Matka Boża Wniebowzięta

  • Wniebowziecie NMP
  • Cud nad Wisłą

Wspaniałe święto, Matki Bożej Wniebowziętej tak bardzo przypomina nam o kresie życia ludzkiego, a jednocześnie daje nam wspaniały i niedościgniony wzór życia i śmierci człowieka. Kościół na przykładzie Maryi daje nam pewność, nam prawdziwie żyjącym w Kościele, że ludzkie drogi, chociaż muszą ostatecznie przejść przez bramę cmentarza, idą dalej, idą do wieczności, do wniebowzięcia. Kres ziemskiej pielgrzymki Maryi i Jej chwalebne wniebowzięcie pięknie przedstawia i opisuje Maria z Agerdy, której Bóg odsłonił nieco więcej szczegółów z życia Matki Bożej. Oto jak opisuje Jej wniebowzięcie:

"Najświętsza Panna odwiedziła przed śmiercią wszystkie miejsca naszego Odkupiciela i pożegnała się z każdym z nich, wśród rzewnych łez i bolesnych wspomnień cierpień Jej najukochańszego Syna. Dłuższy czas spędziła na Golgocie, błagając swego Syna, aby Jego śmierć i dzieło Odkupienia odniosły pożądany skutek w duszach wszystkich odkupionych. Następnie Najświętsza Panna pożegnała się z Kościołem świętym i zostawiła swój testament.

Na trzy dni przed śmiercią Maryi, apostołowie z rozporządzenia Bożego zebrali się w miejscu Ostatniej Wieczerzy. Przybyli ze wszystkich stron świata, aby być przy śmierci Królowej. Z płaczem przyjęli wiadomość, że mają utracić swoją Matkę. Wszyscy udali się do alkowy Maryi, która otoczona niebiańskim blaskiem modliła się na klęczkach.

Kiedy wszyscy się zgromadzili, Maryja, Mistrzyni pokory upadła na kolana przed Piotrem i rzekła: Mój władco, jako najwyższego Pasterza i głowę świętego Kościoła proszę cię, abyś udzielił mi twego świętego błogosławieństwa. Przebacz twojej służebnicy, że tak mało zasłużyła się aby przejść z życia doczesnego do wiecznego. Potem Maryja upadła na ziemię i ucałowała stopy św. Piotra. Uczyniła to samo wobec Jana. W taki oto sposób Maryja pożegnała się z wszystkimi apostołami, uczniami i wiernymi, przemawiając do każdego z nich z osobna.

Gdy dokończyła ten akt macierzyńskiej troskliwości, powstała i odezwała się do całego zgromadzenia w te słowa: Moje najukochańsze dzieci! Po wszystkie czasy byłyście zapisane w mojej pamięci i w mym sercu. Zawsze kochałam was czule ową miłością i przywiązaniem, jakim natchnął mnie mój najświętszy Syn. Jego widziałam zawsze w waszych osobach, jako w tych, których mój Syn wybrał sobie na swoje sługi i swych przyjaciół. Według Jego świętej i odwiecznej woli wstępuję teraz do mieszkania wiecznego; jednak przyrzekam wam jako Matka, że tam w świetle jasności Bożej będę zawsze nad wami czuwała. Polecam wam Kościół święty, moja matkę; polecam wam uwielbienie świętego Imienia Najwyższego, rozszerzanie Jego prawa, cześć i szacunek dla słów mego Boskiego Syna, rozpamiętywanie Jego życia, męki i śmierci i postępowanie według Jego nauki. O moje dzieci, kochajcie Kościół święty! Kochajcie także siebie nawzajem z całego serca ową miłością pokoju, na którą wam zawsze zwracał uwagę wasz Mistrz. A tobie, Piotrze, najwyższy święty Pasterzu, polecam mego syna Jana i wszystkich apostołów i wiernych.

Słowa Maryi jak strzały rozpalone ogniem Bożym przeszyły i skruszyły serca apostołów i wszystkich obecnych. Wszyscy poczęli płakać i niepocieszeni w bólu padli na ziemię. Wraz z nimi płakała i Maryja. Po pewnym czasie poprosiła wszystkich, by w milczeniu modlili się z Nią i za Nią. Wszyscy tak uczynili.

