Święto Ofiarowania Pańskiego

W polskiej tradycji dzień 2 lutego kończy okres Bożego Narodzenia. W kościołach przestaje śpiewać się kolędy, a w parafiach kończy się wizyta duszpasterska. Także z naszych domów znikają choinki.
W tym dniu wierni Kościoła katolickiego gromadzą się w świątyniach, aby obchodzić święto Ofiarowania Pańskiego, zwane także świętem Matki Bożej Gromnicznej. W tradycji polskiej święto to ma charakter maryjny. Niegdyś święto to było nazywane Oczyszczeniem Najświętszej Maryi Panny. W swej istocie upamiętnia ofiarowanie dzieciątka Jezus w świątyni jerozolimskiej, co miało związek z wypełnieniem przepisów prawa mojżeszowego.
Święto Ofiarowania Pańskiego jest jednym z najpiękniejszych świąt w swojej wymowie, w którym Maryja sprowadza Światło do naszej codzienności, podając nam do ręki świecę - światło. Kościół obchodzi w tym dniu święto światła, które łączy się z zapoloną świecą maryjną popularnie zwaną gromnicą.
Od 1997 r. 2 lutego równolegle Kościół obchodzi Dzień Życia Konsekrowanego.
▲ do góry
Dzień Życia Konsekrowanego

Obchodzone 2 lutego w liturgii Kościoła święto Ofiarowania Pańskiego to także w Kościele Dzień Życia Konsekrowanego, obchodzony od 1997 roku. To czas modlitwy, refleksji, a także okazja do wsparcia zakonów kontemplacyjnych.
Każdego roku 2 lutego „jesteśmy zaproszeni przez Świętą Rodzinę, by wejść do wnętrza Świątyni i ponownie zawierzyć swoje życie Panu Bogu”. Jest to też okazja, aby pomyśleć o tych, którzy swoje życie bez reszty złożyli w ofierze Bogu. „Osoby konsekrowane, naśladując Jezusa czystego, ubogiego i posłusznego, są świadkami Jego obecności pośród nas. Realizując wiernie swoje powołanie, czynią wszystko, by Bóg był bardziej znany i kochany – uczestniczą w ten sposób w powszechnej misji Kościoła”.
W Polsce mamy ponad 29 tys. osób życia konsekrowanego, które prowadzą ponad 8200 dzieł. Niestety, w ostatnim ćwierćwieczu w naszym kraju liczba osób konsekrowanych zmniejszyła się o jedną czwartą, ale jednocześnie liczba dzieł zakonnych wzrosła ośmiokrotnie.
Do form życia konsekrowanego zaliczamy: zakony, zgromadzenia zakonne kontemplacyjne, instytuty czynne, stowarzyszenia życia apostolskiego oraz świeckie instytuty życia konsekrowanego. Łączy je praktykowanie rad ewangelicznych.
W Polsce (2023) mamy 59 męskich zgromadzeń zakonnych, do których należy 10 703 zakonników. Najliczniejsi są: franciszkanie z 1171 zakonnikami, salezjanie (1061) i franciszkanie konwentualni (881). Zgromadzeń żeńskich jest 105, żyje w nich 16 037 sióstr. Najliczniejsze instytuty żeńskie to: służebniczki starowiejskie (815 sióstr), elżbietanki (679), szarytki (666) i nazaretanki (665). W naszym kraju mieszkają też osoby praktykujące indywidualne formy życia konsekrowanego.
2 lutego to także okazja do wsparcia osób życia konsekrowanego. Papieskie stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie zachęca nas do włączenia się w akcję „Cicha i wierna obecność”, kierującą pomoc do żeńskich zakonów kontemplacyjnych w Polsce.
W naszym kraju (2023) istnieje 13 żeńskich zakonnych wspólnot kontemplacyjnych. Łączna liczba mniszek w tych zakonach wynosi 1270. Cechą wspólną zakonów kontemplacyjnych są modlitwa i praca. Prowadzą one życie w odosobnieniu i milczeniu. Żyją za klauzurą, dokąd nie mają wstępu osoby z zewnątrz.
Kościół oddycha wiarą dwoma swoimi płucami. Jedno stanowią wierni prowadzący życie aktywne i ewangelizujący świat, a drugim są osoby niewidoczne, ale nieustające w modlitwie za Kościół i za cały świat. Szczególne miejsce w tej drugiej grupie mają siostry klauzurowe, które za murami klasztorów dzień i noc modlą się za nas. A utrzymują się przede wszystkim z datków. Patrząc na Kościół jako na jedno Mistyczne Ciało Chrystusa, musimy czuć się z nimi solidarni i na ich modlitewne wsparcie odpowiedzieć wsparciem materialnym. Ten obowiązek powinniśmy traktować z coraz większą odpowiedzialnością, ponieważ w obecnym szumie medialnym trudno usłyszeć dzwony zakonów kontemplacyjnych wołające o wsparcie.
