez posłuszeństwo Twoje,
Przez łagodność Twoją,
Przez pokorę Twoją,
Przez miłość Twoją,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Dzieciątko Jezus.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Dzieciątko Jezus.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami, Dzieciątko Jezus.
P. Będę radował się w Panu.
W. Będę weselił się w Bogu, Jezusie moim.
P. Módlmy się. Panie Jezu, który z miłości ku nam przybrałeś postać Dzieciątka, ubogiego i upokorzonego w żłóbku, uwielbiamy Cię ✢ i wraz z mędrcami ofiarujemy Ci złoto gorącej miłości oraz kadzidło żywej modlitwy; uświęć nasze serca, ✻ jak niegdyś uświęciłeś serca ubogich pasterzy, abyśmy Ci zawsze wiernie służyli i nigdy nie przestawali Cię wielbić. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Dziecię, zrodzone jeszcze przed wschodem gwiazdy zarannej,
Dziecię, Słowo które się stało ciałem,
Dziecię, Mądrości Ojca swojego,
Dziecię, Synu pierworodny swej Matki,
Dziecię, obrazie Ojca swojego,
Dziecię, początku swej Matki,
Dziecię, światłości Ojca swojego,
Dziecię, chwało swej Matki,
Dziecię, równe Ojcu swojemu,
Dziecię, we wszystkiem posłuszne swej Matce,
Dziecię, Boże nasz,
Dziecię, Bracie nasz,
Dziecię, płaczące w kolebce,
Dziecię, grzmiące w niebiesiech,
Dziecię, upragnienie mędrców,
Dziecię, kruszące bałwany,
Dziecię, pełne gorliwości ku chwale Ojca swojego,
Dziecię, wszechmocne w niemocy,
Dziecię, potężne w słabości,
Dziecię, źródło czystej miłości,
Dziecię, naprawiające chwałę niebieską,
Dziecię, powracające łaskę ziemi,
Dziecię, wodzu aniołów,
Dziecię, szczepie patryarchów ,
Dziecię, słowo proroków .
Dziecię, pożądanie pogan,
Dziecię, radości pasterzy,
Dziecię, światłości mędrców,
Dziecię, zbawienie dzieci,
Dziecię, oczekiwanie sprawiedliwych
Dziecię, mistrzu doktorów,
Dziecię, pierwiastku wszystkich świętych,
Bądź nam miłościw, przepuść nam, Dziecię Jezus.
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas, Dziecię Jezus.
Od więzów złego ducha, wybaw nas, Dziecię Jezus.
Od złośliwości świata,
Od pożądliwości ciała,
Od pychy żywota,
Od próżnej i niebezpiecznej ciekawości,
Od wszelkiej złej woli,
0d grzechu każdego,
Przez najczystsze i niepokalane poczęcie swoje,
Przez najpokorniejsze i najuboższe narodzenie swoje,
Przez łzy swoje,
Przez najchwalebniejsze objawienie swoje,
Przez najpobożniejsze ofiarowanie swoje,
Przez najniewinniejsze rozmowy swoje,
Przez ubóstwo swoje,
Przez prace i utrudzenia swoje,
Przez cierpienia swoje,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Dziecię Jezus.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Dziecię Jezus.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami, Dziecię Jezus.
P. Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
W. Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson.
P. Módlmy się. Panie Jezu Chryste, któryś z miłości ku nam, ukrywszy wielkość wcielonego Bóstwa swojego i Boskiego człowieczeństwa, chciałeś narodzić się na świat maluczkiem dziecięciem spraw nam tę łaskę, ✢ iżbyśmy uznając Boską mądrość Twoję w dzieciństwie Twojem, potęgę w słabości, wielkość w upokorzeniu, wielbili Cię maluczkim na ziemi ✻ i przypatrywali się Tobie wielkiemu w niebiosach, który żyjesz i królujesz z Bogiem ojcem w jedności Ducha świętego. Bóg po wszystkie wieki wieków.
Przez Twoje ustanowienie Najświętszego Sakramentu,
Przez radości Twoje,
Przez chwałę Twoją,
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.
P. Jezu, usłysz nas!
W. Jezu, wysłuchaj nas!
P. Módlmy się. Panie, Jezu Chryste, któryś rzekł: „Proście, a otrzymacie; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone”; daj nam, prosimy, uczucie swej Boskiej miłości, ✢ abyśmy Cię z całego serca, usty i uczynkiem miłowali i nigdy nie przestawali wielbić. ✻ Racz nas obdarzyć, Panie, ustawiczną bojaźnią i miłością świętego Imienia Twego, albowiem nigdy nie odmawiasz Twej opieki tym, których utwierdzasz w Twej miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Okres Bożego Narodzenia jest bardzo bogaty w różne znaki i symbole, które przybliżają nas do piękna świąt Narodzenia Pańskiego i kierują nasze myśli ku Jezusowi, który objawił się w Betlejem i pozostał z nami w tajemnicy Eucharystii.
Na bieżącej stronie znajdziemy szereg informacji o znakach i symbolach bożonarodzeniowych, które mam nadzieję, że przybliżą nas do betlejemskiego żłóbka i błogosławieństwa Bożej Dzieciny.
Posłuchaj kolęd w wykonaniu scholi z Prawna i obejrzyj kolekcję fotografii szopki i dekoracji bożonarodzeniowej z naszych kościołów. Zapraszam też do zapoznania się z artykułami na bieżącej stronie.
Narodziny szopki. Zrozumiałe jest, że grota betlejemska, miejsce narodzin Chrystusa, wraz ze znajdującym się tam żłobkiem, od samego początku była miejscem szczególnego pietyzmu i czci chrześcijan. Dokumentują to liczne przekazy z antyczności chrześcijańskiej (np. pisma Orygenesa z 248 r.). Z polecenia Heleny, matki cesarza Konstantyna, zbudowano nad grotą w IV w. Bazylikę Narodzin Chrystusa. W następnym wieku doznała ona znacznych uszkodzeń, ale już około 540 r. z polecenia cesarza Justyniana została odrestaurowana i w swej zasadniczej konstrukcji przetrwała nieuszkodzona do dnia dzisiejszego. Została ona nawet oszczędzona w czasie niszczycielskiej inwazji perskiej w 614 r. Bazylikę ocaliły wymalowane na frontonie postaci (trzech) mędrców ubranych w szaty perskie.
Także Rzym chciał mieć swoją grotę betlejemską. Od VI w. czczono w Bazylice NMP Większej drewniany żłóbek - w kaplicy specjalnie jemu dedykowanej. Wierzono, że jest on autentyczny i pochodzi z groty betlejemskiej. Warte wspomnienia są również artystyczne prezentacje żłóbka, spotykane już w IV i V w. na licznych sarkofagach rzymskich. Jednakże rozpowszechnienie idei budowania i "odtwarzania" żłóbka betlejemskiego w kościołach parafialnych zawdzięczamy duszpasterskiej intuicji ś w. Franciszka (XIII w.). Św. Bonawentura (+ 1274) opisując na zlecenie zakonu franciszkańskiego oficjalny żywot św. Franciszka z Asyżu (tzw. Legenda maior) podaje, że założyciel zakonu zbudował w pobliżu kościoła w Greccio w 1223 r. obszerną szopkę, w której znalazło się nawet miejsce dla osła i dla wołu. Z czasem promotorami tradycji żłobkowej stały się także inne zakony (np. teatyni, jezuici). Szopkę, poza postaciami Świętej Rodziny, stopniowo zaczęli wypełniać pasterze, aniołowie, królowie (ewangelijni magowie), słudzy Heroda i jego dworzanie. Z czasem szopka coraz bardziej się aktualizuje. Świętej Rodzinie towarzyszą przy żłóbku charakterystyczni przedstawiciele danego narodu np. mieszczanie, chłopi, rzemieślnicy, górale, aktualni przedstawiciele władzy cywilnej, wojsko, itd. W okresach szczególnie trudnych politycznie, szopki nabieraj ą charakteru patriotycznego, czy wręcz symbolicznego. Pierwotnie szopki stawiano i budowano dla celów parafialnych. Przyjmuje się powszechnie, że zaczęły się one pojawiać także w domach prywatnych dopiero od XVIII w. pod wpływem tzw. (pseudo) reform austriackich Józefa II, który w swoim cesarstwie zakazał prezentowania bożonarodzeniowych przedstawień w budynkach kościelnych.
Polskie szopki są proweniencji włoskiej. Pojawiły się one w kraju dzięki zasługom synów zakonnych św. Franciszka (zarówno franciszkanów konwentualnych jak też tzw. obserwantów, nazywanych w Polsce również bernardynami). Jakkolwiek zachowane dokumenty historyczne prezentują nam wygląd polskich szopek dopiero z początków XIX w., znane są również relacje stwierdzające, że idea szopek sięga XVII w. Wśród wielu tradycji polskich szopek, najsłynniejsze są tzw. szopki krakowskie, cenione i znane już od XIX w. Od 1927 r. istnieje nawet tradycja konkursu na najpiękniejszy jej egzemplarz. Doroczna wystawa tych szopek (z przerwą w czasie okupacji niemieckiej oraz w okresie stalinowskim 1950-1954) odbywa się w pobliżu pomnika Adama Mickiewicza na Rynku krakowskim.
Pierwsza szopka przedstawiająca scenę narodzenia Jezusa Chrystusa została urządzona przez św. Franciszeka z Asyżu w 1223 roku, w skalnej grocie w pobliżu Greccio. Mała, nikomu dotychczas nieznana osada stała się nowym Betlejem, kiedy to w obszernej grocie wymytej ze skał wulkanicznych, należącej do szlachetnego rycerza i przyjaciela św. Franciszka imieniem Giovanni Velita, została urządzona pierwsza szopka. Zwyczaj ten rozprzestrzenił się na całe Włochy, Europę i świat. Przyczyniły się do tego głównie zakony.
Z biegiem czasu szopkę poza postaciami św. Rodziny zaczęły wypełniać pasterze, aniołowie, trzej magowie, słudzy Heroda i cała jego świta. Następnie przy żłóbku były umieszczane sławne osoby danego kraju: mieszczanie, chłopi, rzemieślnicy, górale, a także przedstawiciele władzy itd. W czasach trudnych politycznie, szopki te nabierały znaczenia patriotycznego.
Najbardziej znane są szopki: toskańskie, sycylijskie i neapolitańskie. W Polsce głośne są szopki krakowskie, prawdziwe arcydzieła sztuki ludowej. Co roku urządza się ich wystawę na Rynku Głównym w Krakowie przy pomniku Adama Mickiewicza.
Powszechne jest przekonanie, że przy narodzinach Jezusa był obecny wół i osioł, mimo że Ewangelie milczą na ten temat. Tradycja starotestamentowa przedstawia osła jako zwierzę Mesjasza. W chrześcijańskim średniowieczu osioł jako zwierzę dźwigające ciężary stał się zapowiedzią krzyża, a wół został symbolem ofiary.
Szopki w domach prywatnych zaczęły pojawiać się dopiero w XVIII wieku. Najczęściej ustawiano je w rogu izby lub pod choinką. Figurki do szopki zazwyczaj były rzeźbione z drewna, a potem malowane albo ubierane w specjalnie uszyte dla nich ubranka. Były też wycinane z papieru.
Dzisiaj możemy kupić już gotowe szopki i figurki do nich.
Ustawiając w stajence figurki Dzieciątka, Maryi, Józefa, pasterzy, zwierząt... chcemy lepiej uświadomić sobie prostotę, ubóstwo i pokorę, z jakimi przyszedł na świat Jezus Chrystus. On, Król królów, wyrzekł się chwały należnej Mu jako Bogu, ogołocił samego siebie i uniżył, stając się podobnym do ludzi (por. Flp 2, 6-7).
Symbolika szopki. Tradycję budowania szopek zawdzięczamy świętemu Franciszkowi z Asyżu, autorowi szopki w Greccio 1223 roku. Plastyczne przedstawianie motywów Bożego Narodzenia należy do bardzo popularnych i wdzięcznych obrazów, stanowiących element kultury europejskiej. Umieszczone w kościołach czy domach sceny narodzenia plasują się pomiędzy sztuką oficjalną a sztuką ludową.
Postacie szopkowe mają bogatą i różnorodną symbolikę. Matka Boska na przykład jest przedstawiana zwykle jako kobieta młoda, przyodziana w czerwoną szatę i błękitny płaszcz. Błękit i biel zarezerwowane są dla Niepokalanej Dziewicy. D. Forstner w Świecie symboliki chrześcijańskiej wyjaśnia, iż od XV wieku Matka Boska przedstawiana jest w jasnoniebieskim bądź niebieskim płaszczu. Dawniej ubierano figurę Matki Jezusa w ciemnoczerwoną lub ciemnoniebieską purpurę, barwy oznaczające królewską godność Bogurodzicy. Kolor niebieski — kolor firmamentu — podziela symboliczne znaczenie z purpurą i bielą (oznaczają nieskazitelność, czystość).
Niebagatelną rolę w tych przedstawieniach odgrywa welon. Według dawnego zwyczaju welon, zasłona to oznaka zaślubin, czytelny wyróżnik mężatek. Welon może okrywać głowę, kark, ramiona, a także szyję i piersi. Zwykle Maryja ma na głowie biały welon. W sztuce bizantyńskiej Najświętsza Dziewica jest zupełnie okryta ciemnoniebieską lub ciemnoczerwoną pallą, nałożoną na głowie. Zdarza się i tak, że nie nosi żadnego nakrycia głowy, za to wyróżnia ją diadem z kosztownych kamieni. Kolędowy śpiew: rąbek z głowy zdjęła, w który Dziecię owinąwszy, siankiem Go okryła, może wyjaśnić użyteczność welonu.
Adorujący Jezusa nierzadko mają złożone dłonie. Ten sposób składania rąk wywodzi się z germańskiej formy oddawania czci. Jednak obecność Jezusa powoduje, że ów gest oznacza również postawę modlitewną, sugeruje wyrastanie dłoni z serca i obejmowanie całego człowieka z jego intencjami, zanoszonymi do Boga.
Święty Józef od XV stulecia jest ukazywany w sztuce jako człowiek starszy, brodaty. W późnym średniowieczu nosi strój mieszczańsko-rzemieślniczy. Do jego atrybutów, oprócz kwitnącej laski, należą: laska wędrowna, narzędzia ciesielskie oraz lilia, jako symbol dziewictwa. Często widać w jego ręku latarnię, służącą oświetlaniu szopy. Sporadycznie występuje pod postacią winogrodnika. Opiekun Jezusa zwykle składa dłonie, splatając palce. W czasach starochrześcijańskich ów gest funkcjonował wyłącznie podczas modlitwy prywatnej.
Osoby adorujące Dzieciątko na ogół utrwalone są w postawie klęczącej. Warto dodać, że klęczenie, przyklękanie to postawy wywodzące się z formy padnięcia na twarz, leżenia krzyżem.
W postaciach Trzech Królów można dopatrywać się astrologów z Arabii, o czym świadczą dary arabskiego pochodzenia. Od IX wieku Mędrcom nadano imiona — Kacper, Melchior i Baltazar, zaś od XII stulecia Kacper wyróżnia się ciemną karnacją. Świat katolicki uważa Trzech Królów za patronów podróżnych. M. Bocian w Leksykonie postaci biblijnych wskazuje na błogosławieństwo związane z ich imionami. Świadczą o tym nazwy zajazdów ("Pod Trzema Królami", "Pod Murzynem").
Doniosłe znaczenie posiadają dary złożone Dzieciątku. Złoto jest darem królewskim, kadzidło darem boskim, a mirra darem podkreślającym śmiertelność. Według świętego Augustyna, hołd Magów symbolizuje Żydów. Dopiero legenda z VI wieku opisuje postacie nietypowych wędrowców, jako perskich kapłanów-królów, przedstawianych w strojach orientalnych i czapkach frygijskich, zastąpionych w X wieku koronami. Pod wpływem interpretacji Psalmu 72 i Księgi Izajasza (60, 3) zaczęto w Magach upatrywać królów, co zostało uwiecznione w ikonografii. W średniowieczu Trzej Królowie reprezentowali etapy życia ludzkiego - młodzieńczość, dojrzałość i starość, a od XV wieku - części świata.