Podczas modlitwy przybył w swojej chwale Jezus, a wraz z Nim przybyli wszyscy błogosławieni i nieprzeliczona liczba aniołów. Całe miejsce zajaśniało niewysłowioną wspaniałością. Zbawiciel był widzialny tylko dla niektórych apostołów, m. in. dla św. Jana, na mocy szczególnego oświecenia; reszta osób odczuwała w sercu silne działanie łaski. Muzyka aniołów była słyszalna dla wszystkich, wszyscy też odczuwali rozchodzącą się niebiańską woń.

Maryja upadła przed Panem, ucałowała Jego stopy i leżąc u nóg swego Syna wzbudziła ostatni, największy akt pokory całego swego życia. Jezus udzielił Jej błogosławieństwa i powiedział wobec wszystkich błogosławionych, że zabiera Jej duszę i ciało do nieba.

Lecz Maryja upadła przed Synem na kolana i z obliczem jaśniejącym radością prosiła, aby mogła wstąpić do żywota wiecznego przez wspólną śmierć, tak jak wszystkie inne dzieci Adama i tak jak On sam. Jezus zgodził się na tę ofiarę.

Maryja położyła się na swoim łożu, złożyła ręce i patrząc nieustannie na swego Najsłodszego Syna poczęła gorzeć ogniem miłości Bożej. Gdy aniołowie śpiewali: Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Bo oto minęła już ziemia…, Maryja wymówiła te same słowa, które wyrzekł Jej Syn na krzyżu: W Twoje ręce, o Panie, oddaję ducha mego! Potem zamknęła oczy i skonała. Chorobą, która Ją o śmierć przyprawiła, nie było jakiekolwiek cierpienie ciała, ale miłość. Najczystsza dusza Maryi, opuściwszy Jej dziewicze ciało, uniosła się do tronu Jej Najświętszego Syna i Maryja została posadzona na stolicy Pańskiej po prawicy Zbawiciela. Cała procesja aniołów i świętych wróciła do nieba. Dusza Maryi przeszła do nieba 13 sierpnia, w piątek o trzeciej po południu, a więc w tym samym czasie, gdy skonał Jej Przenajświętszy Syn.

Najświętsze ciało Maryi, które było świątynią i mieszkaniem żywego Boga, otoczone było światłem i jasnością, unosiła się z niego cudowna, niebiańska woń, którą napawali się wszyscy wierni odczuwając cudowną wewnętrzną słodycz. Tysiąc Aniołów Stróży, przeznaczonych do służenia Maryi, pozostało na ziemi by strzec skarbu, jakim było dziewicze ciało Matki Boskiej. Apostołowie i uczniowie płakali z boleści, a jednocześnie i z radości, że dane im było widzieć tak wielkie cuda. W wielkim zachwyceniu śpiewali hymny i pieśni pochwalne ku uczczeniu zmarłej Matki.

Następnie w uroczystej procesji, w której uczestniczyli także mieszkańcy nieba, apostołowie zanieśli ciało Maryi do doliny Jozafata i tam z wielką czcią złożyli je w grobie, po czym zamknęli grób wielkim kamieniem. Aniołowie Stróże wraz z apostołami pełnili straż przy grobie, dopóki Przenajświętsze Ciało Maryi nie zostało wzięte do nieba, a stało się to 15 sierpnia w niedzielę po północy, w tej samej godzinie, w której zmartwychwstał Pan Jezus. Wtedy to Jezus zstąpił na ziemię, prowadząc po swojej prawicy duszę Najświętszej Matki, w otoczeniu legionów aniołów i patriarchów. Przybywszy do grobu na rozkaz Pana Najświętsza Dusza Maryi wstąpiła w Jej najczystsze ciało, ożywiła je do nowego życia, nieśmiertelnego i pełnego chwały nadając mu cztery dary, które odpowiadają chwale duszy i które z duszy przechodzą na ciało, a mianowicie: jasność, nie podleganie cierpieniom, zwinność i delikatność. Wyposażona w te dary Maryja wyszła z duszą i ciałem z grobu i w uroczystej procesji, wśród niebiańskiej muzyki uniosła się od grobu do nieba."