Siostry kontemplacyjne, na ile mają taką możliwość, pracują. Wypiekają hostie, haftują stroje liturgiczne i bieliznę ołtarzową. My chcemy dać im wsparcie. W tej chwili dzięki dobrodziejom co roku każdej siostrze kontemplacyjnej jesteśmy w stanie przekazać 2 tys. zł.
Kampanię „Cicha i wierna obecność” możemy wesprzeć przez stronę internetową pkwp.org.
Siostra Agnieszka, karmelitanka z Gniezna: "Nasza wspólnota liczy łącznie 17 mniszek. Naszym głównym zadaniem jest bycie z Jezusem i modlitwa za Kościół, szczególnie za kapłanów. Całej wspólnocie bardzo bliskie są rodziny, o które troszczymy się poprzez modlitwę. Dostajemy bardzo dużo próśb o modlitwę. To są setki tygodniowo".
▲ do góry
Symbolika światła

Dnia 2 lutego liturgia Kościoła czci Ofiarowanie Pańskie. Święto to jednak, zwłaszcza w naszym polskim odczuciu, jest świętem Maryjnym - świętem Matki Bożej Gromnicznej. Jest to święto jedno z najpiękniejszych w swojej wymowie, w którym Maryja podaje nam do ręki świecę - światło. Kościół obchodzi w tym dniu święto światła.
W Kościele Wschodnim Święto Ofiarowania Pańskiego znane jest już w IV w. pod nazwą "Hypapante", czyli uroczyste spotkanie Symeona i Anny z Dzieciątkiem Jezus. Głównym tematem tego święta - który przewija się przez wszystkie teksty i śpiewy liturgiczne, łącznie z uroczystą procesją ze świecami - jest światło. Co to światło oznacza? Światło świecy, które rodzi się przy zapaleniu, a później pulsuje blaskiem i ciepłem, rozprasza ciemności, daje jasność i kształt temu, co istnieje, pozwala widzieć rzeczy takimi, jakie one są naprawdę - oznacza przede wszystkim światłość Chrystusa i samą Jego Osobę jako "wschodzące słońce" (Łk 1, 78) i "światłość prawdziwą, która oświeca każdego człowieka, gdy na ten świat przychodzi” (J 1, 9). W przepiękny sposób wyraża tę prawdę człowiek długiego czekania na "światłość prawdziwą" - sprawiedliwy i bogobojny starzec Symeon. On to, biorąc z rąk Matki Najświętszej Dziecię Jezus w swoje ręce, uradował się Nim, odnowił swoją nadzieję, swojemu zamierającemu już życiu nadał nową perspektywę i zawołał: "Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju (...) bo oczy moje ujrzały Twoje zbawienie, (...) światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela" (Łk 2, 29-32).
Ewangelicznym Symeonem może być każdy z nas. Maryja zaś jest gotowa położyć swojego Syna na ręce każdego człowieka. I tak jak Symeon, każdy też może w Nim odnaleźć radość życia.
W uroczystość Matki Bożej Gromnicznej płonąca świeca jeszcze bardziej podkreśla, że to Chrystus jest światłością świata, światłością na oświecenie pogan, jak Go nazywa starzec Symeon. W jednej z modlitw przy poświęceniu świec nazywa Chrystusa „światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego", i prosi: podobnie jak te świece rozpraszają ciemności nocy, „tak niechaj serca nasze, ogniem niewidzialnym, to jest jasnością Ducha Świętego, oświecone, wolne będą od wszelkiego zaślepienia w grzechach".
Zatem Chrystus jest prawdziwym światłem. Powie o Nim św. Jan Ewangelista: "W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1, 4-5). I żeby już nie było żadnej wątpliwości, gdzie należy szukać prawdziwego światła, które swoim blaskiem rozprasza ciemności i opromienia ludzkie sprawy, sam Chrystus, wskazując na Siebie, mówi: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia" (J 8,12).
▲ do góry
Kazanie św. Sofroniusza, biskupa

Św. Sofroniusz, ur. ok. 560 w Damaszku, zm. 11 marca 638 – biskup, patriarcha Jerozolimy.