Zwykle scenie narodzin Dzieciątka towarzyszą aniołowie. Ks. Jan Twardowski pisał o nich: istoty niezwykłe, olśniewające, wstrząsające, niewidzialne i śpiewające tak głośno, że jeszcze dzisiaj słychać potężne "Gloria", budzące na Pasterkę - pojawili się zwykłym pasterzom. I te niezwykłe istoty z niezwykłego nieba, w niezwykłą noc wskazały drogę do Pana Jezusa - małego bezradnego, bezbronnego, w ubogiej stajence (...). W szopce oprócz ludzi obecne są również zwierzęta. Mimo iż Ewangelie nie wspominają wołu i osła przy narodzinach Jezusa, Ojcowie Kościoła odnoszą fragmenty Biblii do wydarzeń betlejemskich (Iz 1, 3 i Ha 3, 2).
Scena narodzin Jezusa "rozgrywa się" w stajence, szopce, chacie góralskiej, grocie skalnej. W tle płoną ogniska pasterskie, pojawia się orszak Mędrców, wielbłądy. Wszystkie postacie są podporządkowane wystrojowi szopki, utrzymanej w stylu, na przykład pastoralnym, antycznym, wschodnim bądź góralskim.
Żłóbek. Jednym z najpiękniejszych zwyczajów i symboli tego okresu, przypominających Narodzenie Pańskie jest żłóbek. Podanie głosi, że drewniany żłóbek Pana Jezusa został już w wieku V przeniesiony z Betlejem do Rzymu i umieszczony w bazylice Najświętszej Maryi Panny Większej, w kaplicy dedykowanej temu przedmiotowi. Uważano, że jest on autentyczny i pochodzi z miejsca narodzenia Zbawiciela. Co roku w tymże kościele, przy żłóbku Chrystusa odprawiana jest Pasterka.
Również w wielu rodzinach w szopce, przy choince, czy na stole wigilijnym pojawia się żłóbek z sianiem i leżącą w nim figurką Dzieciątka Jezus. Patrząc się na żłobek i rozważając jego treść uczymy się pokory i ubóstwa.
Grota. Sztuka Kościoła wschodniego zawsze umiejscawiała scenę Bożego Narodzenia w skalnej grocie. W Betlejem już w czasach apostolskich pokazywano grotę narodzin. Ewangelie apokryficzne informują o tym, że Jezus narodził się w grocie. Grota jest obrazem matczynego łona. Łono Maryi wskazuje na łono i serce ziemi. Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w głębię ziemi, do ciemności groty. Kiedy Bóg narodził się z matczynego łona ziemi, cały kosmos został przemieniony i napełniony życiem i siłą. Ziemia została zapłodniona poprzez kosmos. Ciemność, jaka cechuje grotę, została rozjaśniona światłem Bożego Dzieciątka. W pewnej pieśni na Boże Narodzenie napisanej przez Romanosa Melodego (490-560) tajemnica ta została tak opisana: "Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego, a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu". Ojcowie Kościoła porównali ciało Panny w grocie do ogrodu Eden. Z Niej wyrosło drzewo życia, na którym rośnie Boży Owoc, z którego możemy jeść i nie musimy umrzeć tak jak Adam. Malowidła z przedstawieniem narodzin Jezusa w grocie nawiązują zapewne do narodzin w grotach mitycznych bóstw antycznych. Tak narodzili się w grocie Zeus, Dionizos i Mitra. Grecy w jaskini upatrywali też obraz Bożego oddalenia, do którego Chrystus wnosi Boskie światło. Groty były niebezpiecznymi miejscami, opanowanymi przez demony. Kiedy Chrystus, Światłość, wchodzi do takiej groty, wtedy zostaje ona przemieniona - jak pisano w greckich legendach - w miejsce, w którym wytryska uzdrawiające źródło.
Gdy medytuję narodziny Jezusa w grocie, wtedy ważne sadła mnie dwa aspekty. Po pierwsze, w Boże Narodzenie ja sam mogę wejść do groty. Boże Narodzenie to uroczystość macierzyńska, święto domu rodzinnego i bezpieczeństwa. Mogę sobie wyobrazić, że Jezus narodzi się we mnie, gdy modląc się i medytując przebywam w grocie. Grota to dla mnie znak, że otulony jestem zbawczą i miłującą obecnością Boga. Modlitwa jest dla mnie między innymi, także zdrową metodą na regresję. Wracam do groty. Tam się narodziłem. Tam nikt nie chce niczego ode mnie. Tam mogę się uspokoić, położyć, odprężyć. Tam mogę być naturalny, taki, jaki jestem, bez obawy, że ktoś ciągle mnie krytykuje, bez stawianych mi przez kogoś żądań. Naturalnie, nie powinienem zawsze przebywać w grocie. Muszę ponownie z niej wyjść, by zająć właściwe stanowisko w stosunku do życia. Jednak bardzo ważne jest, by od czasu do czasu powrócić do groty i tam wypocząć w matczynym łonie Boga. Bóg powoła mnie wtedy ponownie, jak to uczynił z Eliaszem: "Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!" (1 Krl 19, 11). Na górze wieje chłodny wiatr. Tam Bóg ma dla nas misję, abyśmy wyszli do świata, by głosić Boga.
Drugi aspekt to ten, że we mnie samym jest grota, matczyne łono, w którym pragnie narodzić się Chrystus. We mnie jest przestrzeń, w której jestem u siebie, w której mogę wypoczywać, ponieważ tam mieszka we mnie Bóg, Tajemnica,. U siebie można być tylko tam, gdzie mieszka tajemnica. W grocie mego serca doświadczam domu rodzinnego, ponieważ we mnie samym mieszka Chrystus. Co więcej, przygotowuję wpierw moją grotę tak, by nadawała się do mieszkania. W jaskini, jak pokazują nam legendy, mogą też przebywać smoki, niebezpieczne węże i lwy, demony i duchy zmarłych. Kiedy Chrystus narodzi się w grocie mego serca, przepędzi z niej wszystkie smoki i węże. Ustąpią demony. Zostaną pozbawione władzy martwe duchy, to znaczy, duchy, które prowadzą mnie nie do życia, lecz do śmierci. Nie zbawione duchy może kilkusetletniej historii mojej rodziny rozejdą się albo znikną.
Maryjne miejsca pielgrzymkowe powstawały często wokół groty lub jaskini. W Lourdes pielgrzymi czerpią wodę z groty, w której Bernadetta zobaczyła Bożą Matkę. W tej historii i w tych wyobrażeniach istnieje zapewne wiele tęsknot i wpływów religii matriarchalnych. Tkwi w nich przekonanie, że ziemia jest naszą ojczyzną, że nas karmi; wydobywa się z niej święta woda, która nas oczyszcza i ożywia. Pobożność ludowa świadomie wniosła matriarchalne cechy do chrześcijaństwa. Niektórzy puryści odbierają je jako pogańskie. Jednak dzisiaj jesteśmy raczej wdzięczni, że chrześcijaństwo nie pozostało czysto patriarchalne, lecz w Maryi i w wielu świętych grotach i jaskiniach zachowało także matriarchalne tęsknoty. Chrystus, który narodził się w grocie, wypełnił to, co przeczuwano w kultach matriarchalnych. We wnętrzu ziemi Chrystus narodził się z Kobiety, by uświęcić cały kosmos, by zapłodnić ziemię i uczynić z niej naszą ojczyznę.
Misjonarze i szopka na świecie. Popularyzacja szopki w świecie związana jest z szerokim zjawiskiem - ewangelizacją.
Szopka, używana jako element katechezy osiągnęła prawie każde miejsce na ziemi, od sawanny afrykańskiej po lodowe przestrzenie u granic bieguna.
Nie ma misji katolickiej, która nie wniosłaby do lokalnej tradycji zamiłowania do plastycznego odtworzenia historii narodzin Zbawiciela.
Na całym południu i zachodzie Stanów Zjednoczonych, poprzez centralną i południową Amerykę, odnajdujemy ewidentne wpływy Hiszpanów i Portugalczyków. Widoczne są one w zdobieniach kościołów, w obyczajach i obrzędach oraz w sztuce - od barokowo zdobionych retablos w meksykańskich katedrach po niewielkie ich repliki, zrobione z pudełek zapałek, domowym sposobem wyrabianej gliny, z gipsu czy ziemniaków. Retablo zwano ozdobną część ołtarza ustawianą na górnej, poziomej części skrzyni ołtarzowej. Pojawiły się one w większości kościołów zachodnioeuropejskich pod koniec XII i XIII wieku. Było to zespół obrazów malowanych lub rzeźbionych, przedstawiających sceny biblijne, rozmieszczonych regularnie na kilku piętrach. Miały one często kształt zamykanej szafki. Zastosowane w nich były proste mechanizmy poruszające postaci. W trakcie inscenizacji narratorzy opowiadali historię narodzin i życia Zbawiciela, objaśniali sens poszczególnych obrazów.
Kolejnymi przykładami świątecznych inscenizacji Ameryki Łacińskiej są ręcznie rzeźbione santos z Niches wykonane z dziurkowanej blachy, procesyjne kandelabry z maleńkimi figurkami jasełkowymi, przydrożne kapliczki lub postaci wykonane z chleba - wszystkie one dowodzą, że święto Bożego Narodzenia żyje nadal. Jednak charakter szopki latynoamerykańskiej różni się nieco od stylu europejskiego. W Ameryce Łacińskiej obok stylu "klasycznego" bardzo szybko rozwinął się inny, tubylczy trend, bardziej żywy i kolorowy. Ten drugi styl powstał zapewne pod wpływem słonecznego, letniego klimatu, tak odległego od zimowych pejzaży z waty europejskich szopek.
I tak jak z szopki europejskiej emanuje atmosfera ciepła rodzinnego, tak szopka latynoamerykańska zaskakuje widza atmosferą barwnego, ludowego festynu.
Z tego regionu dobrze znane są także jasno pomalowane gliniane figurki z drucianymi aureolami z nanizanymi glinianymi kuleczkami czy też jasno pomalowane rzeźbione w drewnie figurki z Oaxaca lub też charakterystyczne apilleras czyli materiałowe draperie, ozdobione maleńkimi, świątecznymi figurkami. Wszystkie te przykłady są popularną formą szopki Południowej i Środkowej Ameryki.
Tutaj, jak i we wszystkich hiszpańskojęzycznych kulturach, Adwent ( z wielką procesją Los Parados - poszukiwanie gospody przez Maryję i Józefa), Boże Narodzenie i szczególnie święto Trzech Króli są powodem do organizacji barwnych jarmarków, fest, tańców, śpiewów, teatrzyków lalkowych i festiwali.
Do Ameryki Północnej szopka przywędrowała poprzez Wielką Brytanię. Ówcześni misjonarze bardziej zwracali uwagę na szybkie zadomowienie się idei budowania szopki wśród ludności tubylczej niż na wierne odtwarzanie "klasycznych" postaci szopki. Ta tendencja zaowocowała powstaniem np. czerwonoskórej Madonny, która niesie swe dziecię na plecach. W pueblos Indian Południowego Zachodu również znajdujemy obrazy i szopki opowiadające historię narodzin Jezusa. Są to niekiedy bardzo proste, malowane figurki z terakoty, ustawione wokół żłóbka. W dzień Bożego Narodzenia mężczyźni przebierają królów, diabłów i inne postaci, śpiewają kolędy i prezentują wykonane rpzez siebie szopki, które staja się częścią wspaniałego festiwalu. Okoliczne miasta konkurują ze sobą w zbudowaniu najpiękniejszej szopki. Organizuje się specjalne bożonarodzeniowe jarmarki, gdzie można zakupić konkursowe szopki.
Mówi się, że to wyznawcy kościoła morawskiego przenieśli na teren Pn i Pd Ameryki zwyczaj strojenia bożonarodzeniowych choinek. To niezwykłe drzewko stało się jednym z najbardziej ulubionych symboli zimowych świąt. Jednak tamtejsza choinka znacznie różniła się od obecnej, na jej gałęziach zwisały paski papieru z cytatami z Biblii.
Za najlepszych twórców rzeźbionych w drewnie szopek uważa się Afroamerykanów i mieszkańców Apallachów. Tworzone do dziś, wyróżniają się oryginalnością i żywiołowością. Oglądając je zdaje słyszeć "radosną nutę" czarnych kolęd gospel.
W Afryce, rzecz jasna, sztuka szopkarstwa rozwinęła się najbardziej tam, gdzie dzięki misjonarzom powstała najszersza społeczność katolicka. Tutaj sztuka ta znalazła uważnych i pełnych fantazji obserwatorów, a także zdolnych rzemieślników. Szopki afrykańskie tworzone są przede wszystkim z ciemnego drewna: hebanu, palisandru, drewna tekowego. Nie stosuje się malowania ani żadnego innego zdobienia. Z pewnych regionów Czarnego Lądu pochodzą figurki zrobione ze słomy, rzeźbionych orzechów kokosowych lub malowanej kory. Jednak w każdym przypadku sama scena narodzin została zmodyfikowana. Grota zmieniła się w słomiany szałas, w okolicach żłobka pojawiły się zwierzęta sawanny afrykańskiej, twarze postaci otaczające żłobek wydłużyły się charakterystycznie, usta i nosy nabrały "grubszych" kształtów. Jedynie postaci świętej rodziny odtwarzano według kanonu tradycyjnej ikonografii.
Także jeśli chodzi o Azję można mówić o kolonizacji dokonanej przez jezuickich misjonarzy, przede wszystkim na Dalekim Wschodzie (w szczególności na Filipinach, gdzie 80% populacji jest katolikami). W Azji tradycja budowania szopek bożonarodzeniowych nie rozwinęła się zbyt szeroko, natomiast tam gdzie się zagnieździła, jest bardzo silna. Zmienia swoją formę i staje się mrowiem postaci o skośnych oczach, zmierzających do stylizowanego szałasu. Wszystko to przypomina zatłoczony i wielobarwny orientalny bazar.
Na Filipinach rozwinęła się ciekawa szopka, zwana belen. Poszczególne figury zwane są santos. Śpiące w żłóbku Dzieciątko Jezus nazywa się Ninos Dormidos czyli śpiące dziecko. Wiele z tych szopek jest całkiem prostych, inne, podobnie jak w Neapolu, są bardzo starannie wykonane. Figurki posiadają ruchome kończyny, szklane oczy, włosy, mogą być zrobione częściowo lub w całości z kości słoniowej. Bardzo często noszą eleganckie stroje z haftowanego jedwabiu. Często posiadają kilka zmian kostiumów.
Szopka bożonarodzeniowa jest tworem plastycznym, przyjmującym wiele form, zmienia się w niej wystrój, kolory, postaci, fantazja kreatorów i siła wiary. Cel jednak jest jeden, wspólny dla wszystkich: czynić bliską i zrozumiałą dla wszystkich nacji i kultur wieść o narodzinach Zbawiciela.
Pasterze są pierwszymi świadkami narodzin Mesjasza. Nie władcom, nie uczonym w Piśmie została obwieszczona wiadomość o nowonarodzonym Mesjaszu, lecz pasterzom. Obraz pasterzy jest ambiwalentny. Literatura rabinacka ocenia ich bardzo negatywnie. Podejrzewani byli o oszustwo. Od rabbiego Jose ben Chanina pochodzi stwierdzenie, że nie było "na świecie zawodu bardziej godnego pogardy niż zawód pasterza". Zwiastowanie pogardzanym pasterzom zaakcentowane zostało przez nędzę Bożego Dzieciątka. Obraz ten powinien być pociechą dla wszystkich ludzi, pogardzających samymi sobą. Właśnie dla nich powinna mieć wielkie znaczenie wiadomość o narodzinach Chrystusa. W swej samopogardzie mogą postawić na to, że Chrystus narodził się także dla nich, że Bóg w narodzinach swego Syna zwrócił się właśnie do nich, by obwieścić im "wielką radość". Właśnie dla nich otworzyło się niebo, a aniołowie Boży otaczają ich swym blaskiem i swą delikatną miłością. Narodził się dla nich Zbawiciel, który uwolni ich od szablonów samookaleczenia i samopogardy.