Tak opisuje wniebowzięcie Matki Bożej Maria z Agredy. A Bóg nas uczy, byśmy swoje życie upodobniali do życia Maryi i przypomina nam o kresie naszego życia, byśmy nigdy nie zapomnieli o śmierci. Pomiędzy wszystkimi szaleństwami i złudzeniami, jakie zły duch sprowadził na świat, nie ma większego i niebezpieczniejszego niż ten, że ludzie zapominają o śmierci i o tym wszystkim, co spotka ich na sprawiedliwym sądzie surowego Sędziego.

Żyjmy więc dla nieba!

do góry

Przeżywamy kolejną rocznicę Bitwy Warszawskiej w sierpniu 1920 roku. Dzięki przenikaniu do świadomości Narodu Polskiego zatajanej przez blisko wiek prawdy o faktycznym przebiegu wydarzeń znanych jako Cud nad Wisłą coraz śmielej mówi się o udziale Bogurodzicy w zwycięstwie nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej, która zmieniła losy Europy i świata.

Na przełomie lipca i sierpnia 1920 r. Armia Czerwona liczyła pięć i pół miliona żołnierzy. Jej forpoczta, ośmiotysięczna rzesza bolszewików jest już na rubieżach Warszawy.

Przeciwko pięciomilionowej Armii Czerwonej polski Kościół wystawia pięć milionów modlitw! Latem 1920 r., kiedy stało się oczywiste, że walki z bolszewikami wkraczają w ostatnią fazę, trzej polscy kardynałowie inicjują modlitewny szturm do Nieba. Zwracają się do Papieża Benedykta XV: Ojcze Święty, Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogami krzyża Chrystusowego – z bolszewikami. (…) Ojcze Święty, w tak ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Polskę.

Także Episkopat szuka wsparcia u braci w biskupstwie. Wszyscy zdają sobie sprawę, że upadek Polski będzie oznaczać koniec chrześcijaństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Piszą więc polscy biskupi: Nie o pieniądze Was prosim, Bracia, nie o amunicję, nie o wojsko. My nie wojny pragniemy, jeno pokoju. Prosim Was dzisiaj o szturm do Boga, o modlitwę za Polskę!.

Zrządzeniem Opatrzności, a za sprawą Włocha, bł. Bartolomeo Longo (1841-1926) Polska otrzyma także wsparcie modlitewne ze strony światowego laikatu. Starszy pan z uwagą i trwogą śledził rozwój sytuacji w Polsce i postanowił pomóc naszej osaczonej Ojczyźnie, apelując do katolików całego świata o modlitewną pomoc, ponieważ: Ostatecznie modlitwa okazuje się potężniejsza od pocisków, a wiara od dywizji.

Prymas Polski i arcybiskup Warszawy nie czekają biernie na rozwój wydarzeń. Czyż Jezus nie powiedział Słudze Bożej Wandzie Malczewskiej: Nie bójcie się! W moim Sercu znajdziecie Miłosierdzie, tylko z wiarą uciekajcie się do Niego. Publiczny Akt Zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Jezusowemu dokonany w Warszawie (przy udziale Marszałka Piłsudskiego) zostanie powtórzony przez Prymasa Polski, ks. kard. Edmunda Dalbora 27 lipca 1920 r., w obecności Konferencji Episkopatu Polski w jasnogórskiej kaplicy Królowej Polski. W tym samym dniu Episkopat ponowi akt obrania Bogurodzicy na Królową Polski.

W dniu 6 sierpnia, w uroczystość Przemienienia Pańskiego, zostaje zainicjowana ogólnopolska nowenna w intencji ocalenia Ojczyzny. Od tej chwili cały Naród włącza się w walkę z bolszewikami, duchowo, na kolanach, z różańcem w ręku. W każdej świątyni decyzją księdza Prymasa jest wystawiany Przenajświętszy Sakrament.