(Kazanie 3 na święto Ofiarowania Pańskiego, 6. 7)
Przyjmijmy jasne i wiekuiste Światło
Idźmy wszyscy na spotkanie Chrystusa. Z ochoczym sercem podążajmy wielbiąc Jego tajemnice. Niechaj nikogo nie zabraknie na tym spotkaniu, niech każdy niesie zapaloną świecę.
Blask gorejących świec oznacza najpierw Bożą chwałę Tego, który przychodzi, przez którego wszystko jaśnieje od czasu, kiedy blask światła wiecznego rozproszył złe ciemności. Oznacza także i nade wszystko, że trzeba nam z jasną duszą wyjść na spotkanie Chrystusa.
Jak bowiem Bogurodzica, Dziewica niepokalana, niosła w swoich ramionach Światło prawdziwe idąc na spotkanie tych, którzy pozostawali w mroku śmierci, tak też i my oświeceni jego promieniami i trzymając w ręku widoczny dla wszystkich płomień, pośpieszajmy naprzeciw Tego, który jest prawdziwym Światłem.
"Światło przyszło na świat" i oświeciło go pogrążonego w mrokach. "Nawiedziło nas z wysoka Wschodzące Słońce" i oświeciło tych, którzy przebywali w ciemnościach. To misterium dotyczy nas. Dlatego właśnie podążamy trzymając zapalone pochodnie, dlatego biegniemy niosąc światła. Okazujemy w ten sposób, że zajaśniało nam Światło; wskazujemy także na blask, który my sami od niego otrzymamy. Idźmy więc wszyscy razem, śpieszmy na spotkanie Boga.
Oto pojawiło się "Światło prawdziwe, które oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi". Oświećmy się nim, bracia, i świećmy nim wszyscy.
Niechaj nikt z nas nie pozostaje z dala od tego Światła. Niechaj nikt, kto go otrzymał, nie trwa dłużej w ciemnościach. Idźmy wszyscy jaśniejący, idźmy razem wszyscy oświeceni i przyjmijmy wraz ze starcem Symeonem jasne i wieczne Światło. Wraz z nim wychwalajmy i dziękujmy Bogu, Ojcu światłości, który zesłał prawdziwe Światło, rozproszył ciemności i nas wszystkich uczynił jaśniejącymi.
Także i my zobaczyliśmy Boże zbawienie, które Bóg przygotował wobec wszystkich narodów na chwałę nowego Izraela, to jest, nas właśnie. Zobaczyliśmy, i natychmiast zostaliśmy uwolnieni z dawnego mroku grzechu, podobnie jak Symeon po zobaczeniu Chrystusa został wyzwolony z więzów doczesnego życia.
My także, przyjąwszy w wierze Chrystusa przychodzącego do nas z Betlejem, z pogan staliśmy się ludem Bożym, albowiem to Chrystus jest zbawieniem danym nam od Boga Ojca. Naszymi oczyma ujrzeliśmy Boga, który stał się człowiekiem. Teraz, skoro zobaczyliśmy Boga obecnego wśród nas i przyjęliśmy Go w duchu na ramiona, staliśmy się nowym Izraelem. Czcimy więc obecność Pana coroczną uroczystością, abyśmy nigdy o niej nie zapomnieli.
▲ do góry
Gromnica

Starodawnym zwyczajem, sięgającym przełomu IX i X wieku, 2 lutego wierni przynoszą do kościoła świece do poświęcenia, nazywane gromnicami. Nazwa "gromnica" wywodzi się od gromu, czyli pioruna, ponieważ dawniej świecę tę zapalano w czasie burzy i gwałtownej nawałnicy, modląc się o rozproszenie grzmotów i oddalenie piorunów. Poezja średniowieczna upiększyła ten symbolizm świecy, dopatrując się w wosku, pochodzącym od pszczoły - dziewicy, Jego dziewiczej Matki. Nawet knot miał symbolizować Jego duszę, a światło - bóstwo.
Świeca gorejąca i spalająca się, a równocześnie dająca światło, jest jednym z najbardziej wymownych symboli liturgicznych. Oznacza Jezusa Chrystusa. Gromnica zapalana i poświęcana w czasie Mszy św. 2 lutego, wskazuje na Jego obecność we wspólnocie modlących się. Gromnica przypomina także wierzącym świecę chrztu i paschał - znak Chrystusa Zmartwychwstałego.