Negatywnemu spojrzeniu przeciwstawiony jest, nie tylko w judaistycznej ale i w greckiej tradycji, pozytywny obraz pasterza. Patriarchowie byli pasterzami, tak samo Mojżesz jak i Dawid. Sam Bóg jest Pasterzem, prowadzącym nas na dobre pastwiska (por. Ps 23). Bóg obiecał ludowi narodziny mesjańskiego Pasterza (por. Mi 5). Narodziny Pasterza, który zgodnie z Bożym planem poprowadzi swój lud do sprawiedliwości, będą oczekiwane właśnie w pasterskiej osadzie Betlejem. Grecy znają mit, że pasterze odkrywają królewskie niemowlę. Wergiliusz sądził, że Bóg często objawiał tajemnice pasterzom. Orygenes przejmuje ten punkt widzenia Wergiliusza. Wierzy, że aniołowie najpierw objawili Radosną Nowinę pasterzom, ponieważ ludzie ci nie byli zepsuci, a jednocześnie byli otwarci na Boże Słowo. W wielu kulturach obraz pasterza jest figurą roztropnego i troskliwego ojca.
Gdy przypominam sobie dzieciństwo, pasterze wywoływali we mnie raczej uczucie głębokiego szacunku. Pasterze trzymali straż nocną. Mieli odwagę w nocy. Nie obawiali się rabusiów i dzikich zwierząt. Czuwali, podczas gdy inni ludzie spali. Są oni obeznani z nocą, ciemnością i tajemniczością. Pilnują i pasą swoje stado. Ochraniają owce przed lwami i wilkami. Chronić - to coś matczynego. Pasterze troszczą się o swoje owce i pilnują je. Są dla nich niczym ochraniająca straż. Sam Jezus mówił o sobie, że jest Dobrym Pasterzem, który życie swoje daje za swoje owce i zna wszystkie swoje owce (por. J 10, 11.14). Pasterze są obeznani nie tylko z nocą, lecz także ze zwierzętami. Są również bliżej natury niż mieszkańcy miasta. Mają wyczucie dla tego, co żywe, instynktowne, zmysłowe. Obchodzą się ostrożnie z instynktami i popędami zwierząt. Nie szaleją z powodu ich popędów, lecz pasą i strzegą zwierzęta, jak coś drogocennego. Nie pozwalają, by opanowało ich stado, lecz prowadzą je, kierują! ochraniają. Dlatego też są otwarci na tajemnicę narodzin Boga pośród nocy i pośród zwierząt.
Pieśni pasterskie opiewają miłość. Koncert bożonarodzeniowy Corellego i Manfrediniego, symfonia w oratorium na Boze Narodzenie Bacha i pastorałka w "Mesjaszu" Handla przypominają swym taktem sycylijską muzykę pasterzy w Abruzzen. Dźwięczy w nich coś kołyszącego. Muzyka przekazuje bezpieczeństwo i miłość. Muzyka pasterska opisuje pasterzy nie jako pogardzanych i zepchniętych na margines, lecz jako ludzi rozumiejących życie i miłość, zdolnych do intymnej miłości. Skoro stoją blisko miłości, to rozpoznają w narodzinach Chrystusa tajemnicę Bożej miłości.
Nie ma się więc czemu dziwić, że aniołowie zwracają się do pasterzy i obwieszczają im narodziny mesjańskiego Dzieciątka. Pasterze natychmiast udają się w drogę, by zobaczyć "co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił" (Łk 2, 15). A gdy zobaczyli Dzieciątko i Matkę, powrócili i wychwalali Boga. Artyści z wielkim umiłowaniem przedstawiali scenę adoracji Dzieciątka przez pasterzy. Ich zrogowaciałe ręce składają się do modlitwy, ich niekiedy krzepkie twarze delikatnieją! rozjaśniają się. W przedstawieniach szopek wszystkie narody mają szczególne upodobanie do pasterzy, przynoszących ze sobą to, co posiadają, by ofiarować Dzieciątku w żłóbku. Przyjrzyj się owym pasterzom, może odnajdziesz tam również siebie? Pójdź do żłóbka takim, jakim jesteś i podaj swoje ręce Dzieciątku Bożemu, Twoje przepracowane i skaleczone ręce, Twoje delikatne ręce, Twoje puste ręce, z których wypada Ci wszystko to, co chciałbyś pokazać Dzieciątku w żłóbku. Nie potrzebujesz żadnych darów, żadnych wyczynów, by obdarować Dzieciątko. Twoje puste ręce wystarczą. W nich podajesz Dzieciątku swoją prawdę. To przeobraża Twoje ręce, to czyni je tak delikatnymi i czułymi jak ręce pasterzy na bożonarodzeniowych obrazach.
Pasterka św. Franciszka. Geneza współczesnej szopki sięga czasów św. Franciszka z Asyżu i nierozerwalnie związana jest z jego postacią. Gdy w roku 1223 wędrował po lasach, wertepach, pieczarach, często się zatrzymywał na chwile zadumy i refleksji. Ulubionym miejscem służącym do tych celów była grota - pustelnia leżąca na drodze z Asyżu do Rzymu.
Pewnego razu Franciszek polecił Janowi z Greccio, by do groty przyprowadził zwierzęta, przygotował żłóbek i siano i wezwał ludzi, by w Noc Bożego Narodzenia przyszli tam na Pasterkę. Wieść o tym bardzo szybko się rozeszła po okolicy. Setki szły z zapalonymi latarniami i pochodniami, które rozjaśniały grotę z Dzieciątkiem. W czasie Mszy św. Franciszek wygłosił kazanie, które stanowiło rodzaj betlejemskiego misterium. W ten sposób zrodziła się idea żłóbka, poniesiona przez Braci Mniejszych w świat.
Do dzisiaj najbardziej znane szopki urządzane są na ulicach Włoch. Najsłynniejsza, z figurami wielkości człowieka, jest w Neapolu. W Rzymie zaś - przy Schodach Hiszpańskich i na Placu św. Piotra.
Chrystus narodził się w stajni. Stajnia narodzenia Jezusa dla K. G. Junga stała się ważnym symbolem. Twierdził, że zawsze powinniśmy myśleć o tym, że jesteśmy tylko stajnią, w której narodzi się Bóg. Nie jesteśmy zatem pałacem, nie nowo wybudowanym i pięknie urządzonym domem, nie wygodnym mieszkaniem. Każdy z nas kojarzy ze stajnią inne doświadczenia i uczucia. Pewna kobieta opowiadała, że jako dziecko wracając ze szkoły szła natychmiast do stajni. Tam czuła się tak, jak u siebie w domu. Zapach stajni przywoływał jej uczucia ze stron rodzinnych, poczucie bezpieczeństwa. W stajni są zwyczajne zwierzęta. Tam jest życie, tam ciągle na nowo dzieją się narodziny, ale tam też jest umieranie, tam są też troski. W stajni jest dzień powszedni ze swymi wzlotami i upadkami. Dzieci odczuwają bliskość zwierząt. Zwierzęta pozwalają się głaskać, potrafią się bawić. Są bardziej cierpliwe niż ludzie. Słuchają tego, co opowiadają im dzieci. W stajni jest zawsze jednostajne ciepło. Zwierzęta także zimą ogrzewają stajnię temperaturą swego ciała.
Stajnia nie jest lśniąco wysprzątana. Leżą tam obornik i nieczystości wymieszane ze słomą i sianem. Ale stajnia jest nieustannie sprzątana, wciąż na nowo zbiera się obornik. Obornik służy jako nawóz na pola. Stajnia jest obrazem naszego wnętrza. Także nasze serce nie jest czyste ani schludne, nie jest aseptyczne. Tam zbierają się podobne nieczystości. Wszystko, co stłumiliśmy, zalega tam w jego głębi, psując się w ukryciu.
Ktoś stłumił swoją agresję. Pod powierzchnią przyzwoitości i uprzejmości czyha tam lodowate zimno, a pod pogodną powierzchownością kryj ą się agresywne strzały. Ktoś inny stłumił swoje potrzeby. Jednak nie dają mu one spokoju. Tkwią w nim wszędzie i nieprzerwanie się kłębią, natomiast współmałżonek lub dzieci mogą swobodnie tę potrzebę uzewnętrznić. Ktoś trzeci przechodzi obojętnie wobec skaleczeń swego dzieciństwa. Nie chce ich oglądać. Jednak rany nie pozwalają się zakleić. Dalej ropiej ą pod plastrem tak, że ropa wycieka spod opatrunku. Właśnie tam, gdzie leży w nas ten cały "obornik", pragnie się narodzić Bóg. Nie możemy zaproponować Bogu czystej izby, lecz tylko brudną stajnię naszego serca. Jest to dla nas przykre. Lecz obraz ten uwalnia nas od złudzeń, że zasłużyliśmy sobie na narodziny Boga. Bóg pragnie się w nas narodzić, ponieważ nas kocha, a nie dlatego, że my moglibyśmy Mu coś okazać.
Stajnia, dzięki narodzinom Jezusa, została napełniona blaskiem, ciepłym i łagodnym światłem, które nie oświetla bezwzględnie całego pomieszczenia, lecz pozostawia je takim, jakim jest. W bliskości Bożego Dzieciątka może być w Tobie wszystko — brud i poniżenie, to, co rozdeptane i wzgardzone w swej niepozorności. W łagodnym świetle Chrystusa możesz to wszystko obejrzeć. Dzięki Chrystusowi otrzymuje ono nowy wygląd i zostaje przemienione przez Jego Miłość. To jest pocieszający obraz stajni, że wszystko w Tobie zostanie przemienione dlatego, że Chrystus wejdzie w chaos i ciemność Twego serca, Właśnie to, co nie jest chemicznie czyste, daje Bożemu Dzieciątku bezpieczeństwo i mieszkanie, miejsce Jego leżenia czyni miękkim i przytulnym. Co jest zbyt perfekcyjne w bliskości dziecka budzi w nim raczej zdziwienie. Dziecko pragnie miękkiej pościeli, a nie doskonałej, aseptycznej smyczy. Możesz więc uwierzyć, że będąc dokładnie takim, jakim jesteś, możesz być dla Chrystusa miejscem mieszkania, stajnią, w której narodzi się On dla Ciebie i dla tego świata.
Szopki i obyczaje europejskie. Począwszy od średniowiecza Franciszkanie, Dominikanie i Klaryski popularyzowali sztukę budowania szopki w Hiszpanii, Portugalii, Prowansji, Szwajcarii, Austrii, Niemczech i Polsce - praktycznie w każdym zakątku Europy.
Przez długi czas, żłobek i sceny narodzin znajdowały się jedynie w murach kościołów europejskich. Z czasem wierni zapragnęli, by tak lubiane przez nich szopki znalazły się w ich własnych domach. Zaczęto tworzyć coraz to mniejsze figurki i tendencja ta przyczyniła się do powstania we Włoszech w okresie baroku ponad dwudziestu wspaniałych szkół budowania szopek. Najbardziej znana i uznawana jest oczywiście szkoła neapolitańska, niepokonana i bezkonkurencyjna ze względu na bogactwo postaci, fantazję w tworzeniu scen, przepych i staranność w tworzeniu figurek. W tym przypadku prosta szopka św. Franciszka przekształciła się w coś bardziej okazałego i pełnego przepychu - presepio. Wielkie dioramy (jak modele, makiety w skali) miasta na wzgórzu (najczęściej Neapolu) tworzone były przez najlepszych rzeźbiarzy, architektów, złotników i krawców epoki. Postaci miały ok. 20 cali wysokości, posiadały ruchome kończyny, twarze wykonane były z malowanej terakoty.
Odtwarzano postaci okolicznych wieśniaków, ubranych w stroje narodowe, nie zaś z Betlejem. Sceny obrazowały postaci, miejsca, zawody współczesne jej twórcom. Przedstawiano rzeźników, winiarzy, tkaczy, garncarzy, pasterzy, starców, dzieci i oczywiście anioły. Często obrazowano wspaniały orszak bogato odzianych dygnitarzy dosiadających wielbłądy, słonie, rumaki, poruszających się dostojnie, zabawianych przez grajków. Pomiędzy nimi przemykali się miejscowi złodziejaszkowie, pijacy i żebracy. Wprowadzenie na scenę postaci negatywnych dowodziło, że Chrystus narodził się by zbawić wszystkich ludzi, że przybył by nawrócić grzeszników i uchronić od wiecznego potępienia. W centrum każdej szopki presepio była oczywiście Święta Rodzina i Dzieciątko Jezus.
Szopka presepio stała się pasją bogatych rodzin. Wydawały one potężne sumy na budowanie i kolekcjonowanie scen narodzin Chrystusa. Po dziś pewne kolekcje figurek bożonarodzeniowych jasełek noszą nazwy pochodzące od nazwisk rodzin, które nabyły bądź przechowywały je przez lata.
Na Boże Narodzenie ówcześni bogacze oraz notable przechadzali się od domu do domu, by podziwiać wspaniałe świąteczne inscenizacje, składające się niekiedy z setek figurek. Zajmowały one często całe pokoje lub piętra domu. Jedną z takich wielkich kolekcji była szopka Króla Karola III, składała się z 5.950 elementów. Z czasem jednak te olbrzymie inscenizacje podzielono na kilka mniejszych, część elementów uległa zniszczeniu. Do dziś niestety nie zachowała się żadna tak duża kompletna kolekcja z tamtych czasów. Przed końcem XIX w. tradycja budowania wielkich inscenizacji świątecznych nieco podupadła. Dzisiaj istnieje zaledwie kilka tak licznych i bogatych kolekcji.
We Włoszech budowanie szopki nie ograniczyło się jedynie do wspaniałych bogatych presepio. Na południu kraju tworzy się ponadto tzw. santon z terakoty. Prawie każda południowowłoska rodzina może poszczycić się kolekcją, gdzie sceny, postaci, kostiumy nawiązują do lokalnego kolorytu włoskiego. Na ogół santon są figurami z pomalowanej terakoty, robione są przez całe rodziny lub rzemieślników, którzy parają się tym od wielu pokoleń. Także na południu Francji tworzy się podobne santon. I tak jak we Włoszech, francuskie santon przejęły lokalny koloryt: francuskie kostiumy z epoki santon habille oraz sposób wykonania — z gliny santon d`argile.
Z alpejskiego regionu Włoch, Bawarii, Austrii i Szwajcarii pochodzą pięknie rzeźbione i malowane drewniane figurki jasełkowe. Niemieckie szopki, często zwane krippen mogą być wykonane wieloma technikami: mogą być odlewami z metalu, z gipsu, który następnie malowano lub być tworzone z malowanego kartonu, z gliny czy drewna. Każdego roku, obok bożonarodzeniowego drzewka rozkwitają na nowo barwne świąteczne inscenizacje.
W wielu rodzinach niemieckich, tyrolskich i austriackich co roku tworzy się wielowarstwowe drewniane budowle tzw. drewniane wieże, przystrojone maleńkimi figurkami, które obracają się w blasku zapalonych świec. Te urocze kompozycje zwane są piramidami.
Dzisiaj, szopki tworzone są prawie we wszystkich krajach europejskich. Z Węgier na przykład pochodzą niezwykłe filcowe figurki i technika budowania szopek zwana przędzeniem słomy. W Irlandii szopki budowano z czarnego torfu. Natomiast trudno jest znaleźć szopkę z Rosji. Łatwo znaleźć jest wspaniałe ikony przedstawiające Madonnę z Dzieciątkiem. Rzeźby i szopki nie są częścią tradycji rosyjskiego kościoła prawosławnego.
Ciekawostką jest zwyczaj budowania maleńkich szopek przez niektóre zakony europejskie. Dzieciątko Jezus, na ogół samotne, złożone jest kolebce, która w odróżnieniu od skromnego żłóbka z Betlejem, jest bardzo ozdobna. Dzieciątko otulone jest bogato haftowanym przykryciem i śpi w pięknym łóżeczku. Na Sycylii scenka ta wykonana jest często z ręcznie ugniatanych kolorowych kawałków wosku, z którego ukształtowano postać Jezusa, kwiaty i inne elementy sceny.
Istnieje nadal wiele zwyczajów, które uświetniają czas Bożego Narodzenia, a zrodziły się wiele lat temu. W Niemczech był obyczaj, który przetrwał przez wiele lat, zwany kołysaniem kołyski. Figurka Dzieciątka Jezus spoczywa w kołysce z ozdobnie rzeźbionego drzewa, jest ono delikatnie kołysane i śpiewa mu się specjalnie napisane kołysanki. Obyczaj ten przetrwał do dziś w postaci śpiewania kolęd.