Kościół Patronki Warszawy przeżywa prawdziwe oblężenie. Każdy decymetr posadzki jest zajęty. Do kaplicy Cudownego Obrazu Łaskawej Strażniczki Polski nie sposób się dostać. Ci, dla których zabrakło miejsca, klęczą na schodach i wprost na ulicy. Szczęśliwcy modlący się w ławkach godzinami okupują z trudem zdobyte miejsca. Może trochę luźniej jest nocami, ale wtedy kościół i kaplica Maryi są oblężone przez „krzyżaków”, wiernych, którzy dawnym zwyczajem modlą się z różańcem w dłoni, leżąc krzyżem na kamiennej posadzce.

Obraz Matki o łaskawym obliczu przyciąga wiernych jak magnes. Tu i tylko tu chcą prosić Maryję o ocalenie bliskich walczących na froncie. Właśnie tu lud stolicy chce powierzyć Maryi losy swoich bliskich. Dzieje się tak, ponieważ warszawianie od przeszło 250 lat wiedzą, że ich Patronka jest niezawodną Tarczą i Obroną zarówno miasta, jak i ludu. Warszawa wierzy, że jak w 1652 roku, a potem jeszcze wiele, wiele razy, tak i teraz Maryja Łaskawa ocali miasto oficjalnie Jej pieczy powierzone.

W dowód wdzięczności rajcowie jednogłośnie obwołali obraz cudownym, wieńcząc skronie Madonny darem ludu stolicy: pozłacaną wotywną koroną, i zaprosili Maryję do współrządów, nadając jej tytuł Patronki Stolicy i Strażniczki Polski (Custos Poloniae), co zostało odnotowane w akcie „Votum Varsaviae”. Na jego mocy Maryja otrzymała w stolicy pełnię władzy cywilnej, a także władzę wojskową obejmującą całą Rzeczpospolitą. Akt przekazania burmistrzowskich i marszałkowskich uprawnień Matki Łaskawej wyprzedził o cztery lata intronizację Maryi – Królowej Polski.

Dzień Przemienienia to także dzień PRZEMIANY na froncie. Naczelny Wódz, Józef Piłsudski, podpisuje rozkaz kontrofensywy znany jako „Rozkaz do przegrupowania” – jest to plan operacji zaplanowanej na 15-18 sierpnia. Ma odwrócić katastrofalny bieg wydarzeń.

Zbyt późno, ale przygotowywano pierwszą linię obrony Warszawy: okopy i zasieki. Miasto pustoszało. Wszyscy byli przekonani – a raczej powszechnie było wiadomo – że bolszewicy lada dzień wejdą do stolicy. Misje przedstawicielskie i alianckie wyjechały. Urzędy i poselstwa zagraniczne ewakuowano do Poznania. W stolicy pozostali tylko nuncjusz apostolski ks. Achille Ratti, późniejszy Papież Pius XI, i przedstawiciel Turcji.

Pomimo ufności i głębokiej wiary w pomoc Opatrzności Bożej panika i lęk wkradają się do serc.

Niedziela, 8 sierpnia, trzeci dzień nowenny to dzień publicznych modlitw z generalnym rozgrzeszeniem i Komunią Świętą – zgromadził nieprzebrane rzesze nie tylko w świątyniach. Ludzie modlą się, klęcząc wokół kościołów. Krakowskie Przedmieście jest całkowicie wyłączone z ruchu.

Tego dnia nie docierają na plac Zamkowy odgłosy bolszewickiej kanonady od strony Pragi. Jest zagłuszana dobywającymi się z tysięcy ust pieśniami, którymi Warszawa błaga swą Patronkę o ocalenie.

Pod kolumną Zygmunta ustawiono ołtarz polowy z relikwiami bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa. Wieczorem, po zakończonej adoracji, ciągną na plac Zamkowy wielotysięczne pochody. Wincenty Witos wspominał: Olbrzymie tłumy ludności chodziły z procesją i chorągwiami przez dwa dni po ulicach Warszawy, śpiewając pieśni i prosząc Boga o zwycięstwo.