Procesja. W czasie liturgii po poświęceniu gromnic odbywa się procesja z płonącymi świecami. Procesję spotykamy w różnych religiach. Spotykamy je także w Starym Testamencie przy świątyni jerozolimskiej. Kościół katolicki z chwilą, gdy zaczął wznosić własne świątynie, również organizował pochody i procesje o charakterze religijnym. Procesje są wyrazem wspólnej modlitwy. Symbolika chrześcijańska już od średniowiecza dopatruje się w procesjach również charakteru pielgrzymującego Kościoła, który razem z Chrystusem w światłości wiary świętej i we wspólnej modlitwie podąża przez ziemię do niebieskiej ojczyzny. Procesja podczas Święta Ofiarowania Pańskiego jest najstarsza w liturgii kościelnej, a ma uzasadnienie w samej Ewangelii, która przedstawia Józefa i Maryję wkraczających z Dzieciątkiem Jezus do świątyni.
W czasie burzy. Również dzisiaj wierzący zapalają poświęcone świece podczas klęsk pogodowych, czy gwałtownej burzy. Zawsze, gdy w serce człowieka wstępuje lęk, gdy równocześnie czuje bezsilność wobec żywiołów, wtedy człowiek wierzący wprost instynktownie szuka oparcia w pomocy Bożej. Szuka gromnicy, zapala ją i stawia w oknie tak, aby stała się widzialnym znakiem powierzenia się Bożej Opaczności. W modlitwie prosi Matkę Najświętszą o pomoc w tej chwili zagrożenia. I wtedy w serce zaczyna spływać jakaś nadzieja i pewność, że w czasie burzy nie jest sam. Nad jego domem roztacza swój opiekuńczy płaszcz Matka Boska Gromniczna, której Pan Jezus niczego nie odmawia.
W czasie konania. Każdego dnia słyszymy o czyjejś śmierci, gdzieś umiera człowiek. Umieranie to najtrudniejszy odcinek drogi ludzkiego pielgrzymowania, w którym musimy przejść przez bolesną kładkę z życia ziemskiego do wieczności. Jest to przejście bardzo ważne, decydujące o szczęściu lub potępieniu. Wtedy w stygnącą rękę konającego wkłada się zapaloną gromnicę, która oznacza, że na wzór "mądrych panien" (por. Mt 25,1-13) powinien umierający z "płonącą lampą" wyjść na spotkanie swego Oblubieńca Jezusa Chrystusa. Tylko z Nim można spokojnie odchodzić z tej ziemi. Dlatego ręka umierającego zaciska w śmiertelnym uścisku gromnicę. Kto umiera z Chrystusem, odchodzi z nadzieją, że nie zejdzie do ciemności, ale do samego źródła światła, którym jest Bóg.
Również najbliższa rodzina i sąsiedzi gromadzili się przy umierającym. Trzymając w dłoniach zapalone gromnice i odmawiając modlitwy otaczali umierającego duchowym pancerzem, chroniącym go przed ostatnim kuszeniem Szatana.
W domu. Poświęcona gromnica przyniesiona z kościoła do domu jest znakiem gotowości przyjęcia Chrystusa - Światłości prawdziwej. Jej światłem kreśli się znak krzyża przy drzwiach i oknach. Umieszczona w godnym miejscu naszego domu i zapalana w ważnych momentach naszego życia tak, aby jej płomień gromadził domowników na wspólną modlitwę jest znakiem obecności wśród nas Chrystusa. Ilekroć w różnych okolicznościach życia wypadnie nam zapalić gromnicę, wtedy zawsze będziemy wchodzić w krąg światła Chrystusa, które przyniosła nam Najświętsza Maryja.
▲ do góry
Panienka Gromniczna

W legendzie osnutej gwiazdami, błękitem, przez pola zaspami śnieżnymi pokryte Najświętsza wędruje Panienka. W Jej dłoni świetlanej płomień się kolebie, różami wieczornych zórz kwitnie na niebie i błyszczy w chat małych okienkach.
Noc mroźna na wioski fioletem się niesie, wilczymi głosami odzywa się w lesie i w ludzkie zagrody się skrada, gdy Śliczna Panienka gromnicy płomieniem roztacza nad wioską opieki płomienie, i w sen ją spokojny układa. A kiedy się życie w zmierzch zdarzeń przesunie i stanie przy naszym śmiertelnym całunie przyjaciół gromada nieliczna - na serca wołanie, wzniesione w błękity, przez ugór duchowy, zaspami pokryty - nadejdzie Panienka Gromniczna.
▲ do góry
Poemat Boga-Człowieka
Maria Valtorta.