W wioskach alpejskich narciarze często otwierają pasterkę uroczystą procesją z pochodniami wzdłuż stoku. Niosą ze sobą figurę Dzieciątka Jezus. Niosą w ciemną noc Światłość Świata. W wielu francuskich kościołach co roku odgrywa się piękną scenę: pasterz w stroju francuskiego chłopa przybywa na małej, wypełnionej sianem, furmance ciągniętej przez barana. Na wozie znajduje się figurka jagnięcia — symbol Baranka Bożego i mała figurka Dzieciątka Jezus. O północy, przy śpiewie chóru, wnosi on figurę do zainscenizowanej przy bożonarodzeniowym ołtarzu stajenki i kładzie dziecię do żłobka.
Z okresem bożonarodzeniowym związany jest obyczaj organizowania jarmarków.
W Marsylii i innych miastach Francji powstają wielkie jarmarki, gdzie sprzedaje się santon. W Rzymie i starym Neapolu na ulicy San Gregorio Armeno, obok Placu San Gaetano ustawiają się stragany sprzedające santon włoskie. W całej Austrii i Niemczech, powstają ogromne i niezwykłe bazary zwane Chriskindlemarkt, gdzie przy wtórze muzyki, sprzedaje się świąteczne figurki. Odwiedzają je całe rodziny, szukają nowych postaci i elementów do domowej szopki lub prezentu do kolekcji przyjaciół. Takie bożonarodzeniowe kolekcje powstają przez pokolenia. Tworzenie ich jest ważną tradycją rodzinną.
Betlejemskie Światło Pokoju – jest to coroczna skautowa i harcerska akcja przekazywania przed Świętami Bożego Narodzenia symbolicznego ognia, zapalonego w Grocie Narodzenia Chrystusa w Betlejem, gdzie płonie wieczny ogień upamiętniający Narodzenie Pańskie. Tenże ogień z Groty Betlejemskiej jest symbolem ciepła, miłości, pokoju i nadziei – darów, jakie niesie Boże Narodzenie wszystkim ludziom dobrej woli. Jakże więc wymownym znakiem na naszych wigilijnych stołach jest światło pochodzące z ognia, który przywędrował do nas z Groty Betlejemskiej.
Historia. Betlejemskie Światło Pokoju zorganizowano po raz pierwszy w 1986 roku w Linz, w Austrii, jako część wielkich bożonarodzeniowych działań charytatywnych na rzecz dzieci niepełnosprawnych oraz osób potrzebujących. Akcja nosiła nazwę "Światło w ciemności" i była propagowana przez Austriackie Radio i Telewizję (ORF).
Rok później patronat nad akcją objęli skauci austriaccy. Roznosili oni ogień z Betlejem do różnych instytucji – szpitali, sierocińców, urzędów, aby w czasie Bożego Narodzenia stał się on żywym symbolem pokoju, braterstwa, nadziei i miłości.
Każdego roku dziewczynka lub chłopiec, wybrani przez ORF wśród grona dzieci działających charytatywnie, odbierają Światło z Groty Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Sam moment odpalania Światła jest wyjątkowy. Miasto Betlejem leży na terytorium Autonomii Palestyńskiej uwikłanej w konflikty polityczne z Izraelem, jednakże na czas odpalenia Betlejemskiego Światła Pokoju zawieszane są działania militarne. W zmieniających się warunkach politycznych, nigdy nie zdarzyło się by Światło nie wyruszyło z Betlejem w swoją drogę. Jeśli ze względu na skomplikowaną sytuację w relacjach izraelsko-palestyńskich zdarzało się, że nikt z Austrii nie mógł odebrać Światła wtedy dzieci izraelskie i palestyńskie przewoziły Ogień do Tel Awiwu, a nawet do samego Wiednia.
Ten fenomen czyni ze Betlejemskiego Światła autentyczny znak pokoju i symbol pojednania między narodami. Dla tego znaku ludzie potrafią na chwilę się zatrzymać, powstrzymać złość i gniew, aby spojrzeć na świat z perspektywy przebaczenia, miłości i pokoju.
Do Wiednia Światło przybywa za pośrednictwem austriackich linii lotniczych Austrian Airlines. Na około tydzień przed świętami Bożego Narodzenia w Wiedniu ma miejsce ekumeniczna uroczystość, podczas której Płomień jest przekazywany mieszkańcom miasta i przedstawicielom organizacji skautowych z wielu krajów europejskich.
W Polsce. Związek Harcerstwa Polskiego uczestniczy w betlejemskiej sztafecie od 1991 r. Tradycyjnie przekazanie Światła odbywa się naprzemiennie raz na Słowacji raz w Polsce. Tego samego dnia trafia ono do Krakowa i Częstochowy, skąd rozprzestrzenia się po całej Polsce, aby za pomocą rąk harcerek i harcerzy dotrzeć do wszystkich, którym bliskie jest przesłanie Betlejemskiego Światła Pokoju.
Betlejemskie Światło Pokoju z rąk harcerzy uroczyście przyjmuje m.in.: prezydent RP, prezes Rady Ministrów, marszałek Sejmu i prymas Polski. Polscy harcerze przekazują Betlejemskie Światło Pokoju również do wschodnich sąsiadów - do Rosji, na Litwę, Białoruś i Ukrainę oraz na zachód do Niemiec, a także na północ do Danii.
Historia choinki. Prawie w każdym polskim domu na święta Bożego Narodzenia, w dniu wigilijnym ustawia się i dekoruje choinkę. Zwyczaj ubierania choinki jest dość późny i nie ma rodzimego pochodzenia.
Choinki najwcześniej pojawiły się w Alzacji. Już XV wieku stawiano je w rogu izby, początkowo bez żadnych dekoracji. Pod koniec XVIII wieku zaczęto przyozdabiać je różnymi świecidełkami.
W XIX wieku w krajach Nadrenii w dniu wspomnienia pierwszych rodziców Adama i Ewy, tj. 24 grudnia powstał zwyczaj stawiania przyozdobionego iglastego drzewka. Temu zielonemu drzewku (drzewo z raju) przypisano symbolikę rajskiego drzewa życia, które było świadkiem grzechu Adama i Ewy. Powoli zwyczaj ten nabierał charakteru bożonarodzeniowego. Z czasem choinka stawała się symbolem atmosfery świąt Bożego Narodzenia i na stałe weszła do ludzkich domów, nie tylko w Niemczech, ale niemalże w całym chrześcijańskim świecie.
W Polsce zwyczaj ubierania drzewka w Wigilię Bożego Narodzenia został przejęty od Niemców, wraz z osadnictwem pruskich protestantów, w latach 1795-1806. Na początku choinkę ubierała tylko szlachta i to wyłącznie dla dzieci. Potem choinka wraz ze swoją symboliką trafiła do wszystkich domów i rodzin.
Temu wiecznie zielonemu drzewku przypisano symbolikę rajskiego drzewa życia, które było świadkiem grzechu Adama i Ewy. Stąd też dekoracja drzewka: jabłka (dziś zastąpione szklanymi bombkami), wijące się jak wąż kusiciel łańcuchy, które symbolizowały także okowy grzechu. W Polsce czasów zaborów choinkowe łańcuchy oznaczały zniewolenie ojczyzny. Umieszczanie na gałązkach choinki światełek, a na jej czubku gwiazdy, wyraża radosną nowinę o przychodzącym Świetle - Jezusie Chrystusie - który niszczy ciemności i wyzwala spod panowania niewoli i zła.
Symbolika choinki. W tradycji pogańskiej, głównie wśród ludów germańskich, w dniach przesilenia: zimy i nocy, gdy dni stawały się coraz dłuższe, zawieszano u sufitu izb gałązki: jemioły, jodły, świerku, czy też sosny, co symbolizowało zwycięstwo życia nad śmiercią, dnia nad nocą, światła nad ciemnością. Kościół ten zwyczaj przejął jako zapowiedź i znak, jako typ i figurę Syna Bożego. Tak więc już w XVIII wieku w Kościele katolickim choinka stała się symbolem narodzin nowego życia, nawiązującym do narodzin Zbawiciela świata, który stał się dla ludzkości rajskim drzewem życia, na którym dokonał naszego odkupienia.
Choinka zatem nawiązuje do Starego Testamentu i z jednej strony jest symbolem drzewa rosnącego w raju, drzewa poznania dobra i zła, a z drugiej strony kryje w sobie zapowiedź drzewa, na którym umarł Chrystus. Zgodnie z legendą apokryficzną, krzyż Jezusa został wyciosany z drzewa ściętego w raju. W ten sposób symbol drzewa (choinka bożonarodzeniowa) spina dzieje zbawienia człowieka: od rajskiego drzewa, przez które wszedł w życie ludzi grzech do drzewa krzyża, na którym Jezus zniszczył skutki grzechu pierworodnego i ponownie otworzył ludziom bramy raju. Całoroczna zieleń igieł świerkowych symbolizuje wieczność.
W wierzeniach ludowych choinka symbolizuje także nowego Adama, którym stał się Jezus Chrystus, przynoszący ludzkości zbawienie.
Obrzęd ubierania choinki – drzewka bożonarodzeniowego ma głęboki sens teologiczny. Ubiera się ją w dniu, w którym wspominamy naszych prarodziców Adama i Ewę. Przypomina on prawdę o upadku i odkupieniu rodzaju ludzkiego. Pierwsi rodzice przez powiedzenie Bogu "nie" sprowadzili śmierć na całą ludzkość. Natomiast Chrystus uznany za człowieka, uniżył samego siebie, był posłuszny aż do śmierci krzyżowej (por. Flp 2, 7-8). Cały bieg wydarzeń tego dnia zmierzał do jednego celu: ukazać światu jak Bóg przywraca człowiekowi drogę do drzewa życia, którą ten utracił przez nieposłuszeństwo Bogu.
Choinkę z lasu przeważnie przynosił ojciec rodziny w dzień przed Wigilią. Na choinkę wybierany był najczęściej świerk, jodła albo sosna.
Umieszczenie choinki w izbie zależało od wielu rzeczy. Przede wszystkim było to uzależnione od wielkości izby. Była ona stawiana w kuchni, w "dużym pokoju", na stole, na podłodze, zawieszano na suficie, zwłaszcza tam, gdzie były małe izby, w pokoju na stoliku, ale zawsze przy oknie.
Ubierano ją zazwyczaj parę godzin przed wieczerzą. Wcześniej gospodarz musiał wykonać specjalny zbity z desek krzyżak. Tak przygotowane drzewko najczęściej ubierała młodzież i dzieci lub gospodyni z dziećmi po kolacji wigilijnej. W niektórych domach bywało i tak, że ubierano ją po wieczerzy wigilijnej, wówczas, gdy "małe dzieci były już w łóżku". Pod choinkę kładło się przeróżne prezenty: ubrania, zabawki, słodycze itp. (zależało to od zamożności rodziny). Należało to zrobić w ten sposób, aby nie zauważyły tego dzieci. Miała to być niespodzianka.
Ozdoby na choince. Przyzwyczailiśmy się do zawieszania różnych ozdób na choince, ale niejednokrotnie już nie znamy ich symboliki, jakże często bardzo głębokiej. Jeszcze nie tak dawno podziwiając ustrojoną choinkę kierowaliśmy nasze myśli ku Bogu, który z miłości do nas dał Swojego Syna, aby wyzwolił nas z niewoli grzechu. Ta wielka łaska, na którą nie zasłużyliśmy, miała swój początek w Betlejem - miejscu narodzenia Jezusa, który został z nami pod postacią Chleba Eucharystycznego. Patrząc się na choinkę nie tylko myśleliśmy o Betlejemskim Żłóbku, ale też o następstwach grzechu i o darach, jakie Bóg udziela tym, którzy są Mu posłuszni. Choinka zatem i zawieszone na niej ozdoby prowadziły nas do Boga. Oto symbolika niektórych ozdób zawieszanych na choince:
Jabłka przypominały zakazany owoc z biblijnego drzewa i skutki nieposłuszeństwa pierwszych rodziców. Owoce te również przypominały żyjącym o posłuszeństwie Bogu, stając się przez to symbolem Jogo błogosławieństwa: obfitości, urodzaju i dobrobytu, zdrowia do późnej starości, mocy i siły na całe życie.
Bombki. Kolorowe szklane bombki zastępują jabłka i mają taką samą symbolikę jak jabłka.
Cukierki i inne słodycze zawieszone na choince mówią nam darach, którymi nieustannie obsypuje nas dobry Bóg. Cukierki, największa radość małych dzieci, zapowiadały dużo dobroci i miłości w całej rodzinie, o ile będziemy trwali przy Chrystusie.
Świece na choince, a konkretnie ich światło, symbolizują Jezusa Chrystusa, który przychodzi na ziemię, aby oświecić mroki "Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi." (J 1, 9). Światło palących się świec wyraża radosną nowinę o przychodzącym Świetle - Jezusie Chrystusie - który niszczy ciemności i wyzwala spod panowania zła. On jest źródłem życia, co wymownie symbolizuje wiecznie zielone drzewo iglaste. W pięknie spalających się świec choinka świeci blaskiem, radością, daje naturalne ciepło, wzbudza nadzieję jakie niesie światu wigilijna noc oznajmująca pojawienie się na ziemi Mesjasza.
Elektryczne lampki zastępują świece. Ich symbolika jest taka jak świec.
Gwiazda pojawiła się na wierzchołku choinki pod koniec XIX wieku i przypomina Gwiazdę Betlejemską oświecającą miejsce narodzenia Jezusa. Gwiazda przypomina nam również, abyśmy w życiu kierowali się Bożym światłem.
Łańcuchy wijące się na choince są symbolem węża kusiciela i przypominają nam, abyśmy wyrzekali się grzechu i wszystkiego, co prowadzi do zła oraz wyrzekli się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu.
W czasie zaborów choinkowe łańcuchy oznaczały także zniewolenie Ojczyzny.
Łańcuchy ze słomek i kolorowej bibuły symbolizują również ludzi o czystych sercach połączonych więzią rodzinną i społeczną, a tworzących jedną rodzinę dzieci Bożych.
Orzechy pozłocone są symbolem obfitości Bożych darów i mają zwiastować dobre urodzaje.
Ptaszki robione z drewna lub papieru przypominają najczęściej dusze przodków, nieśmiertelność i czystość.
Włosy anielskie zazwyczaj w złotym i srebrnym kolorze przypominają nam Aniołów zstępujących z nieba i ogłaszających radosną wieść o narodzeniu Zbawiciela świata.
Zimne ognie rozsypując na wszystkie strony snopy iskier mają przypominać nam o Gwieździe Betlejemskiej, której światło zaprowadziło Mędrców do Chrystusa.
Inne ozdoby zawieszane na choince, własnoręcznie wykonane, to: wydmuszki z jajek, robione świeczki, pajace z ciasta, lalki z papieru, obwarzanki z ciasta, pierniczki, itd… Ozdoby te są również symbolem darów składanych Dzieciątku Jezus w dniu Jego narodzenia.
W dawnej Polsce dzień 24 grudnia rozpoczynał okres zwany Godami, który trwał przez 14 dni, tj. do Trzech Króli. Gody bywały więc okresem ogólnej wesołości, biesiad, składania sobie życzeń i chodzenia z kolędą. A wszystko to było związane z radosną nowiną o narodzeniu się Dzieciątka Jezus w stajence betlejemskiej.
Współczesna nauka, która szczególnie w sprawach wiary chce wszystko wytłumaczyć racjonalnie (jakby Bóg nie mógł czynić cudów) podaje, że ową Gwiazdą Betlejemską mogło być pozorne złączenia planet na niebie w 7 i 6 roku przed narodzeniem Chrystusa. Z Ziemi zjawiska te były widoczne jako jasna plama światła na niebie. Gwiazdą Betlejemską mogła też być kometa Halleya, wyraźnie widoczna z Ziemi w 12 roku przed Chrystusem lub kometa odnotowana przez starożytnych uczonych chińskich, która pojawiła się na wschodzie w 5 roku przed Chrystusem i widoczna była przez 70 dni. Inna możliwość to wybuch gwiazdy supernowej w gwiazdozbiorze Orła w 4 roku przed Chrystusem obserwowany w Chinach, Korei i Palestynie.