Generał Maxime Weygand, członek misji francuskiej, napisze: Podziwiałem, w owym sierpniowym 1920 roku, z jaką żarliwością naród polski padł na kolana w kościołach i szedł w procesjach po ulicach Warszawy. Ja nigdy w życiu nie widziałem takiej modlitwy, jak w Warszawie.

Warszawy bronić będzie ochotnicza 5. Armia gen. Hallera, która zdaniem gen. Tuchaczewskiego była najsłabsza co do układu jednostek i najsłabsza duchowo. Trudno się temu dziwić – w jej szeregi trafili prosto ze szkolnych ławek szesnasto i siedemnastoletni gimnazjaliści i harcerze. Ale nie ma innego wyjścia, po prostu brakuje doświadczonych żołnierzy z wojennym stażem. Zaczynają się pierwsze walki o przyczółek stolicy, Radzymin, odległy od Warszawy o blisko 16 kilometrów.

Następnego dnia, w piątek (13 sierpnia), za siódmym razem udaje się bolszewikom zdobyć Radzymin i zająć okoliczne wioski. Warszawa jest już na wyciągnięcie ręki! Bolszewicy nie posiadają się z radości, widząc majaczące w oddali białe wieże soboru Aleksandra Newskiego usytuowanego w sercu Warszawy – na placu Saskim. Na wiadomość o zajęciu Radzymina uszczęśliwiony komisarz wojny Lejba Bronstein (vel Lew Trocki) wyrzekł słynne: 16 wiorst i… Jewropa!

Nikt nie ma złudzeń. Tylko cud może wyrwać z rąk bolszewików zajęte pół Polski i ocalić jej stolicę. Dla zaistnienia cudu trzeba dobrowolnej ofiary, trzeba żertw ofiarnych…

Oto dwóch równolatków, ksiądz kapelan Ignacy Jan Skorupka (lat 27), warszawianin, i żołnierz – porucznik Stefan Pogonowski (lat 26), łodzianin, świadomie przygotowują się do tej roli. Ich dobrowolna ofiara młodego życia za wolność Polski zostanie przyjęta.

Ich wybraństwo i misja zostaną uwierzytelnione publicznym ukazaniem się Bogurodzicy w chwili ich śmierci. Dzięki temu ich irracjonalne zachowania zostaną właściwie odczytane jako wypełnienie powierzonego przez Opatrzność zadania.

Przez 93 lata młodzi ludzie byli przedstawiani jedynie jako bohaterowie. Nowe fakty weryfikują i zmieniają ocenę ich czynów. Dziś postrzegamy ich zachowanie nie jak brawurę, lecz odważne, konsekwentne i heroiczne wypełnienie woli Bożej. Ujawniona heroiczność cnót wskazuje, że obaj zasługują na chwalebny tytuł Sług Bożych.

14 sierpnia, sobota, wigilia Wniebowzięcia NMP. Bolszewicy powtarzają manewr gen. Paskiewicza z czasów Powstania Listopadowego. Uderzają na Warszawę od strony Pragi, atakując Ossów i Leśniakowiznę. Akcja zapowiada się bezproblemowo – linia polskiej obrony to ochotnicy, z których wielu nie brało jeszcze udziału w żadnej bitwie.

O godz. 3.30, 79. brygada z potężnym okrzykiem: „Ura! Dajosz Warszawu” rozpoczyna natarcie! Po 2,5 godzinach jest już wiadomo, że ta potyczka, nawet nie bitwa, jest tryumfem bolszewików i za parę godzin bolszewicy przez Turów i Ząbki wejdą do stolicy.

O godz. 5.00 gromady śmiertelnie przerażonych ochotników wycofują się. Nie ma sposobu, by zmusić ich do posuwania się naprzód. Wtedy podbiegł do dowódcy ppor. M. Słowikowskiego ks. Ignacy i prosił o zgodę na przejście z ostatniej (właściwej dla kapelana linii) do linii pierwszej, by „iść razem z żołnierzami i wziąć udział w tej bitwie”. Słowikowski wyraził zgodę i ksiądz ruszył obok niego.