Spis treści:
53. Ofiarowanie Jezusa Bogu w świątyni.
54. Pouczenia wynikające z poprzedniej wizji.

Maria Valtorta (ur. 14.03.1897 w Casercie, zm. 12.10.1961 w Viareggio) – włoska pisarka, mistyczka i wizjonerka. Jej najsłynniejszym dziełem jest "Poemat Boga-Człowieka". Więcej o jej życiu i twórczości jest na wikipedia i na stronie jej poświęconej.
O dziele "Poemat Boga-Człowieka" wypowiedział się papież Pius XII w dniu 26 lutego 1948 r.: „Opublikujcie to dzieło takie jakie jest. Nie ma potrzeby wydawać opinii o jego pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie.”
Księga 1. Przygotowanie
53. Ofiarowanie Jezusa Bogu w świątyni. (por. Łk 2, 21-38)
Napisane 1 lutego 1944. A, 1679-1688
Widzę, jak z bardzo skromnego domku wychodzi para ludzi. Po zewnętrznych schodkach zstępuje młodziutka Matka, trzymająca w ramionach dziecko, owinięte białym płótnem. Poznaję, że to nasza Mama. Jak zawsze jest blada, jasnowłosa, zwinna i w całej postaci tak pełna wdzięku. Ubrana na biało i osłonięta bladoniebieskim płaszczem. Na głowie ma biały welon. Niesie bardzo ostrożnie Swe Dziecko. U stóp schodów czeka na Nią Józef trzymający szarego osiołka. Ubranie Józefa jest jasnobrązowe, tak szata jak i płaszcz. Patrzy na Maryję i uśmiecha się. Kiedy Matka Jezusa podchodzi do osła, Józef przekłada przez lewe ramię wodze i bierze na chwilę śpiące spokojnie Dzieciątko, żeby Maryja mogła wygodnie usiąść w siodle. Potem podaje Jej Jezusa i ruszają w drogę.
Józef idzie obok, trzymając osła za uzdę. Patrzy uważnie, by się nie potykał i szedł równo.
Maryja trzyma Jezusa na kolanach i zakrywa połą płaszcza, jakby obawiała się, że zaszkodzi Mu zimno. Małżonkowie mówią niewiele, ale często uśmiechają się do siebie.
Dosyć marna droga ciągnie się przez ogołocone o tej porze roku pola. Mijają ich lub wyprzedzają inni wędrowcy. Nie ma ich zbyt wielu.
Potem pojawiają się nagle domy i mury otaczające miasto. Małżonkowie wchodzą przez bramę i zaczyna się przejazd po miejskim bruku. Droga staje się coraz trudniejsza, bądź to z powodu ruchu, który co chwilę zatrzymuje osła, bądź to dlatego że on sam potyka się na kamieniach albo wpada do dziur po brakujących kamieniach brukowych. Porusza się przeszkadzając Maryi i Dziecku.
Wąska droga jest nierówna, trudna, wznosi się powoli. Prowadzi pomiędzy wysokimi domami o ciasnych i niskich wejściach oraz nielicznych oknach od strony drogi. W górze – między domami, między tarasami – widać skrawki błękitnego nieba. W dole, na ulicy, jest ludno i gwarno. Mijają ludzi przechodzących pieszo lub na osłach. Inni prowadzą juczne zwierzęta, które idą za tarasującą drogę karawaną wielbłądów. W pewnej chwili, czyniąc wiele hałasu swym krokiem i bronią, przechodzi patrol rzymskich legionistów. Potem znika za łukiem wąskiej, bardzo kamienistej uliczki.
Józef skręca w lewo w nieco szerszą, ładniejszą ulicę. W jej głębi widzę znany mi już pas murów uwieńczonych blankami.
Maryja zsiada z osiołka przy bramie, gdzie znajduje się coś w rodzaju miejsca postoju dla zwierząt. Mówię “miejsce postoju”, bo jest to rodzaj szopy lub raczej wiaty usłanej słomą i zaopatrzonej w paliki z kółkami, które są przeznaczone do przywiązywania czworonogów. Józef daje nadbiegającemu chłopcu kilka monet, żeby kupić trochę siana, po czym czerpie kubeł wody ze znajdującej się w kącie prymitywnej studni i poi osiołka.
Potem wraca do Maryi. Razem wchodzą w obręb Świątyni. Udają się najpierw do krużganków, gdzie znajdują się ci, których Jezus później tak wychłostał: sprzedawcy synogarlic i baranków oraz wymieniający pieniądze. Józef kupuje dwa białe gołębie. Pieniędzy nie wymienia. Sądzę, że ma już to, czego potrzebuje.