Jednak, jakby nie tłumaczyć pojawienie się Gwiazdy Betlejemskiej to faktem jest to, że ten niezwykły znak na niebie przyprowadził Mędrców do Betlejem, do Nowonarodzonego Dziecięcia Jezus. Ich wędrówka symbolizuje opuszczenie krainy cienia i przejście do radosnej światłości w Bogu. I tak jak kiedyś światło Gwiazdy prowadziło Mędrców do Jezusa, tak dziś światło łaski Bożej prowadzi każdego człowieka do spotkania z Chrystusem, Królem miłości. Przyjście na świat Jezusa Chrystusa zakończyło epokę mroku i cienia śmierci (Łk 1, 79). Spełniła się nadzieja na nowe życie i zbawienie.
Na pamiątkę tamtej Gwiazdy z Betlejem, o której mówi św. Mateusz, a którą gdy ujrzeli Mędrcy "bardzo się uradowali", w naszej Ojczyźnie rozpoczyna się uroczysta wieczerza wigilijna, gdy ukaże się pierwsza gwiazda na niebie. Zwyczaj ten jest głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze. Nie zasiada się do wieczerzy wigilijnej "zanim gwiazda nie powoła wszystkich do połamania się opłatkiem". Jest to bardzo stary zwyczaj przestrzegany do dnia dzisiejszego.
Jasełka, czyli przedstawienia teatralne na Boże Narodzenie miały swój początek w średniowieczu. Początkowo jasełka wystawiano w kościołach w formie bardzo prostej ilustracji tekstów ewangelicznych, aż po bogato rozbudowane sceny teatralne. Misteria te cieszyły się zawsze wielkim powodzeniem. W wieku XVIII na dworach rozpowszechnił się zwyczaj urządzania jasełek kukiełkowych.
Kolęda – odwiedziny na Boże Narodzenie. Iść do kogoś "po kolędzie" oznacza odwiedzić go, albo pójść z życzeniami z racji świąt Bożego Narodzenia. W zwyczaju ludowym takie odwiedziny bożonarodzeniowe nazywano "kolędą".
Kolędnicy. W Polsce mamy bardzo bogatą i barwną tradycję "chodzenia po kolędzie", choć coraz rzadziej można spotkać prawdziwych kolędników, tj. przebierańców, którzy odwiedzając domy śpiewają kolędy i pastorałki oraz zabawiają domowników przedstawieniami bożonarodzeniowymi ukazywanymi w żartobliwej formie. Ta forma kolędowania trwa od wigilii Bożego Narodzenia do święta Matki Bożej Gromnicznej (2 lutego). W naszej Gminie na nowo został włączony ten bożonarodzeniowy element ludowego folkloru do kultury nadwiślańskiej ziemi. Więcej informacji: „Parafia/Kronika/2016”.
Kolęda - wizyta duszpasterska. Święta Narodzenia Pańskiego, w swej atmosferze miłości, braterstwa i radości wytwarzają wśród chrześcijan szczególną więź i poczucie wspólnoty przez przeżywanie prawdy o zstępowaniu Syna Bożego na ziemię i zamieszkaniu między ludźmi. Takie przeżywanie wspólnoty uwidacznia się w naszych parafiach. Centrum tego przeżywania staje się Pasterka - Eucharystia dnia świątecznego. Nie dziwimy się, że w tym okresie ludzie chcą być bliscy sobie, chcą ten czas przeżywać rodzinnie, także przy stole wigilijnym. Jeśli rodzinę dzielą wielkie odległości, to przekazują sobie wyrazy łączności wraz z życzeniami i zapewnieniami o pamięci, także modlitewnej. Pięknym zwyczajem na naszych ziemiach jest odwiedzanie w tych dniach świątecznych swoich krewnych, przyjaciół, a także ludzi opuszczonych. Można powiedzieć, że jest to również jakaś forma międzyludzkiego kolędowania. Nic więc dziwnego, że w tym odwiedzaniu bliskich, bo swoich parafian biorą udział i duszpasterze.
Kolęda w Piśmie św. i tradycji Kościoła. Uzasadnienia tej praktyki doszukiwano się już dawno m.in. w zapisie Ewangelii św. Mateusza (Mt 2,2). Czytamy tam, że mędrcy oddawszy pokłon narodzonemu Jezusowi wracali inną drogą do swoich krajów. Zaś legenda poszerzyła ten zapis o to, że rozchodzili się, odwiedzali różne miasta i wioski i rozgłaszali wieść o Bogu narodzonym w ludzkiej postaci. Powoływano się też na zapis w Ewangelii św. Łukasza, gdzie jest mowa jak to Chrystus poleca swoim 72 uczniom, aby szli "do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść miał." (Łk 10, 1-12).
Kapłan, przez przyjęcie urzędu posługiwania duszpasterskiego jest zobowiązany na mocy Kodeksu Prawa Kanonicznego do odwiedzania parafian celem ich poznania, także wzajemnego poznania się. Czytamy tam: "proboszcz... winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygować" (kan. 529 § 1 KPK). Stąd chrześcijanin przyjmujący kolędę daje niejako świadectwo swojej przynależności do Kościoła; daje świadectwo wobec sąsiadów, że oto mieszkanie chrześcijanina - katolika. Dostrzeżenie tych treści dowodzi, że mamy przez kolędę do czynienia z posługą duszpasterską, ze szczególnym wyznaniem wiary i dokumentowaniem swojej wspólnoty w Kościele Chrystusowym.
"Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje" (Mt 10,40) - powiedział Chrystus do Apostołów. Polecił im również: "Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: Pokój temu domowi! Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim" (Łk 10,5-6). Ostatecznie przyjęcie kapłana z wizytą duszpasterską jest aktem publicznego wyznania wiary i znakiem jedności Kościoła domowego (rodzinnego) z kościołem parafialny, diecezjalnym i powszechnym. Papieżowi każdy biskup składa raz na pięć lat oficjalną wizytę i sprawozdanie z sytuacji Kościoła diecezjalnego. Biskup raz na pięć lat wizytuje każda parafię w swojej diecezji.
Przygotowanie na kolędę. Kolędowe odwiedziny zasadniczo rozpoczynają się po Święcie Bożego Narodzenia. Z reguły odwiedziny kolędowe mają miejsce w takiej porze, by cała rodzina mogła brać udział w tym duszpasterskim spotkaniu. Im rodzina jest bardziej związana z Kościołem, im większy panuje w niej duch chrześcijański, im głębsza jest jej religijność, tym głębiej przeżywa spotkanie z oficjalnym sługą Kościoła.
Wizytę duszpasterską należy odpowiednio przygotować. Wszyscy domownicy oczekują kapłana w stroju wizytowym. Stół nakrywa się białym obrusem, na którym znajdują się zapalone świece, krzyż, woda święcona, kropidło, otwarta księga Pisma świętego. Gdy w rodzinie są dzieci, które uczęszczają na katechezę powinny przygotować swoje zeszyty z religii. W wielu parafiach jest zwyczaj, że głowa rodziny przyprowadza kapłana od sąsiada i odprowadza go do następnego domu.
Przebieg kolędy. Wizyta duszpasterska ma charakter małej liturgii sprawowanej w domowym sanktuarium, dlatego kapłan w czasie wizyty duszpasterskiej ubrany jest w komżę i kapłańską stułę. Wizyta rozpoczyna się od wspólnej modlitwy, błogosławieństwa i poświęcenia domu i rodziny przez kapłana. Szczególnie teraz, przy wzmożonym ataku szatana na nasze rodziny i domy, bardzo ważne jest poświecenie i błogosławieństwo kapłana.
W czasie wizyty duszpasterskiej powinni uczestniczyć wszyscy domownicy. Podczas rozmowy z duszpasterzem będzie można zaktualizować kartotekę parafialną, podzielić się wiarą, a także poruszyć ważne problemy życia rodzinnego i parafialnego oraz zapoznać duszpasterza z owocami katechizacji dzieci i młodzieży. Wizyta duszpasterska nie może przerodzić się tylko w katechezę, czyli tłumaczenie kwestii dotyczących zasad wiary czy moralności (kapłan ma udowadniać oczywiste dogmaty wiary), których jasne wyjaśnienie możemy łatwo odnaleźć w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
Ofiary kolędowe. Od niepamiętnych czasów istnieje zwyczaj składania przez wiernych tzw. ofiar kolędowych. Różne były w ciągu wieków formy czy sposoby składania tych ofiar. Wierni przez swe ofiary dają w ten sposób wyraz swojej trosce o potrzeby także materialne wspólnoty parafialnej. Dlatego wierni powinni składać te ofiary kolędowe sposób przyjęty w parafii i podany przez proboszcza w ogłoszeniach duszpasterskich. Kierując się intencją składanych przez wiernych ofiar przeznacza się m.in. część z nich na potrzeby parafialne i Kościoła, a część także, na jakże dziś ważne cele charytatywne własnej parafii. Takie spojrzenie na sposób składanych ofiar uwypukli jeszcze bardziej aspekt duszpasterski odwiedzin kolędowych. W ten sposób duchowy, duszpasterski wymiar odwiedzin kolędowych będzie miał swój szczególny akcent.
Chciejmy odwiedziny kolędowe w naszych domach przeżywać w duchu radości bożonarodzeniowej, w duchu modlitwy, serdecznej rozmowy z duszpasterzami. Niech błogosławieństwo kolędowe chroni nasze domy, nasze rodziny i umacnia na drodze życia chrześcijańskiego.
Czasem przy okazji wizyty duszpasterskiej (po 6 stycznia) kapłan kreśli na drzwiach odwiedzanego domu znaki K + M + B oraz cyfry - datę aktualnego roku.
Kolęda jako pieśń jest to utwór wokalny, najczęściej jednogłosowy, o tematyce bożonarodzeniowej. W pierwszych wiekach jej powstania nosiła inne nazwy; i tak w XV i XVI wieku były to rotuły (rotulus - kółko, zwój, opłatek), w XVII wieku – symfonie. Potem były pieśni, piosneczki, kantyki i kantyczki (cantio - pieśń), a w XIX wieku – pastorałki.
Sama nazwa "kolęda" wywodzi się z tradycji rzymskiej, od łacińskiego słowa "calendae" i oznacza - pierwszy dzień miesiąca. W starożytnym Rzymie uroczyście obchodzono szczególnie calendae styczniowe, kiedy to konsulowie prawnie obejmowali swój urząd w całym imperium rzymskim. Przy reformie kalendarza (46 r. przed naszą erą), zadekretowanym przez Cezara Juliusza (stąd "kalendarz juliański") potwierdzono 1 stycznia jako początek roku administracyjnego. W starożytnym Rzymie i poza nim odwiedzano się wtedy wzajemnie, obdarowywano prezentami i śpiewano okolicznościowe pieśni. Wraz z przyjęciem chrześcijaństwa zwyczaje te stopniowo powiązano z początkiem rachuby nowego czasu "nowej ery", czyli narodzin Chrystusa.
Słowo "kolęda" kojarzyło się również z odwiedzinami duszpasterskimi w okresie bożonarodzeniowym.
W średniowieczu, kolędami nazywano pieśni - życzenia towarzyszące noworocznemu odwiedzaniu przyjaciół. Również nazwę "kolęda" nosiły utwory bożonarodzeniowe wykonywane w czasie liturgii, a oparte na Ewangelii. Legenda mówi, że pierwszą kolędę zaśpiewał święty Franciszek, który również urządził pierwszą szopkę w 1223 roku w Greccio. Wielką rolę w rozwoju kolęd odegrały zakony żebracze franciszkanów i bernardynów, którzy kultywowali śpiewanie pieśni o narodzeniu Jezusa i rozpowszechniali ten zwyczaj w całej Europie.
Od XVI wieku kolędy znane są jako pieśni ku czci Dzieciątka Bożego, sławiące Jego narodzenie. Źródłem ich powstania była miłość i zachwyt dla małego Jezusa i Świętej Rodziny.
W Polsce. W Kościele katolickim nie ma narodu, który by nie miał własnych kolęd. Gdyby je zebrać wszystkie w całości, powstałoby kilka dużych tomów o bardzo bogatej treści i melodii. Polska należy do krajów, posiadających w swoim dorobku kulturalnym i folklorystycznym ponad 500 znanych dzisiaj kolęd, co stanowi swoisty rekord.
W naszej Ojczyźnie kolędy oznaczają przede wszystkim pieśni religijne, nawiązujące do biblijnych opisów narodzin Chrystusa Pana, zwłaszcza do wydarzeń Nocy Betlejemskiej, pokłonu pasterzy, klimatu groty czy stajenki, w której przyszedł na świat Zbawiciel. Są one swoistym wykładem teologii wcielenia Syna Bożego. Stopniowo kolędy zaczęły przypominać inne wydarzenia związane z dziecięctwem Chrystusa: rzeź niemowląt, hołd mędrców (czyli tzw. Trzech Króli), sen św. Józefa (pierwszy i drugi), ucieczkę do Egiptu itd. Z przekazów apokryficznych, do kolęd (a także do żłóbka) "przywędrował" wół i osioł, później dromadery, na których podróżowali Królowie, itd.
Pierwsze ślady kolęd na ziemiach polskich można spotkać już przed XV wiekiem głównie w misteriach i dialogach.
Najstarsza znana polska kolęda "Zdrów bądź Królu anielski" pochodzi z 1424 roku. Kolejna kolęda "Chrystus się nam narodził" pochodzi sprzed 1435 roku, zaś kolęda "Zstała się rzecz wielmi dziwna" z 1440 roku. Były to tak zwane kolędy wędrujące, modne i popularne w wielu krajach. Z XV wieku znanych jest nam 9 kolęd. Z połowy XV wieku zachował się rękopis, który zawiera 6 łacińskich kolęd i 5 polskich pieśni na Boże Narodzenie. Z XVI wieku pochodzi już około 100 pieśni na uroczystość Narodzenia Pańskiego. Wielką rolę w tworzeniu i popularyzacji kolęd odegrały franciszkańskie misteria bożonarodzeniowe. Niewiele jednak zachowało się melodii najwcześniejszych kolęd.
Choć pierwsze utwory na Boże Narodzenie nazywamy kolędami, to należy pamiętać, że sam termin "kolęda" utrwalił się dopiero w XVII w.
Rozkwit kolęd w naszej Ojczyźnie nastąpił w okresie baroku. To właśnie wtedy zaczęto unarodowienie ich treści przenosząc wydarzenia z Ziemi Świętej do Polski. Pasterze otrzymali polskie imiona i grali na ludowych instrumentach. Wiele kolęd zawierała również opisy niektórych obyczajów ludowych.
W XVII wieku wiele kolęd powstało w klasztorach karmelitańskich oraz klasztorach klarysek i benedyktynek. W źródłach nadmienia się, że było ich około 700.
Kolędy, które powstały do końca XVIII wieku są śpiewane do dziś.
W naszej Ojczyźnie również zostały przyjęte liczne kolędy z krajów sąsiednich, np. niemiecka kolęda "Cicha noc". Tłumaczono je (głównie z łaciny) na język polski i włączano do repertuaru polskich kolęd. Wiele jest też pięknych kolęd, których twórcy pozostali anonimowi, ponieważ te dzieła tworzyli nie na swoją chwałę, ale na chwałę Bożą i dla duchowego pożytku korzystających z nich.
Są też kolędy autorskie znane do dziś, np. "Przybieżeli do Betlejem pasterze" Jana Żabczyca, "Mizerna, cicha" Teofila Lenartowicza, "Bóg się rodzi" Franciszka Karpińskiego. Wśród autorów kolęd są wybitni polscy twórcy tacy jak: Piotr Skarga, Jan Kochanowski, Juliusz Słowacki, Andrzej Morsztyn, Mikołaj Sęp Szarzyński. Inni znani autorzy kolęd to: Feliks Nowowiejski, Stanisław Niewiadomski, Jan Gall, Zygmunt Noskowski, Jan Matlakiewicz, czy Witold Lutosławski, który opracował 20 polskich kolęd przetłumaczonych na język angielski.
Warto też wspomnieć, że kolęda Franciszka Karpińskiego "Bóg się rodzi", wykonana po raz pierwszy w 1792 roku, miała być polskim hymnem narodowym z powodu patriotycznej wymowy jednej ze zwrotek.
Większość kolęd patriotycznych, podobnie jak pieśni patriotyczne, wojskowe czy powstańcze, została ułożona przez poetów-amatorów: żołnierzy lub powstańców.
Melodie kolęd są różnorodne: uroczyste hymny, surowe chorały, zamaszyste polonezy, rzewne kujawiaki, żywe mazury, skoczne krakowiaki i liryczne dumki. Spośród wielu napisanych kolęd, część z nich nie były zbyt popularne i nie weszły do kanonu kolęd.