Ogień nieprzyjaciela wzmagał się. Szereg biegnących w tyralierze zaczynał się łamać. Widząc to, ks. Skorupka wybiegł przed ochotników i znalazł się na pierwszej linii. Wznosząc w jednej ręce krzyż, drugą wskazując kierunek natarcia, z okrzykiem „Za Boga i Ojczyznę” biegł, zagrzewając młodocianych żołnierzy do walki. Nikt nie zauważył, kiedy zginął. Ale ten niezauważony moment śmierci księdza stał się punktem zwrotnym starcia pod Ossowem.

Niedziela, 15 sierpnia, uroczystość Wniebowzięcia.

Jest głęboka noc, straże bolszewickiej 27. Dywizji wyraźnie widzą łunę świateł nad Warszawą – mają przed oczami prawie osiągnięty cel wielomiesięcznej marszruty! Od zajęcia stolicy Polski, „Paryża Wschodu”, dzieli ich już tylko czas nocnego wypoczynku.

O godzinie pierwszej w nocy porucznik Stefan Pogonowski, lekceważąc otrzymane rozkazy, samowolnie podejmuje atak na Zamostki Wólczyńskie i Wólkę Radzymińską, dopuszczając się czynu, po ludzku sądząc, absolutnie niezrozumiałego! Trudno przypuścić, by doświadczony legionista z sześcioletnim stażem wojennym mógł ot, tak sobie zlekceważyć rozkaz dowódcy, gen. Żeligowskiego! Nie było tajemnicą, co spotyka żołnierza, nawet oficera, za niewykonanie rozkazu – sąd polowy i… kara śmierci. Szturmując Wólkę Radzymińską, porucznik w żaden sposób nie mógł wiedzieć, że „atakuje najczulsze miejsce armii bolszewickiej, centrum głównej arterii nieprzyjacielskiego ruchu naprzód”.

Nagły atak ludzi Pogonowskiego wywołuje popłoch wśród śpiących i niespodziewających się niczego bolszewików, tym bardziej że na nocnym niebie ponad atakującymi Polakami pojawia się postać Niewiasty „groźnej jak zbrojne zastępy”, Jej szeroki granatowy płaszcz powiewa na wietrze, odcinając się smugami światła od czarnego nieba. Osłupieli ze grozy bolszewicy widzieli, jak Niewiasta odrzuca ich pociski, które eksplodują tam, gdzie znajdują się ich odwody! Ogarnięci panicznym strachem, uciekają na łeb, na szyję, porzucając tabory, działa i amunicję.

Po zjawieniu się Bogurodzicy sytuacja na froncie zmieniła się diametralnie. Marszałek Piłsudski tak ją opisuje:

Wydawało mi się, że jestem gdzieś we śnie, w świecie zaczarowanej bajki. Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda!

Czy śniłem wtedy, gdy jakaś zmora dusiła mnie jeszcze tak niedawno swą nieprzepartą siłą ustawicznego ruchu, zbliżającego potworne łapy do śmiertelnego uścisku gardła, czy śnię teraz, gdy 5. dywizja swobodnie i bez oporu przebiega śmiało te przestrzenie, które jeszcze tak niedawno w śmiertelnej trwodze oddawały się nieprzyjacielowi? Gdzież jest [bolszewicka] 16. Armia? Gdy jechałem do Mińska, świadczyły o niej armaty, zostawione bez zaprzęgów i bez obsługi w polu, świadczyły o niej dość liczne trupy ludzi i koni obok szosy, świadczyła wreszcie ludność, która z zachwytem opowiadała mi, zatrzymując auto, gdy mnie poznawano, że bolszewiki uciekały w bezładzie i popłochu w różne strony!.

Maryja wysłuchała próśb swego ludu zanoszonych podczas wielkiej nowenny modlitewnej. Tak spełniły się słowa proroctwa Bogurodzicy przekazane Słudze Bożej Wandzie Malczewskiej 47 lat wcześniej. 15 sierpnia 1873 r. Matka Boża zapowiedziała: Uroczystość dzisiejsza wnet stanie się świętem narodowym, dla was, Polaków, bo w tym dniu odniesiecie zwycięstwo nad wrogiem, dążącym do waszej zagłady.

do góry

>