Józef i Maryja idą w stronę bocznej bramy, do której prowadzi osiem schodów, takich jakie zdają się posiadać wszystkie pozostałe bramy, bo sześcian samej Świątyni jest wyżej niż pozostała część gruntu. Brama ta ma duży przedsionek, mniej więcej taki – żeby dać jakieś wyobrażenie o niej – jaki mają bramy w naszych miejskich kamienicach. Jest jednak szerszy i ozdobiony. Wewnątrz, po prawej i lewej stronie, znajdują się dwie czworokątne konstrukcje, jakby dwa ołtarze. Trudno od razu zrozumieć, do jakiego celu służą. Wyglądają jak płytkie misy, gdyż ich wnętrze jest niższe od brzegu zewnętrznego, podwyższonego o kilka centymetrów.
Nadchodzi kapłan. Nie wiem, czy przywołał go Józef, czy sam przyszedł. Maryja podaje mu dwa biedne gołąbki, a ja – domyślając się, jaki los je czeka – patrzę w inną stronę. Przyglądam się zdobieniom bardzo masywnego portalu, sufitu i przedsionka. Dostrzegam kątem oka, że kapłan chyba kropi Maryję wodą. Z pewnością jest to woda, gdyż nie widzę plam na Jej ubraniu. Potem Maryja wraz z Józefem – po oddaniu kapłanowi gołąbków i garstki monet (o czym zapomniałam powiedzieć) – wchodzi na teren właściwej Świątyni. Przed Nią idzie kapłan.
Rozglądam się na wszystkie strony. To miejsce jest bardzo ozdobione. Rzeźby głów anielskich, palmy i ornamenty na kolumnach, ścianach, suficie. Światło wślizguje się przez umieszczone w ścianach osobliwe, wąskie i długie – oczywiście bez szyb – ukośnie wycięte okna. Sądzę, że są wykonane w ten sposób, aby uniemożliwić wlewanie się wody podczas gwałtownej ulewy.
Maryja idzie aż do pewnego miejsca, potem zatrzymuje się. Kilka metrów przed Nią znajdują się następne schody, na których stoi inny rodzaj ołtarza, a za nim – jakaś odmienna konstrukcja.
Spostrzegam, że dotąd mylnie sądziłam, iż znajduję się w Świątyni. Teraz widzę, że jestem w tym, co okala prawdziwą i właściwą Świątynię – czyli Miejsce Święte – dokąd, jak się zdaje, nie może wejść nikt, poza kapłanami. To, co zdawało mi się Świątynią, jest tylko zamkniętym przedsionkiem. Otacza on z trzech stron samą Świątynię, w której znajduje się Tabernakulum. Nie wiem, czy wyrażam to dobrze, bo nie jestem ani inżynierem, ani architektem.
Maryja ofiarowuje Dziecko. Przebudziło się Ono i niewinnymi oczkami patrzy wokół Siebie i na kapłana. Spogląda zdumionym spojrzeniem niemowląt, mających niewiele dni. Kapłan bierze Je na ręce i podnosi, wyciągając w górę ramiona. Twarz ma zwróconą w stronę Miejsca Świętego. Stoi przy czymś w rodzaju ołtarza, umieszczonego na tych schodach. Obrzęd zakończył się. Dziecię wraca do Mamy, a kapłan odchodzi.
(por. Łk 2, 25-35) Są tam ludzie, którzy przyglądają się z zaciekawieniem. Pośród nich toruje sobie z trudem drogę zgarbiony, wsparty na lasce starzec. Musi być bardzo stary. Myślę, że ma ponad osiemdziesiąt lat. Zbliża się do Maryi i prosi, żeby mu na chwilę podała Maleństwo. Maryja zgadza się z uśmiechem.
Symeon – o którym zawsze myślałam, że należał do klasy kapłanów – jest zwykłym wiernym, przynajmniej sądząc po szacie. Bierze Dziecko na ręce, całuje. Jezus uśmiecha się do niego Swoim niemowlęcym sposobem. Zdaje się obserwować go z zaciekawieniem, bo starzec śmieje się i równocześnie płacze. Jego łzy, wpływające pomiędzy zmarszczki, tworzą połyskliwy haft i perlą długą białą brodę, ku której Jezus wyciąga rączki. To Jezus, ale też maleńkie dziecko. Wszystko więc, co się przed Nim porusza, przyciąga Jego uwagę. Bardzo chce to chwycić, żeby lepiej zrozumieć, co to jest. Maryja i Józef uśmiechają się, a obecni podziwiają piękno Maleństwa.