Wszystkie znane kolędy były umieszczane w zbiorach pieśni na Boże Narodzenie. Znamy następujące zbiory kolęd:
- 1630 r. - zbiór Jana Żabczyca "Symfonie anielskie abo Kolenda mieszkańcom ziemskim od muzyki niebieskiej okrzykiem na Dzień Narodzenia Pańskiego zaśpiewane". Zbiór ten zawiera 36 kolęd pasterskich. Jego autor przyporządkował do każdego tekstu popularne wówczas melodie o tanecznych rytmach, tj. poloneza, kujawiaka i mazurka.
- 1705 r. - Kancjonał Staniątecki. Zbiór ten zawierał 130 kolęd.
- 1722 r. - Kantyczka Chybińskiego. Był to rękopiśmienny zbiór 350 kolęd. Autorem tego dzieła był polski muzykolog Adolf Chybiński.
- XIX w. - Zbiór polskich kolęd ks. Michała Marcina Mioduszewskiego. Przygotowując to dzieło ks. Mioduszewski poświęcił wiele lat na zbieranie i spisywanie kolęd ze staropolskich kantyczek oraz na gromadzenie pastorałek krążących w tradycji ustnej. Powstały zbiór kolęd podzielił na kościelne pieśni bożonarodzeniowe i domowe kolędy i pastorałki, pomijając jednak pieśni, które wyszły z użycia. Dzisiejsze wydania kolęd oparte są głównie na jego pracy.
- lata 60-te XX w. – "Kolędy polskie. Średniowiecze i wiek XVI". Ten dwutomowy zbiór powstał pod redakcją Juliusza Nowaka-Dłużewskiego. Zawiera 300 pieśni bożonarodzeniowych. Przygotowywane są kolejne opracowania. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ są nieznane kolędy, których zapis istnieje jedynie w klasztornych rękopisach.
Pastorałki. Obok kolęd, powstawały także ludowe piosenki oparte na motywach bożonarodzeniowych. Ich autorzy sięgali po opowieści apokryficzne i motywy pobożności ludowej. Treść utworów była również osadzona w sytuacyjnym humorze obyczajowym, a nawet w realiach politycznych, czy wydarzeniach historycznych z okresu w którym powstawały. Tak więc utwory te przybrały postać pastorałek - kolęd domowych, przeznaczonych do śpiewania poza kościołem. W 1602 roku Synod Gnieźnieński zakazał śpiewania podczas jasełek pieśni zbyt swobodnych. Skarbiec tych świątecznych śpiewów kształtował się przez wieki.
Oktawa Narodzenia Pańskiego (Bożego Narodzenia) jest to osiem kolejnych liturgicznych dni obchodów związanych z wcieleniem Syna Bożego i Jego przyjściem na świat. W czasie Mszy św. odmawia się "Chwała na wysokości", a w Modlitwach eucharystycznych 1 - 3 wspomina się tajemnicę dnia (dzień Bożego Narodzenia). Oktawę rozpoczyna Pasterka, a kończy Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, w dniu 1 stycznia.
Dzielenie się opłatkiem. Tradycyjnie spożywanie wieczerzy wigilijnej poprzedza dzielenie się białym opłatkiem, czyli bardzo cienkim, przaśnym (niekwaszonym) chlebem. Ten prosty, jakże ludzki, komunikatywny zwyczaj nasycony jest głęboką i wielowymiarową symboliką. Zawarta jest ona najpierw w fakcie "bycia razem". Skłóceni nie zasiadają przecież razem do jednego Owszem, owa solidarna wspólnota stołu domaga się wzajemnego zrozumienia ("kto wiele rozumie, wiele przebacza, kto mało rozumie..."), czyli wybaczenia, zgody na wzajemną inność, tchnie życzliwością. Dzieląc się opłatkiem składamy sobie przecież życzenia dobra wszelakiego, zarówno materialnego, jak też duchowego. Dobro materialne symbolizuje materia opłatka - chleb. Oby go nam i naszym bliźnim nigdy nie zabrakło, obyśmy umieli dzielić się nim z potrzebującymi! Św. Brat Albert, wielki jałmużnik, heroiczny opiekun bezdomnych, podpowie nam tutaj, że należy być ,,dobrym jak chleb" i podzielnym jak chleb. Opłatek wigilijny jest dla chrześcijanina przede wszystkim nawiązaniem do potrzeby spożywania chleba biblijnego, z którym utożsamił się sam Chrystus, czyli do odżywiania się eucharystycznym chlebem. Rodzi się zaraz tutaj uzasadnione pytanie, czy posiadamy wystarczającą wiedzę o całej, obszernej symbolice zwyczaju, który tak chętnie pielęgnujemy w domach?
Skąd pochodzi zwyczaj dzielenia się opłatkiem właśnie w dzień Wigilii Bożego Narodzenia? Sam fakt dzielenia się chlebem w postaci opłatka był znany od początków Kościoła. Nie miał on jednak żadnego związku z okresem Bożego Narodzenia, ale raczej bezpośrednio odnosił się do Eucharystii. Znano bowiem, zarówno na Wschodzie jak też Zachodzie Kościoła, zwyczaj błogosławienia chleba (w czasie Mszy św. i poza nią) i spożywania go jako rodzaju komunii duchowej. Te pobłogosławione chleby zwano eulogiami. Dzielono się nimi, wyrażając wzajemną miłość, życzliwość, przynależność do tego samego lokalnego Kościoła. Przesyłali go sobie biskupi, a kapłani wiernym. Ta starożytna praktyka związana z eulogiami osłabła na skutek dekretów z IX w. (synody karolińskie), które obawiały się zamazania w świadomości wiernych granicy między opłatkami konsekrowanymi (Hostiami) a chlebem "poza mszalnym", zaledwie pobłogosławionym.
Nie ma solidnego studium, które podpowie nam, od kiedy i w jaki sposób utrwaliła się w Polsce tradycja dzielenia się opłatkiem w dzień wigilijny. Najstarsza wzmianka źródłowa o tej praktyce w polskich rodzinach pochodzi z końca XVIII w. Dzisiaj jest to już wyłącznie polski zwyczaj, jak przypomina nam Cyprian Kamil Norwid:
"Jest w moim Kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny
Przy wejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny,
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie".
Rodowód opłatka. Łamanie się opłatkiem to zwyczaj jedyny w swoim rodzaju, znany w niewielu zaledwie krajach świata, a jego pochodzenie - można powiedzieć bez przesady - tonie w pomrokach dziejów. Łączy się, sama forma tego białego chleba, z obyczajami sprzed tysięcy lat, z religiami starszymi niż chrześcijaństwo, które zwyczajowi temu nadało pełny chrześcijański sens wspólnego braterstwa, darowanie sobie win, wszelkich uraz, niedomówień, oskarżeń, czego wyrazem jest obopólne podanie sobie chleba.
Od samego początku istnienia świata człowiek musiał oddawać nieznanym sobie siłom, których potęgi doznawał i tę potęgę podziwiał - dar swojej pracy, dar ofiary, część z tego, co wypracował swymi rękami na ziemi.
Deszcz i spiekota słoneczna, pioruny i trzęsienia ziemi, powodzie, wylewy morza, wszystko to przerażało człowieka i nakazywało przebłagać te siły przyrody. Aby uratować zasiew, źródło życia swego środowiska, szczepu czy narodu, szukał człowiek Tego, który to sprawił i czuł, że nieznanemu Bogu trzeba za Jego dary wynagrodzenia.
Dar chleba ofiarnego znany był już w czasach Starego Testamentu. Prawo Mojżeszowe mówiło wyraźnie o nakazie złożenia w ofierze Bogu dwunastu placków przaśnych, tzw przaśników pieczonych bez zakwasu. Chleby te układano na dwa stosy po sześć i zwano je pokładnymi. Musiały one leżeć po siedem dni i dopiero po tym czasie mogli je zjeść kapłani żydowscy. Symbolizowało to wdzięczność wobec Boga Jahwe za łaski okazane wszystkim pokoleniom Izraela.
Żydowskie święto Przaśników (czyli chlebów niekwaśnych) było nierozłączną częścią święta Paschy. Przaśniki trwały od 15 do 22 Nizan. Wówczas to prawo Mojżeszowe zabraniało Izraelitom spożywania kwaszonych pokarmów, a nawet przechowywania kwasu w domach.
Praktyka pieczenia chleba przaśnego, niekwaszonego, takiego, jakiego używał Chrystus przy ostatniej Wieczerzy, zachowała się w Kościele obrządku rzymskiego oraz w obrządkach ormiańskim i maronickim. Już w erze wczesnochrześcijańskiej liturgia mszalna określana była jako fracio panis - łamanie chleba.
Tradycja łamania się opłatkiem jest dalekim echem form kultu i życia wspólnotowego pierwszych chrześcijan, o których św. Łukasz napisał w Dziejach Apostolskich, że "trwali oni w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie" (2, 42-46).
Bliższy tej tradycji jest wczesnośredniowieczny zwyczaj polegający na obdarowywaniu zgromadzonych w kościele chlebem nieofiarnym, zwanym eulogią.
Był to przede wszystkim, głównie w Kościele Wschodnim, chleb błogosławiony w czasie Mszy św. Stanowił tam namiastkę Komunii dla tych, którzy nie przyjmowali, z różnych względów, Ciała Pańskiego. Był również spożywany na ucztach braterskich - agapach.
Na Zachodzie święcono ten chleb także poza Mszą św., i podobnie jak na Wschodzie, symbolizował on zjednoczenie z Bogiem. Eulogia wprowadzona została w IV wieku, gdy liczba wiernych gwałtownie rosła, a jednocześnie zaczęła zanikać praktyka przyjmowania Eucharystii przez wszystkich uczestników Mszy św.
W VI wieku zwyczaj rozdawania chleba błogosławionego przeniesiony został z Konstantynopola do Galii, Italii, Niemiec i Czech, ulegając równocześnie stopniowym zmianom.
Przez pewien czas powszechny był zwyczaj, że eulogie posyłali sobie nawzajem biskupi, przesyłali je z kolei kapłani wiernym, często razem z listami zawierającymi życzenia.
Opłatek to symbol chleba, tego naszego, powszedniego, wypracowanego ciężkim wysiłkiem rolników, i tego, pod postaciami którego zechciał pozostać z nami na ziemi Chrystus, nasz Odkupiciel. Chrystus, który utożsamiał się z chlebem urodził się w Betlejem. Betlejem w języku polskim to dom chleba.
Patrząc na kruchy biały opłatek, powinniśmy dziękować Zbawicielowi, że wybrał zwykły chleb, by nim karmić nas w Eucharystii, byśmy w naszej wędrówce do domu Ojca nie ustali.
Symbole umieszczane na opłatkach. Koło z dawien dawna symbolizowało wszelką doskonałość. Czyż nie sam Bóg jest najdoskonalszy? Ten właśnie najdelikatniejszy z wszelkich chlebów ofiarnych, zwany nebula (mgiełka), stał się chlebem używanym do Mszy św.
Od XII wieku w kołach opłatkowych zaczęto umieszczać baranka, nazywając taki opłatek agnuskiem. Zachowując znaną z czasów antycznych formę monety, posłużono się bardzo popularną w wiekach średnich metodą interpretacji alegorycznej: chrześcijańska emblematyka, zwłaszcza kryptonim IHS, zastąpiła wizerunek oraz imię cesarza wybijane na pieniądzach. Konsekwentnie - symbol Chleba żywota wiecznego był odczytywany jako przeciwstawienie srebrnika Judaszowego.
Treści przedstawione na opłatkach można z grubsza podzielić na symboliczne i obrazowe. Do pierwszej grypy należą małe krążki komunikantów zdobione tłoczeniem w formie płonącego, przebitego trzema gwoździami serca, wyobrażeniem kielicha, oka Opatrzności, chusty Weroniki i innym znakiem.
Symbole widnieją również na dużych krążkach - hostiach. Najczęściej jest to wspomniany skrót IHS - zestawienie pierwszych trzech liter greckich imienia Jezus (Iesus Hominum Salvator, Iesus Homo Sanctus itp.), krucyfiks, krzyż z zawieszonym na ramionach całunem i znakami Męki.
Do grupy przedstawień obrazowych można zaliczyć wypełniające cały prostokąt opłatka sceny o tematyce bożonarodzeniowej: Narodzenie, pokłon Pasterzy, hołd Trzech Mędrców. Czasami pojawiają się na opłatkach motywy kolędowe, pastorałkowe, różnego rodzaju szopki, są też wyobrażenia Bożego Dzieciątka itp.
Wypiekanie opłatków. Nazwa opłatek pochodzi od łacińskiego słowa oblatum (dar ofiarny) i oznacza rodzaj przaśnego, pieczonego w formie bardzo cienkich płatków, z rzadkiego ciasta pszennego, nie kwaszonego i nie solonego chleba.
W starożytności sporządzano go w ten sposób, że na rozgrzane płaskie kamienie lub płyty z żelaza wylewano rzadkie ciasto, które po upieczeniu, obcinane było na kształt koła.
Według zapisów starych kronikarzy Europy, opłatki takie zaczęli wypiekać zakonnicy ze starego, benedyktyńskiego opactwa w Cluny, w Burgundii. Stamtąd zwyczaj ten przyjęli zakonnicy z innych zakonów, a między innymi cystersi, franciszkanie, dominikanie.
Początkowo wypiekanie opłatków było wielką ceremonią pozaliturgiczną, prawie pewnym misterium połączonym z modlitwami, pieśniami, dokonywanym z niezwykłą powagą.
Na mąkę przeznaczoną na opłatek wybierano najdorodniejsze ziarna, płukano je starannie i zsypywano do specjalnych worków, które zaufany posłaniec wiózł do młyna. Tam, na tę okazję, czyszczono koła młyńskie, osłaniano je od kurzu, przesiewano mąkę przez nowe sita. Mąka, po zmieleniu, wracała do klasztoru, gdzie kapłani - zakonnicy, ubrani w alby, zasłoniwszy usta woalem, przystępowali do pieczenia opłatków, w czym pomagali im też bracia zakonni. Ciasto wylewano na rozgrzane w ogniu żelazne szczypce z kolistym wgłębieniem, na którym wyryty był krzyż, litery IHS lub znaki Męki Pańskiej.
W Polsce gdzieś od połowy XV wieku wypiekiem opłatków zainteresowali się ludzie świeccy i zaczęto ich używać do celów pozaliturgicznych. Jest to przypadek odosobniony i niespotykany chyba nigdzie. Wraz z tym faktem nastąpił burzliwy rozwój rodzinnego żelazorytnictwa, ściśle związanego z produkcją żelaznych szczypiec zwanych ferramenta oblatoria. Był to swoisty, prostokątny piekarnik, a od zewnętrznej strony, tam gdzie nalewało się ciasto, znajdowały się tabliczki z rytami tworzącymi przedstawienia figuralne, emblematy symboliczne i motywy ornamentalne.
Wszystkie dawne formy do wypieku opłatków (z których wiele znajduje się w zbiorach muzeów etnograficznych), to wspaniałe wyroby artystyczne dawnych żelazorytników. Spośród bardzo wielu, jednym z najdawniejszych był Bartłomiej Baczeński z Tarnowa.
Dawniej, jak już wspomniano, opłatki wypiekali po klasztorach wyłącznie zakonnicy, a bracia kwestarze, członkowie zakonów, już od jesieni roznosili je po domach, zbierając przy okazji dary w naturze na rzecz swego klasztoru.
Z czasem zaczęli je też wypiekać organiści, a bywało, że i niejeden proboszcz, na zapadłej i zagubionej parafii, sam musiał trudnić się wypiekiem opłatków.
Tak oto przedstawia taki wypiek dawny kronikarz: "Gdy nadszedł Adwent, codziennie po nabożeństwie, w specjalnym pomieszczeniu, z czystej, przesianej mąki pszennej, zaczynionej w wodzie lub mleku, na papkę przygotowywał ciasto. Nad czeluścią pieca chlebowego przygotowywał ogień, po czym nabrawszy do naczynia papki czerpał ją łyżką i ulewał na tabliczkę nie rytowaną szczypców żelaznych, po czym zamykał to żelazko i wsadzał w ogień. Po dwóch, trzech minutach wyciągał szczypce z ognia, otwierał je i wrzucał opłatek na deskę wspartą o polepę pieca. Kluskowate wygniotki, jakie tworzyły się u brzegów prostokątnego opłatka, obcinał żelaznymi nożycami…"
Dziś, jak przed wiekami, wypiekiem opłatków zajmują się zakony i zgromadzenia zakonne, tak męskie jak i żeńskie. Zajmują się również rozsiane po całej Polsce wyspecjalizowane w tej dziedzinie piekarnie rzemieślnicze.