Słyszę słowa świętego starca i widzę zaskoczone spojrzenie Józefa, wzruszenie Maryi oraz to, co się dzieje w małym tłumie. Jedni są zdumieni i poruszeni, w innych słowa starca wywołują wesołość. Do nich należą między innymi nadęci, brodaci mężczyźni, członkowie Sanhedrynu. Kiwają oni głowami i patrzą na Symeona z drwiącym współczuciem. Zapewne myślą, że mu się ze starości pomieszało w głowie.
Uśmiech Maryi gaśnie i twarz oblewa się większą bladością, kiedy Symeon przepowiada Jej cierpienie (por. Łk 2, 34-35). Chociaż Maryja wie, to jednak te słowa ranią Jej ducha. Staje więc bliżej Józefa, żeby dodać sobie otuchy. Tuli z miłością Dzieciątko do piersi i ze spragnioną duszą chłonie słowa Anny, córki Fanuela. Niewiasta ta lituje się nad Jej cierpieniem i zapowiada, że w godzinie boleści Przedwieczny złagodzi je nadprzyrodzoną mocą. Mówi:
«Niewiasto! Temu, który dał Zbawiciela Swemu ludowi, nie zabraknie mocy, by dać Ci Swego anioła i ukoić Twój płacz. Wielkim niewiastom w Izraelu nie zabrakło nigdy pomocy Pana, a Ty jesteś znacznie większa niż Judyta i Jael. Nasz Bóg da Ci serce z najszczerszego złota, żebyś mogła wytrwać w morzu boleści, przez co staniesz się największą Niewiastą pośród stworzeń: Matką. A Ty, Dziecię, wspomnij na mnie w godzinie Twej misji.»
I na tym widzenie ustaje.
▲ do góry
54. Pouczenia wynikające z poprzedniej wizji.
Napisane 2 lutego 1944. A, 1688-1694
Mówi Jezus:
«Dwa pouczenia dla wszystkich wynikają z opisu, który dałaś.
Pierwsze: Prawda objawia się nie kapłanowi oddanemu obrzędom, a nieobecnemu duchem, lecz zwykłemu wiernemu.
Kapłan w ciągłym kontakcie z Boskością, zajmujący się tym, co ma związek z Bogiem, oddany wszystkiemu, co wznioślejsze niż ciało, powinien był natychmiast wyczuć, kim było Dziecko ofiarowane w Świątyni tego poranka. Aby jednak móc to wyczuć, musiałby mieć żywego ducha, a nie tylko szatę, która zakrywa ducha, jeśli nie martwego, to bardzo ospałego. Duch Boży może, jeśli tylko chce, zagrzmieć Swoim głosem i wstrząsnąć nawet najbardziej otępiałym duchem, jakby gromem i trzęsieniem ziemi. Może. Ponieważ jednak jest On Duchem porządku – jak jest ładem Bóg w każdej Swej Osobie i sposobie działania – na ogół wylewa się i przemawia tam, gdzie widzi “dobrą wolę”, zasługującą na Jego wylanie. Nie mówię: tam, gdzie jest zasługa wystarczająca do otrzymania Jego wylania. Wtedy bowiem zbyt rzadko by się wylewał. I ty również nie poznałabyś Jego świateł.
W jaki sposób wyraża się ta dobra wola? Przez życie, na ile to możliwe, całkowicie Boże. Przez wiarę, przez posłuszeństwo, przez czystość, przez miłość, przez hojność, przez modlitwę. Nie przez bezduszne praktyki, lecz przez modlitwę. Mniejsza jest różnica między nocą i dniem niż między różnymi praktykami i modlitwą. Modlitwa jest łącznością ducha z Bogiem. Wychodzicie z niej umocnieni i zdecydowani być bardziej Bożymi. Praktykowanie czegoś to przyzwyczajenie, wykonywane dla różnych celów, ale zawsze egoistycznych. Bezduszne praktykowanie czegoś pozostawia was bez zmian takimi, jakimi jesteście, a nawet bardziej was obciąża winą kłamstwa lub lenistwa.
Symeon miał tę dobrą wolę. Życie nie oszczędziło mu zmartwień i doświadczeń, ale on nie utracił swej dobrej woli. Lata i wydarzenia nie naruszyły i nie wstrząsnęły jego wiarą w Pana, w Jego obietnice, nie osłabiły jego dobrego pragnienia, by stawać się coraz bardziej godnym Boga. I zanim oczy wiernego sługi zamknęły się na światło słońca, by oczekiwać na ponowne otwarcie się na Słońce Boże jaśniejące z Niebios – które po Moim Męczeństwie miały się otworzyć na Moje wejście – Bóg posłał mu promień Ducha. On zaprowadził go do Świątyni, aby ujrzał Światłość, która przyszła na świat.
“Poruszony przez Ducha Świętego” – mówi Ewangelia. O, gdyby ludzie wiedzieli, jakim doskonałym Przyjacielem jest Duch Święty! Jakim jest Przewodnikiem, jakim Nauczycielem! Gdyby pokochali i wezwali tę Miłość Najświętszej Trójcy, tę Światłość Światłości, ten Ogień Ognia, tę Inteligencję, tę Mądrość! O ileż więcej wiedzieliby od tego, co wiedzieć trzeba!
Spójrz, Mario! Patrzcie, dzieci! Symeon czekał przez całe długie życie na “zobaczenie Światłości” i poznał wypełnienie się Bożej obietnicy. Nigdy nie zwątpił. Nie powiedział sobie nigdy: “Daremnie trwam w nadziei i na modlitwie”. Wytrwał. I dostąpił “ujrzenia” tego, czego nie zobaczył kapłan i członkowie Sanhedrynu, pełni pychy i zaślepienia. Dostrzegł Syna Bożego, Mesjasza, Zbawiciela w tym dziecięcym ciele, które dało mu ciepło i uśmiech. Otrzymał uśmiech Boga na Moich wargach Dziecka: pierwszą nagrodę za życie uczciwe i pobożne.
Drugie pouczenie: słowa Anny, córki Fanuela (por. Łk 2, 36-38). Także ona, prorokini, zobaczyła we Mnie, Niemowlęciu, Mesjasza. To, zważywszy jej zdolność prorocką, nie było czymś zupełnie zaskakującym. Posłuchaj jednak, posłuchajcie tego, co – pobudzona wiarą i miłością – mówi do Mojej Matki. Niech to stanie się światłem dla waszego ducha, który drży w tym czasie ciemności i w ten dzień święta Światłości.
“Temu, który dał Zbawiciela, nie braknie mocy żeby dać Swojego anioła dla ukojenia Twojego, waszego ‘płaczu’.” Pomyślcie, że Bóg dał Siebie samego dla unicestwienia w duchach dzieła szatana. Czyż nie będzie mógł zwyciężyć teraz demonów, które was dręczą? Czy nie będzie mógł osuszyć waszych łez, zmuszając te złe duchy do ucieczki i zsyłając na nowo pokój Swego Chrystusa? Dlaczego nie prosicie Go o to z wiarą prawdziwą, potężną? Z wiarą, przed którą surowość Boża, rozgniewana przez tak wiele waszych grzechów, opada z uśmiechem. Przychodzi wtedy przebaczenie stanowiące pomoc i przychodzi Jego błogosławieństwo. Ono jest tęczą na tej ziemi, zatapiającej się w powodzi krwi, której sami chcecie.
Zastanówcie się. Ojciec, po ukaraniu ludzi Potopem, powiedział do Siebie i do Swego Patriarchy: “Nie będę przeklinał więcej ziemi z powodu ludzi, bo zmysły i myśli serca ludzkiego są skłonne do zła począwszy od młodości; przeto nie ukarzę więcej żadnej istoty żyjącej, jak to uczyniłem”. I był wierny Swojemu słowu. Nie zesłał już więcej Potopu. A wy, ileż to razy mówiliście sobie i Bogu: “Jeśli ocalejemy tym razem, jeśli Ty nas ocalisz, nie wywołamy już nigdy więcej wojny, nigdy więcej”, a potem ciągle je wywoływaliście, i to coraz straszniejsze. Ileż razy uczyniliście to, o fałszywi i nie szanujący Pana ani własnego słowa? A jednak – gdyby wielu wiernych wzywało Go z wiarą i potężną miłością – Bóg pomógłby wam jeszcze raz.
Złóżcie wasz niepokój u stóp Boga, o, wy wszyscy, których jest zbyt mało dla zrównoważenia grzechów tych licznych, którzy sprawiają, że surowość Boża musi działać. Pozostańcie Jemu oddani pomimo przerażającej godziny, która ciąży nad wami i wzrasta w każdej chwili. On zaś będzie umiał posłać wam Swego anioła, jak posłał Zbawiciela na świat. Nie bójcie się. Jednoczcie się z Krzyżem Jezusa. On zawsze pokonywał demona, który usiłował doprowadzić Jego serce do rozpaczy, czyli do oddalenia od Boga. Ponieważ zaś szatan nie potrafił osiągnąć tego innym sposobem zastawiał na Niego zasadzki okrucieństwa ludzi i smutków życia.»
▲ do góry