Technologia pieczenia opłatków pozostała od wieków ta sama - jest dość prosta, wymaga jednak doświadczenia i zręczności. W całym procesie pieczenia najważniejszy jest dobór odpowiedniego gatunku mąki, o małej zawartości glutenu i znikomej ilości otrąb, co w dużej mierze decyduje o jakości opłatków.
Kolejną sprawą jest przygotowanie samego ciasta - trzeba połączyć mąkę i wodę w odpowiednich proporcjach. Do pojemnika wyposażonego w mechaniczne mieszadło wlewa się wodę i wsypuje mąkę w takiej ilości, aby ciasto miało konsystencję ciasta naleśnikowego, po rozmieszaniu ciasto przecedza się przez sito.
Dzisiaj najczęściej opłatki piecze się w elektrycznych matrycach - są to dwie płyty, z których jedna, górna, jest ruchoma. Na rozgrzaną matrycę nalewa się ciasto i za pomocą dźwigni przyciska drugą płytę. Aby mieć gwarancję równomiernego rozprowadzenia mącznej masy, nalewa się ją pojemnikiem zakończonym pięcioma lejkami. Sam proces pieczenia trwa około jednej minuty. Później płaty wypieczonego ciasta poddawane są nawilżaniu - zapobiega to łamliwości i nadmiernej kruchości. Następnie kroi się na wymiarowe opłatki i pakuje się, często już, automatycznie.
Opłatek – symbol jedności Polaków. Opłatek! Na dźwięk tego wyrazu zawsze biegniemy myślą do tego jedynego, niepowtarzalnego wieczoru wigilijnego, prawdziwego misterium rodziny polskiej, gdy ze czcią bierzemy do ręki kawałek białego opłatka, by nim podzielić się z bliskimi, krewnymi, znajomymi, ludźmi, którym pragniemy dobrze życzyć. Opłatek to symbol szczególny, który może zrozumieć tylko dusza Polaka i to pod każdą szerokością geograficzną. Mając w ręku opłatek - ten przedziwny chleb miłości wzajemnej, poddajemy się w tej chwili szczególnemu nastrojowi, snujemy refleksje i wspomnienia, wracamy wstecz do lat dzieciństwa, młodości, do ciepła rodzinnego domu, do twarzy ojca, matki, rodzeństwa i ten nastrój z dawnych lat pragniemy przekazać swym dzieciom, wnukom. I dlatego dla każdego opłatek jest tak drogi, tym bardziej, że jest on dla każdego wierzącego tym szczególnym chlebem, pod postaciami którego przyjmujemy Ciało Pańskie, Eucharystię, Chleb na życie wieczne.
Opłatek, jak nic innego stał się symbolem jedności Polaków, wyrazem pragnienia zjednoczenia z bliskimi, choćby na odległość, choćby przez przesianie go listem. Nierzadko oblewany był łzami tęsknoty i żalu za rodzinnym krajem, za bliskimi osobami, budził wiele wspomnień, stanowił dla polskiej duszy symbol jedyny i niepowtarzalny opłatek po narodowych powstaniach, zabierali ze sobą polityczni uchodźcy, zesłańcy na daleki syberyjski step, żołnierze walczący podczas ostatniej wojny na wszystkich frontach świata, którzy przez kruchy opłatek, często z trudem zdobyty na te okazje, wracali myślami do najbliższych, do Polski.
I dziś każde przełamanie się opłatkiem powinno być dla każdego wielkim przeżyciem i nie może być sprowadzone tylko do mechanicznego gestu wigilijnej tradycji, którą trzeba uszanować. Powinno być czynnością niemalże liturgiczną, wypływającą z najgłębszych pokładów ludzkiego jestestwa… Dziś, bardziej niż kiedy indziej, potrzeba wyciągniętej ręki z opłatkiem, nie tylko do ludzi, z którymi nas coś łączy, ale przede wszystkim i do tych stojących od nas daleko, tych, z którymi mamy jakieś nieporozumienia, utarczki, niedomówienia. Często, wbrew naszej woli, wbrew rozsądkowi, trzeba wyciągnąć nam rękę, by wraz z bielą opłatka i symboliką, którą on niesie, ustąpiły wszelkie urazy, uprzedzenia, by nasze serca zapłonęły żarem miłości topiącej wszelkie zło w naszym sercu. Tę miłość objawił nam Chrystus, który pod postacią chleba opłatka pozostał na ziemi, którego przyjmujemy w Komunii świętej. Trzeba, abyśmy przez opłatek mogli stać się jedną wielką rodziną, a wówczas Bóg stanie pośród nas, a anieli zaśpiewają pieśń pokoju, jak kiedyś nad polami Betlejem - Domu chleba: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
W Polsce zwyczaj łamania się opłatkiem dotarł pod koniec XVIII wieku i tutaj (niemal wyłącznie) przetrwał. Opłatek mocno związał się polską tradycją i stał się obyczajem rodzinnym przechodzącym z pokolenia na pokolenie. Oprócz Polaków opłatkiem dzielą się tylko katolicy na Litwie i Słowacji.
Polski opłatek, poza już wspomnianymi jego symbolami, jest również znakiem przyjęcia Jezusa Chrystusa do swego serca i podobnie jak eulogie, jest symbolem wzajemnej miłości, przebaczenia i jedności, a także wyrazem najgłębszych i najszlachetniejszych życzeń, jak również gotowości dzielenia się sobą z bliźnimi.
Poświęcony opłatek. Szczególnym szacunkiem obdarzano opłatek przyniesiony z kościoła, bo był to opłatek uświęcony mocą słów modlitwy kapłana, przez niego pobłogosławiony i pokropiony wodą święconą. Ten opłatek był w rodzinie traktowany jak największa świętość. Jeżeli podczas łamania opłatkiem zdarzyło się, że jego cząstka (nawet bardzo mała) spadła na ziemię, wówczas podnoszono ją i na znak szacunku składano na niej pocałunek, by potem spożyć ten święty chleb.
W polskiej tradycji tym poświęconym opłatkom przypisywano wiele niezwykłych właściwości. Już sama ich obecność w domu na Boże Narodzenie i w okresie poświątecznym miała zapewnić domownikom radość, szczęście, prawdziwy pokój i przede wszystkim miłość. Były zapowiedzią dostatku, urodzaju, obfitości, chleba. Było przekonanie, że temu kto dzieli się opłatkiem w ten wyjątkowy wieczór nigdy w domu nie zabraknie chleba i będzie mógł tym darem dzielić się z innymi ludźmi.
Oczywiście, za tym wszystkim kryje się wiara. Już samo przyjęcie poświęconego opłatka i obdarzenie go czcią i szacunkiem oznacza zaproszenie do domu i rodziny Jezusa Chrystusa, który nigdy nie zapomina o tych, którzy drzwi swoich domów i serc otwierają dla Niego.
Jezus utożsamia się z chlebem. Mówi: "Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba." (J 6,51). Ten chleb wierni widzą w kościele podczas Mszy św. i słyszą słowa kapłana wypowiedziane nad białym opłatkiem: "Ciało Chrystusa." Taki sam chleb, w którym przebywa Jezus po wypowiedzianych przez kapłana słowach konsekracji, na święta Bożego Narodzenia jest w rodzinie. Jakże domownikom mocno przypomina Jezusa Chrystusa, który prawdziwie jest wśród rodziny zgromadzonej w Jego imię. W niektórych miejscach wytworzył się zwyczaj, aby w tym znaku opłatka Zbawiciel świata był nieustannie zapraszany do rodziny. To On, Jezus, sprowadza na dom błogosławieństwo Boże, pokój, szczęście, miłość wzajemną i potrzebne łaski. Starano się zatem, aby opłatek przetrwał w domu jak najdłużej w postaci różnego rodzaju ozdób, które były wykonywane z opłatka (zazwyczaj niepoświęconego).
I tak na Podlasiu znany był i obecnie także jest podtrzymywany zwyczaj wytwarzania z opłatka różnego rodzaju ozdób świątecznych, szopek bożonarodzeniowych, które jeszcze w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku stanowiły charakterystyczne ozdoby wnętrz mieszkań w okresie Bożego Narodzenia, a często wisiały nawet dłużej. Do wykonywania tych ozdób przystępowano najczęściej wieczorem, po skończonej już wieczerzy wigilijnej, kiedy obdzielono nimi ludzi i zwierzęta. Resztek pozostałych po wieczerzy opłatków nie wolno było wyrzucać, ani też pozostawiać bez uszanowania, stąd robiono z nich "cuda do przystrojenia izb". Niekiedy ozdoby z opłatka wykonywano także i wcześniej, nawet w okresie adwentu, podczas długich, zimowych wieczorów. W regionie nadbużańskim urządzano także wystawy ozdób choinkowych z opłatka.
W niektórych regionach na Podlasiu ozdoby z opłatka były wykonywane bezpośrednio po wizycie księdza z "kolędą" i nazywano je "kolędami".
Ozdoby z opłatka często zawieszano na belkach stropowych. Z opłatków wykonywano również formy przestrzenne: najczęściej kule i kompozycje z kul i półkul i inne bryły o wyszukanych kształtach i kolorystyce.
Opłatek kolorowy. Dla podkreślenia, że zwierzęta były również obecne przy Bożym Narodzeniu i spełniały swoją rolę, karmiło się je opłatkiem kolorowym dla odróżnienia od białego, którym dzielili się ludzie. Nie był to jedynie symboliczny znak, ale zawierał w sobie głębokie przesłanie. Ten kolorowy opłatek (także poświęcony przez kapłana) był znakiem dla złego ducha, że te zwierzęta które go spożyły są po opieką Stwórcy i nie może im szkodzić.
W ludowej tradycji panowało przekonanie, że w noc Bożego Narodzenia zwierzęta są braćmi ludzi i mają przywilej mówić do siebie ludzką mową. Dlatego w wigilię nie należy spożywać ich mięsa.
Zanim połamiemy się opłatkiem. Zanim w wigilijny wieczór połamiemy się opłatkiem, który przypomina nam dobroć powszedniego chleba oraz Chrystusa, który narodził się w mieście chleba - Betlejem, wybaczamy sobie wyrządzone wzajemnie przykrości i postanówmy być dobrzy jak chleb, który leży na stole. Niech nasze szczere życzenia oparte będą na wybaczeniu i wzajemnej miłości. Zanim będziemy życzyć sobie Bożego błogosławieństwa, bogatych przeżyć religijnych, zdrowia i radosnych obchodów świątecznych, podziękujmy Bogu za dary chleba, za inne dary i za możliwość naszego spotkania w rodzinie.
Modlitwa. Dziękujemy Ci, Boże i Ojcze, za ten biały chleb - opłatek, owoc ziemi i ludzkiej pracy, który zgromadził nas dzisiaj w jedno przy tym stole, podobnie jak wówczas, kiedy mocą Twego Słowa staje się Twoim Ciałem i gromadzi nas we wspólnocie ołtarza.
Pobłogosław nas i ten opłatek, którym będziemy się łamać i zwyczajem ojców naszych składać sobie wzajemne życzenia świąteczne.
Panie, Ty sam nauczyłeś nas tego, aby w znaku przełamania się chlebem dzielić się z innymi - a zwłaszcza potrzebującymi - miłością, życzliwością i pokojem. Obdarz więc nas wszystkich Twoim pokojem, abyśmy sławili ojcowską Twą dobroć, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Biały opłatek. Biały opłatek to chleb. To skromny pokarm dla ciała i wielki dla ducha.
W rękach ludzi dobrej woli ten chleb, to niezapomniana uczta braterskiej miłości i dobroci. Uczta, która wzniecana w ludzkich sercach iskrę przebaczenia i pokoju.
Biały chleb w ręku kapłana i jego słowa: "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy…" to Chrystus, jedyny i wiekuisty Pan wszechświata, Król nieba i ziemi. Nieustannie ofiarowując się za nas na ołtarzach świata stał się dla nas pokarmem. Przychodzi do nas w Eucharystii, w białym opłatku chleba. Prawda ta zawarta jest w słowach pieśni śpiewanej na uwielbienie Najświętszego Sakramentu:
1. Opłatek biały biorę do ust, mały okruch chleba, lecz wiem, że to Chrystus, to mój Pan. I w sercu Boga już mam. Ref. Panie mój, wielbić Cię chcę, sercem swym, duszą swą.
2. Gdy jesteś przy mnie, Panie mój, tak dobrze, lekko żyć, bo drogą prawdy jest Twój krzyż, wystarczy tylko nią iść. Ref.
3. Prosiłem często, Panie, przyjdź, wspomagaj w moim trudzie, bo Tyś przecież zawsze obok był, czekałeś, aż serce otworzę. Ref.
4. Otwieram się na miłość Twą, chcę, abyś mną kierował. Wyznaję przed światem, że kocham Cię i czekam, gdy przyjdziesz ponownie. Ref.
Odprawianie Pasterki jest upamiętnieniem oczekiwania i modlitwy pasterzy zmierzających do Betlejem na powitanie Mesjasza. Zwyczaj odprawiania o północy Mszy św. zwanej Pasterką w Wigilię Bożego Narodzenia ma ponad 1500 lat, a w Polsce znany jest co najmniej od tysiąca lat.
Mszę św. (Pasterkę) poprzedza uroczystość wigilijna w domach rodzinnych. Wigilia rozpoczyna świętowanie Bożego Narodzenia wraz z całym Kościołem, w której najważniejszym punktem jest udział rodziny w Pasterce. Przyjmując Komunię Świętą podczas Eucharystii, już nie tylko wspominamy wydarzenie narodzenia Zbawiciela, ale rzeczywiście uczestniczymy w nim, pozwalając, by "Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami" (J 1,14).
Nazwa "Pasterka" wywodzi się z dawnego zwyczaju sprawowania w Boże Narodzenie trzech Mszy świętych jako znaków hołdu złożonego nowo narodzonemu Jezusowi przez aniołów, pasterzy i trzech króli. Dlatego formularze mszalne zwano: anielskim, pasterskim i królewskim.
Podczas Pasterki, po adwentowej przerwie, uroczyście rozbrzmiewa hymn "Chwała na wysokości Bogu", którego pierwsze słowa wyśpiewali aniołowie, zwiastując pasterzom radosną nowinę o narodzeniu Zbawiciela.
Pasterka otwiera oktawę, czyli osiem dni liturgicznych obchodów związanych z wcieleniem Syna Bożego i Jego przyjściem na świat.
"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało." (J 1 1-3). Już te słowa z Ewangelii św. Jana wystarczą nam, aby zrozumieć - dlaczego Pismo Święte jest w centrum domowej liturgii Wigilii Bożego Narodzenia. "Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo…"
>Korzystanie z Pisma Świętego. Na początku Wigilii w czasie modlitwy czytany jest fragment z Ewangelii św. Łukasza opisujący narodzenie Jezusa (Łk 2, 1-14). Zawsze powinien je czytać ojciec rodziny (nawiązanie do domowego kościoła i roli ojca, jako głowy rodziny). Ten element domowej liturgii jest znakiem dzielenia się "Dobrą Nowiną", jak również karmienia się Słowem Bożym w najważniejszej wspólnocie, jaką jest rodzina. Po odczytaniu fragmentu Ewangelii wskazane jest, aby czytający (lektor) na znak szacunku dla słowa Bożego ucałował Pismo Święte, jak czyni to ksiądz (diakon) w kościele. Potem Pismo Święte (otwarte na przeczytanym fragmencie) kładziemy na przygotowanym, godnym miejscu naszego mieszkania, tak by dalej odbierało szacunek wszystkich domowników.
W naszej Ojczyźnie zwyczaj obdarowywania się prezentami z "pod choinki" wszedł do tradycji bożonarodzeniowej nie tak dawno. Szczególnie promują go te osoby, które widzą w tym możliwość szybkiego i dużego zarobku, a przy tym (jedni świadomie, inni nie świadomie) niszczą, albo wypaczają piękno naszej tradycji chrześcijańskiej związanej ze świętami Bożego Narodzenia! Jeszcze 100 lat temu w Polsce prezenty można było znaleźć tylko pod nielicznymi choinkami. Znany był natomiast zwyczaj chowania drobnych podarunków przeznaczonych dla dzieci w sianie leżącym na wigilijnym stole. Najważniejsze wtedy było duchowe przeżywanie Narodzenia Pańskiego i doświadczenie cudu narodzenia Jezusa w sercu człowieka.
Istniejąca powszechna praktyka wzajemnego obdarowywania się prezentami (zwłaszcza dzieci) związana była pierwotnie z kultem i życiorysem św. Mikołaja, biskupa diecezji Bari (Włochy), wielkiego jałmużnika żyjącego w IV wieku. Jego niezwykła hojność, troska o biednych, stały się symbolem i uosobieniem miłości do każdego bliźniego, a szczególnie ubogiego, z którym utożsamia się Chrystus. Z tego właśnie powodu postać św. Mikołaja i składane pod choinką prezenty, znalazły swoje logiczne uzasadnienie w okresie świąt Bożego Narodzenia. Praktyka ta znana była w Kościele już w średniowieczu, choć oficjalnie mówi się, że dzisiejszą tradycję wręczania świątecznych prezentów na Boże Narodzenie wprowadził Marcin Luter, który w 1535 roku domagał się, aby protestanci zaniechali zwyczaju "św. Mikołaja", a prezenty dawali swoim dzieciom jako dar samego "Dzieciątka Jezus".
To co czyni św. bp Mikołaj (wierzę w świętych obcowanie…) prowadziło obdarowywanych do Boga i głębokiego przeżywania wiary, dlatego zły duch czynił wszystko (i dalej to czyni), aby wypaczyć obraz św. bp Mikołaja i jego wielkie dzieło charytatywne - dzieło miłosierdzia. Św. bp Mikołaj zaczął być zastępowany przez dziadka mroza, albo gwiazdora ubranego w szaty biskupie, z mitrą i pastorałem, czy wreszcie krasnala w czerwonej czapeczce z pomponikiem nazywanego wprost Santa Claus (kraje anglosaskie) czy Sinterklaas (Holandia).
Osobną tradycję składania prezentów dzieciom znajdujemy w Italii. Nazywa się ona "Befana" (od "Epifania" - uroczystość Objawienia Pańskiego, popularnie zwana Świętem Trzech Króli). Dzieci włoskie otrzymują swoje dary właśnie z okazji tego dnia, należącego przecież tematycznie i liturgicznie do okresu Bożego Narodzenia.
W naszej Ojczyźnie dalej jest kontynuowana tradycja obdarowywania się prezentami na dzień św. Mikołaja, tj. 6 grudnia, choć w czasie świąt również możemy znaleźć pod choinką prezenty od św. Mikołaja, co nas bardzo cieszy.
Przy obdarowywaniu się prezentami na Boże Narodzenie warto pamiętać, że kiedy obdarowujemy się prezentami, naśladujemy dobrego Boga, który ofiarował nam najcenniejszy dar - swojego Syna, Jezusa Chrystusa.
Dla zmarłych. Puste miejsce dla zmarłych wywodzi się z tradycji goszczenia na wigilii bliskich zmarłych. Zgodnie z nią Wigilia jest dniem łaski, w którym zmarli dostają pozwolenie na powrót do grona najbliższych. Jeśli ktoś z rodziny w danym roku umarł i przeniósł się do wieczności, zostawiano i dla niego pełne nakrycie. Wierzono bowiem, że w tajemnicy świętych obcowania dusze naszych bliskich oraz wszystkich zmarłych z rodziny w tak uroczystej chwili przeżywają radość Bożego Narodzenia wraz z nami.
Dla żywych. Na wigilijnym stole przygotowywano również osobną zastawę dla gościa, który w wieczór wigilijny mógł się niespodziewanie zjawić.
W okresie rozbiorów puste miejsce przy wigilijnym stole pozostawiano powstańcom, którzy nie wracali z zesłania, lub emigrantom opuszczającym rodzinny i ojczysty dom, szukającym wolności czy godnych warunków życia w innych krajach świata.
Pozostawiając wolne miejsce przy stole, wyrażamy serdeczną pamięć o naszych żyjących członkach najbliższej rodziny, którzy z różnych powodów nie mogą zasiąść do wigilijnego stołu i spędzić świąt razem z nami.
Puste miejsce przy stole jest także wyrazem naszej solidarności ze wszystkimi ludźmi spędzającymi święta samotnie. Przygotowanie wolnego miejsca przy stole wyraża gotowość życzliwego przyjęcia w ten wieczór także niespodziewanego gościa. Tego bowiem wieczoru nie mógł nikt być samotny czy też głodny.
Siano i słoma już od wieków są nieodłącznym znakiem Wigilii i świat Bożego Narodzenia. Przypominają nam o ubóstwie Świętej Rodziny i o betlejemskim żłóbku, do którego został położony narodzony Jezus. Zwyczaj umieszczania siana i słomy do dekoracji na Boże Narodzenie wprowadził św. Franciszek z Asyżu, który też dał początek szopkom bożonarodzeniowym i pierwszym jasełkom.
Siano. Jeszcze dzisiaj spotyka się w wielu domach (najwięcej na Podlasiu) zwyczaj, iż przed wieczerzą wigilijną przynosi się do mieszkania siano i grubą warstwą kładzie się go pod obrus przykrywający wigilijny stół. Część siana umieszcza się również pod stołem. W niektórych rejonach naszej Ojczyzny wigilijny stół posypuje się jeszcze ziarnem, najszlachetniejszym owocem pól. W innych miejscach jest jeszcze zwyczaj umieszczania chleba pod sianem na rogach stołu, który potem daje się do zjedzenia zwierzętom domowym. Wszystko to miało przypominać nam o ubóstwie groty betlejemskiej i Maryi, która złożyła narodzonego Chrystusa na sianie w żłobie.
Snopy zbóż i słoma. Dawniej w kątach izb stawiano całe snopy zbóż. Zwyczaj ten był rozpowszechniony nie tylko w wiejskich chatach, ale także w szlacheckich salonikach i magnackich salonach. Na wschodzie i południu Polski zwyczaj ten był kultywowany w następujący sposób: po obrządku w oborze gospodarz, będący głową rodziny (najczęściej był to ojciec albo dziadek) przynosił do domu snop zboża, tzw. "kolędę ze słomy, z żyta z ziarnem, z owsa, pszenicy pięknie związaną, ładnie splecioną, długości zboża. Przychodził z tym zbożem i winszował w domu wszystkim mieszkańcom, chociaż jeszcze nie za stołem: Daj Boże, abyśmy na drugi rok doczekali. Kolędę stawiał w kącie izby, pod obrazami lub przy choince. Jeśli były małe dzieci, to nawet tę kolędę przystrajano kolorowymi wstążkami, tak jak choinkę".
Ten zwyczaj miał symbolizować urodzaj. Niektórzy nazywali ten snop królem, chochołem, równianką lub gościem. Sporządzano go po to, aby służył jak choinka i stał aż do Trzech Króli. Dawano go potem do spożycia krowom, owcom. Miał on przynieść urodzaj w polu, dobre kłosy zboża latem. Zboże to oznaczało "moc i plenność". Obwiązywano nim owocowe drzewka, dzięki czemu miały rodzić duże i piękne owoce. Miał odstraszać także złego ducha i zapewnić dostatek, żeby dzieci się dobrze wychowywały i były "dorodne i zdrowe jak te snopy". Snop przygotowywał gospodarz ze zboża z pełnymi kłosami, jako znak urodzaju.
W okolicach Przemyśla zwyczaj przynoszenie do domu mieszkalnego snopów zboża miał nawet swój ceremoniał: "We dworze, karbowy przynosił z dworskich gumien cztery snopy do pokoju jadalnego z życzeniami wesołych świąt; pan domu łamie się z nim opłatkiem i częstuje go miodem. Po czym karbowy stawia w jednym kącie pokoju snop pszenicy, w drugim snop żyta, w trzecim snop jęczmienia, a w czwartym snop owsa lub wiązkę grochu lub koniczyny". Po uczcie wigilijnej, ze słomy snopków, które stawiano na wieczerzę w kątach izby, kręcono małe powrósła i obciągano nimi drzewa owocowe w przekonaniu, że będą lepiej rodziły.
Zwyczaj bożonarodzeniowy związany ze snopami zboża istniał dawniej w całej Polsce. Jeszcze w I połowie XIX wieku był tak przestrzegany, że jak wspomina Z. Glogier: "nie siadano do wilii bez snopów żyta po rogach komnaty stołowej ustawionych".
W Wigilię Bożego Narodzenia gospodarz przynosił do domu także słomę, którą rozścielano na podłodze, a po przyjściu z Pasterki na niej spano. Słomę zatykano za obrazy, zawieszano u sufitu oraz umieszczano w innych miejscach, tak aby izba przypominała stajenkę betlejemską, w której narodził się Pan Jezus. Z czasem tworzono przestrzenne kompozycje ze słomy, grochu i bibułek – tzw. pająki, czyli światy, a wszystko po to, aby jak najpiękniej przyozdobić izbę dla Jezusa, który pragnie na nowo narodzić się w sercach domowników.
Również w zdarzała się tradycja zaścielania słomą posadzki kościołów.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku można było spotkać po wsiach snop zboża pełniący jakże ważną rolę w świątecznej izbie. Dziś pamiątką po tych czasach i pięknych zwyczajach jest odrobina siana na stole wigilijnym, a złocistego snopa zboża w mieszkaniu już nie ma. Została tylko zielona choinka, coraz częściej sztuczna. I już tylko w niektórych wiejskich domach istnieje praktyka przynoszenia siana na stół wigilijny. Bardzo rzadko w mieście.
Szkoda, że nie staramy się podtrzymywać tej pięknej tradycji, w której wyrastali najwspanialsi synowie i córki naszej Ojczyzny i Kościoła. To są nasze korzenie.
Symbolika świecy. Od 1993 roku stół wigilijny wzbogacił się o nowy element. Jest nim świeca Caritas (Świeca Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom) będąca symbolem pamięci o najsłabszych, potrzebujących naszej pomocy i uwagi.
Świeca ta przypomina nam o bezinteresownej miłości płynącej od Boga, który bez naszych zasług ofiarował nam swojego Syna. Wyraża również gotowość domowników do przyjęcia Chrystusa w każdym człowieku, który potrzebuje pomocy.
Ponadto płomień Wigilijnej Świecy Caritas rozprasza ciemności smutku i zniechęcenia i zaprasza nas do głoszenia orędzia pokoju i miłości wobec potrzebujących poprzez konkretną pomoc materialną: "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią...."
Każdy, kto nabywa świecę, ma świadomość, że czyni coś dobrego. Płomień tej świecy, jest znakiem realizowanego dzieła miłosierdzia.
Świeca Caritas symbolicznie stawiana jest podczas Wigilii na pustym talerzu oczekującym na ubogiego, nieznajomego, wędrowca.
Historia. Pierwsze świece Caritas zapłonęły na stołach w polskich domach w 1993 roku, w ramach akcji "Bożonarodzeniowa Świeca Caritas" realizowanej na terenach zaledwie kilku diecezji. Rok później, w 1994 roku, światło świecy Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom zapłonęło już na stołach wigilijnych w całej Polsce. Pomysł ogólnopolskiej akcji Caritas "Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom" zrodził się na zebraniu księży dyrektorów Caritas diecezjalnych w Rusinowicach, w 1994 r., któremu przewodniczył ks. Marian Subocz, dyrektor Caritas Polska.
W akcji Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom biorą udział wszystkie diecezje w Polsce. Obok Caritas Polska w tej akcji charytatywnej uczestniczy Diakonia Kościołów luterańskiego i reformowanego oraz Eleos Kościoła Autokefalicznego. Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom wspierane jest przez papieża Franciszka.
Cel akcji. Wigilijne świece Caritas rozprowadzane są w czasie trwania Adwentu przed kościołami. Dochód z tej akcji jest przeznaczony na działania prowadzone przez Caritas, wśród których jest między innymi pomoc dzieciom z rodzin ubogich i sierotom oraz pokrzywdzonym w wyniku klęsk żywiołowych. Wśród pomocy jest także finansowanie edukacji, leczenia i rehabilitacji, wypoczynku i wyżywienia (np. finansowanie całorocznego dożywiania dzieci w szkołach i świetlicach).
Ponadto 10 groszy z każdej świecy przeznaczone jest na pomoc dzieciom z zagranicy. W 2015 roku wsparciem zostały objęte dzieci uchodźców z Syrii i Iraku.
Z uzyskanych dochodów ze sprzedaży wigilijnych świec w 2013 roku na wakacje wyjechało blisko 30 tys. dzieci oraz 40 tys. dzieci otrzymało wyprawki szkolne. W 2014 roku blisko 3 miliony świec Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom zapłonęło na polskich stołach.
Świece Caritas - 2025. Wraz z pierwszą niedzielą Adwentu rozpoczęła się dystrybucja świec Caritas w ramach Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom. Wierni w całej Polsce mogą nabyć świece, które zapalane na wigilijnym stole stają się znakiem solidarności z najmłodszymi potrzebującymi. Jak informuje Caritas, świece dostępne są w blisko 10 tysiącach parafii w całym kraju. Akcja trwa nieprzerwanie od 1994 roku. W tym czasie na polskie stoły trafiło już około 51 milionów świec, które – jak podkreśla Caritas – „tworzą polską Wigilię”. Dochód ze sprzedaży przeznaczany jest na wsparcie dzieci, szczególnie tych pochodzących z rodzin w trudnej sytuacji materialnej. Dzięki środkom z Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom Caritas organizuje wakacyjne wyjazdy dla dzieci z najuboższych rodzin, prowadzi programy stypendialne Skrzydła i Dwa Talenty skierowane do młodych osób zdolnych, a jednocześnie potrzebujących wsparcia finansowego, oraz finansuje plecaki z wyprawką szkolną w ramach inicjatywy Tornister Pełen Uśmiechu. Ze środków tych wspierana jest także codzienna działalność prawie 500 placówek dla dzieci prowadzonych przez Caritas diecezjalne, w tym świetlic socjoterapeutycznych, domów dziecka, domów samotnej matki czy hospicjów dla dzieci. Co roku część dochodu przeznaczana jest na pomoc zagraniczną. W tym roku Caritas wesprze najmłodszych mieszkańców Kuby, poszkodowanych w wyniku huraganu Melissa.
Zwyczajem świąt Bożego Narodzenia jest również składanie sobie wzajemnie wizyt. Dawniej, gdy święta trwały kilka dni, w pierwszym dniu dobry obyczaj nakazywał spędzać je w zaciszu domowym wśród najbliższych. Dopiero w drugim dniu świąt szło się w odwiedziny do krewnych i przyjaciół.
Zapusty jest to czas radowania się z narodzin Jezusa, czas zabaw i ogólnej radości. Może niektórym wydać się dziwne, ale w tradycji polskiej zabawa sylwestrowa, do której jesteśmy już tak przywiązani, właściwie nie istniała. Noc kończąca stary rok, a rozpoczynająca nowy zwykło się w dawnej Polsce spędzać na modlitwie, a na Mszy św. o północy kościół zawsze był pełny ludzi.
Swoistym prezentem pamięci związanym z uroczystością Bożego Narodzenia jest bardzo popularny na całym świecie zwyczaj wysyłania do krewnych, przyjaciół czy znajomych okolicznościowych kartek z życzeniami świątecznymi. Pomysłodawcą tej idei był Anglik John Horsley, który w 1846 r. polecił wydrukować 50 kartek świątecznych według swojego projektu, z krótkim życzeniem: "Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku".
Dzisiaj, gdy zwyczaj ten przyjął się już na całym świecie, a ilość wysyłanych kartek świątecznych liczy się na dziesiątki milionów, warto zapytać ludzi wierzących, czy treść kartek i banalne często słowa życzeń mają jeszcze związek z istotą religijnego źródła tych życzeń, czyli z faktem narodzin Jezusa Chrystusa. Czy wolno nam dopuścić, aby laickie kartki świąteczne z bombkami choinkowymi, saniami na śniegu itd. wyparły lub zatarły plastyczne wyobrażenia związane z wejściem Chrystusa w dzieje świata?
I życzenia świąteczne mogą być świadectwem wiary...